CZĘŚĆ II B - Anjouan  -  PART  TWO "B"

Tekst i zdjęcia:  Wojciech Dąbrowski  © - text & photos

 

      

 Centralnym punktem stolicy Anjouanu - Mutsamudu wydaje się być rozległy, zacieniony plac przed pocztą. Stąd już tylko krok do portu więc nie dziwi fakt, że jeden kąt placu zajmuje targ rybny. Ryby, jak widać bardzo okazałe przywozi się z rybackiej przystani na taczkach. Ten sam plac pełni również funkcje dworca autobusowego czy może raczej mikrobusowego. To stąd właśnie wyruszają na drugą stronę wyspy ciasne mikrobusy będące najpopularniejszym środkiem publicznego transportu . 

 

Życie miasteczka koncentruje się wokół miejscowego "marche" - bazaru. Hala pod kolumnadą malowana jest na kolor błękitnego nieba, a nad kramami wysuniętymi na świeże powietrze rozwieszono różowe płachty chroniące przekupniów i towar przed silnie operującym słońcem.  Sprawia to, że bazar ogląda się w tonacji różowo-błękitnej... 

W straganach dominują warzywa i owoce. Ktoś, kto szuka pamiątek czy wyrobów rękodzieła ma raczej niewielki wybór: w nielicznych kramach można kupić plecionki i wyroby z drewna. Ale nie ma tu takiej rozmaitości wyrobów jak w Kenii czy Tanzanii.

A skoro jesteśmy przy temacie handlu to proszę popatrzeć: przy nadbrzeżnej ulicy znalazłem ciekawy sklepik. Miał szerokość drzwi wejściowych. Na jakąkolwiek ladę nie starczyło w nim miejsca. -To na razie mały biznes - powiada sklepikarz, ale od czegoś trzeba zacząć!  Kiedyś będę właścicielem wielkiego magazynu  i zatrudnię kilku sprzedawców!

Za małe pudełko margaryny (100g) zapłaciłem 250 franków, a za butelkę coca-coli- 150, mała bagietka (sprzedawana na rogu ulicy koło bazaru) kosztowała 100 franków. Za jedno euro w banku płacili 481 franków komoryjskich. Warto odnotować, że na Komorach mają bardzo ładne, kolorowe banknoty...

 

Kilka kupek owoców mango na liściu bananowca... Tak też można handlować... Za jedną "kupkę" (5 szt) ten chłopak chciał 500 franków i zdaje się, ze nie była to wygórowana cena - na Anżuanie nie nauczyli się jeszcze oskubywać turystów, bo po prostu ich tu nie ma...

Mutsamudu nie może się niestety pochwalić piękną plażą. Na wschód od portu jest wprawdzie odcinek piaszczystego wybrzeża na którym odpoczywają plastykowe łódki miejscowych rybaków, ale plaża ta jest również wysypiskiem odpadków w których grzebią pyskami wałęsające się krowy. Wiele miejscowych kobiet przychodzi na tą plaże myć kuchenne gary. Nie muszę dodawać, że widok nie jest budujący...

Warto rankiem wsiąść przed pocztą do mikrobusu i ruszyć wzdłuż kamienistych plaż na zachód, wspinając się razem z szosą na urwiska,  małe przełęcze i przecinając fragmenty dziewiczego, tropikalnego lasu. W wioskach po drodze toczy się niespieszne życie: kobiety piorą w potokach i rozkładają bieliznę do suszenia na kamieniach, stukają stępy, babcie gotują strawę w kociołkach na zewnątrz domów. Poszarpane wybrzeże Anjouanu zbudowane jest w tej części wyspy z wulkanicznych skał. Znaleźć tu można sporo malowniczych zakątków wartych fotografowania. Problem w tym, że kierowca publicznego mikrobusu nie chce przystawać dla zdjęć...

Pozostaje robienie zdjęć podczas jazdy - przez nie zawsze czyste szyby mikrobusu. Warto jeszcze przed odjazdem postarać się o frontowe miejsce - obok kierowcy. Nawet jeśli już jest zajęte (kto pierwszy przychodzi ten zajmuje najlepsze miejsca) trzeba grzecznie poprosić o odstąpienie tłumacząc, że podczas jazdy będziecie filmować ich "piękną wyspę". Wiele razy skutecznie stosowałem tą metodę !

W Sima szosa zmienia kierunek i biegnie wzdłuż południowego wybrzeża na zachód aż do Moya. Na tym odcinku zdarzają się plaże z drobnych kamieni. Największa osadą po drodze jest – przez Pomoni z hotelem „Eden”

Starszy wiekiem kierowca był sympatyczny. Za  przejazd jego taxi brousse (tak miejscowi nazywają mikrobusy) zapłaciłem tylko 750 franków. A widoków po drodze było za co najmniej trzy razy tyle...

Dla nas takie palmy pochylone nad oceanem to czysta egzotyka, nawet gdy - jak tutaj - pod palmami wałęsają się prozaiczne krowy. Niestety brak w tym krajobrazie białego piasku - brzeg jest kamienisty.

Takie chatynki wzniesione z chrustu i gliny i pokryte strzechą widzi się tutaj niestety coraz rzadziej - wypierają  je nieciekawe domy z betonowych pustaków.

Wokół domów egzotyczne drzewa. Tu na przykład jack - fruit, mający owoce wielkości głowy dziecka.  

Zawiodą się ci, którzy przyjechawszy na Anjouan będą szukali ocienionych palmami tropikalnych plaż.  Wybrzeża wyspy są skaliste, co sprawia, że wyspa wygląda na trudno dostępną. Tak też postrzegali ja pierwsi Europejczycy, którzy zawędrowali w te strony - Komory zastały odkryte w 1503 roku przez Portugalczyków.

 

Jest  jednak na Anjouan przynajmniej jeden uroczy zakątek dla amatorów kąpieli w  tropikalnym morzu: tą jedyną prawdziwie piękną plażę  znajdziecie w  Moya - wiosce położonej po przeciwnej stronie wyspy w stosunku do Mutsamudu . Schodzi się do niej od szosy stromo w dół wśród porastających zbocze bananowców ścieżka wyznaczoną płotami z palmowych mat.
Warto tu przyjechać!  Pas pomarańczowego, czystego piasku zamknięty jest z obu stron czarnymi, wulkanicznymi skałami.  Na amatorów kąpieli czeka tu lazur oceanu i kompletna pustka. Tylko kilku miejscowych, czarnych chłopaków brodzi w wodzie w poszukiwaniu krabów. Jakże tu sobie odmówić kąpieli w środku upalnego dnia?  Dla tych, którzy chcą się zatrzymać w tym zakątku na dłużej na zboczu ponad plażą zbudowano wśród bananowców niewielki hotelik „Sultan”. Pokój w jednym z kilku domków kosztuje tu 9000 franków.  Miejscowi zachwalają także plaże z ciemnym piaskiem wulkanicznym – w Foumbani i Bimbini – ale to już nie to, choć można je odwiedzić jako przyrodniczą ciekawostkę.

Gdy jadąc po obwodzie wyspy dotrze się do plaży w Moya to aż się prosi, aby jadąc dalej na północ zamknąć pętlę dookoła wyspy. Zadanie to jest stosunkowo łatwo wykonalne, gdy dysponujemy własnym środkiem transportu. Gorzej, gdy zdani będziecie na transport publiczny. Już w samej wiosce szosa zaczyna wspinać się ostro licznymi „agrafkami” z poziomu morza na wysokość ponad tysiąca metrów. Każdy niemal zakręt odsłania nowy wspaniały widok na ocean i wybrzeże wyspy, ale prawdziwego zawrotu głowy doznaje się, gdy rzężący samochód dopełznie w końcu pod przełęcz i stamtąd otworzy się widok na wielki błękit niezmierzonego oceanu otaczający zieloną wyspę.

Publiczne mikrobusy niezmiernie rzadko pojawiają się na tym stromym, forsownym odcinku. Nie ma potrzeby! Z zachodu dowożą ludzi do Moya, z północy do Adda Doueni... A w górach między tymi miejscowościami nie ma wiosek... Długo czekałem w skwarze aż pojawił się jakiś rupieć i zabrał mnie za wygórowaną cenę... Pojechałem wzdłuż wschodniego wybrzeża, na którym leży miasteczko Domoni – drugie co do wielkości na wyspie i jedno z najstarszych na Komorach . Zwraca w nim uwagę stary meczet i cztery złocone kopuły stosunkowo nowego grobowca, w którym spoczywa pierwszy prezydent niepodległych Komorów Ahmed Abdallah, rządził on krajem po uzyskaniu niepodległości w 1975 roku.  Z Domoni pochodził również trzeci prezydent kraju Said Mohamed Djohar, szkolny kolega Abdallaha.

Szosa z Domoni do stolicy wiedzie przez Cyrk Bambao - duży, naturalny kocioł obramowany stromymi zboczami zielonych gór. Warto przystanąć przy kaskadach Chutes de Tatinga. W pobliżu jest destylarnia olejku ylang-ylang, surowca do wytwarzania najdroższych gatunków perfum – gdy jest otwarta można zapoznać się z procesem produkcji...  

Po zatoczeniu kręgu wokół wyspy bez potrzeby wracania do Mutsamudu  znalazłem się ponownie na lotnisku w Ouani. Na godzinę przed rozkładową pora odlotu!  Ale okazało się że lot będzie opóźniony o 3,5 godziny. No cóż, to przecież Komory...

On leciał tym samym samolotem. Wielkie, zdziwione oczy: nie dość że facet jest biały to jeszcze celuje we mnie jakimś szklanym okiem...

Na muzułmańskich Komorach trudno jest fotografować ludzi, szczególnie kobiety. Odwracają zazwyczaj twarze na widok aparatu czy kamery. Zdjęcie tej ślicznotki zrobiłem z zaskoczenia, dziękując potem z uśmiechem... Nie protestowała...

  >>>>>Przejście do kolejnej części relacji - na Moheli  

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory