Tekst i zdjęcia:  Wojciech Dąbrowski  © - text & photos

Część VI C relacji z podróży od krańca do krańca Afryki  - Południowy Kamerun

-  Part six C - South Cameroon

 

 

       (ciąg dalszy)

 Wielkie ośrodki miejskie Kamerunu: stolica tego kraju Yaounde i centrum ekonomiczne jakim jest Douala znajdują się w południowej części kraju. Powiem szczerze: nie lubię wielkich miast - szczególnie tych w Trzecim Świecie - najczęściej przeludnionych, niebezpiecznych, pełnych kurzu i spalin... Ale one też składają się na obraz kraju, który bez wizyty w stolicy nie byłby przecież pełny. Ruszyłem zatem - najpierw do Yaounde.

Pociąg rozpoczynający swój bieg w N'Gaoundere w centralnej części Kamerunu według rozkładu powinien przemierzyć trasę do stolicy w ciągu 12 godzin. W rzeczywistości podróż trwa czasem nawet dwa razy tyle. Nam udało się do celu po 16 godzinach, co nie było wcale złym wynikiem. W kuszetce podróżuje się wygodnie - dają nawet czystą pościel. Tyle, że podczas jazdy wagonem tak rzuca, a jego części tak niemiłosiernie skrzypią, że o normalnym śnie raczej nie ma mowy. W składzie jest wagon restauracyjny i czarne dziewczyny zaraz po starcie zbierają zamówienia na napoje i posiłki - za 2500 CFA można dostać danie z mięsem lub rybą...

Gdy przychodzi świt okazuje się, że jednotorowy szlak wiedzie przez gęstą, kipiącą zielenią dżunglę.  Odcinkami tor biegnie wzdłuż szerokich rzek.  Powietrze tu już inne niż tam - na wyżynach. Świeżość poranka ustępuje wkrótce lepkiemu upałowi...
Na mijankach obserwujemy odkryte wagony załadowane wielkimi kłodami cennych gatunków drewna. To jeden z podstawowych artykułów eksportowych Kamerunu (pozostałe to niewielkie ilości ropy i boksyty). Niestety, takich potężnych drzew do wycięcia jest w dżungli coraz mniej. Międzynarodowe organizacje biją na alarm, a oni... wycinają dalej, bo coś trzeba sprzedawać aby sprowadzić zza granicy samochody dla dygnitarzy, telewizory i inne dobra...

Coraz częściej przystajemy na stacyjkach, gdzie wzdłuż pociągu biegają przekupki oferujące kolby gotowanej kukurydzy, pieczony maniok, banany i pomarańcze. 

Ostatni odcinek trasy prowadzi przez dzielnice slumsów, które obrastają stolicę. Ze zgorszeniem patrzę jak bogaci Kameruńczycy z pociągu zabawiają się rzucając puste butelki po wodzie mineralnej stojącym przy torze dzieciakom. Dzieci biegną wzdłuż toru i biją się o nie - najwyraźniej taka butelka ma dla nich wymierną wartość... Afryka...  

Na małą stacyjkę w Yaounde wjeżdżamy około 10.30. Przy wyjściu z peronu odbierają nam wykorzystane bilety, a za bramą rzuca się na nas tłum taksówkarzy.  -Do hotelu "Ideal" - 2500!  Spokojnie, zostaw ten plecak, sprawdzę, za ile pojedzie twój kolega!... Cena od razu spada... W końcu jedziemy za 1500... Hotel "Ideal" leży przy dużym rondzie Nlongkak - jakieś 2 km na północ od centrum. Pamięta kolonialne czasy. Za pokój z łazienką i podwójnym łóżkiem biorą 8000 CFA. Wiatraka nie ma, ale są za to małe balkoniki...  Od razu widzę, ze trzeba przeprosić się z moskitierą...

Ale nie było źle: za rogiem miałem internet cafe, skąd płacąc 500 CFA za godzinę mogłem wysłać pocztę...

Co trzeba zobaczyć w Yaounde?  W centralnym punkcie stolicy Francuzi wznieśli katolicką katedrę Notre Dame.   Aż 40% 17-milionowego społeczeństwa Kamerunu to chrześcijanie.

Był akurat Wielki Piątek i we wnętrzu trwało nabożeństwo. Nie było tłumu... Moją uwagę zwróciła ciekawa kompozycja nad głównym ołtarzem...

 

Zupełnie przypadkowo trafiłem na inny, ładny kościół. To schowana za murem świątynia greckokatolicka. Znajdziecie ją w północnej dzielnicy Bastos, gdzie ulokowało się wiele ambasad.
   

Wracając do centrum miasta warto pokazać jaki widok otwiera się ze schodów katedry Notre Dame. To Place Ahmadou Ahidjo - jeden z centralnych punktów miasta - nazwany imieniem pierwszego prezydenta niepodległego Kamerunu (rządził od 1960 do 1982 roku). Po prawej Francuskie Centrum Kulturalne, w głębi - główna poczta. A pod katedrą - stragany z pirackimi płytami i kasetami, telefonami komórkowymi i tandetną odzieżą.

Ulica w prawo biegnie od katedry do Marche Central czyli na bazar, którego centralnym punktem jest okrągła budowla przypominająca rzymską arenę.  Obrośnięta jest dookoła setkami kramów. Nie jest to przyjemne miejsce, biały turysta jest tu zaczepiany bez przerwy i to nie tylko przez dzieci. Odradzam... Ciekawsze, barwniejsze i bezpieczniejsze bazary znajdziecie na kameruńskiej wsi i w małych miasteczkach...

Przy "katedralnym" placu w Yaounde warto jeszcze odnotować wieżowiec, w którym mają siedzibę tutejsze banki (z lewej) i wysoką, opuszczoną ruderę, która była lub miała być hotelem.   

Reprezentacyjna Aleja 20 Maja biegnie w kierunku okazałego Hotelu Hilton i dzielnicy rządowej. Tu odbywają się manifestacje. Z prawej strony stoi trybuna prezydencka pilnowana przez policjantów w cywilu. To zdjęcie przypłaciłem łapówką.  Gdy nieświadom rzeczy po zrobieniu zdjęcia podszedłem bliżej zażądali paszportu... Krzyczeli, straszyli.  I nie chodziło wcale o to abym skasował cyfrowe zdjęcie (co zaproponowałem). Chodziło oczywiście o pieniądze... Wg międzynarodowych organizacji zajmujących się walką z korupcją Kamerun jest jednym najbardziej skorumpowanych krajów Afryki... Sam miałem okazje się  przekonać.  Nie powtórzcie mojego błędu - z daleka od tej trybuny! 

Okazały Hotel Hilton (z lewej)  i gmachy ministerstw. To chyba najbardziej reprezentacyjny fragment stolicy rozrzuconej na łagodnych wzgórzach. Wraz z przedmieściami ma ona ponad milion mieszkańców.
DOUALA

Już następnego dnia pojechałem do Douali - tym razem szczelnie wypełnionym minibusem za jedne 2000 CFA + 500 za plecak. Między dwoma największymi miastami kraju kursuje ich wiele. Jest konkurencja, a na terminalu w Yaounde grasują bandy naganiaczy, które wydzierają sobie bagaż turysty ciągnąc go do upatrzonego wozu. Uważajcie!  Dobra, asfaltowa szosa wytyczona przez dżunglę umożliwia dotarcie do celu w ciągu 3 godzin.

Tak wyglądają smutne przedmieścia Douali >>>>  

 

Douala nie leży wcale nad morzem, choć jest najważniejszym portem Kamerunu. Miasto rozłożyło się nad rzeką Wouri.  Douala jest większa od stolicy kraju - mieszka w niej prawie 1,5 miliona ludzi. To widać; budowane bez ładu domy są tu niesamowicie stłoczone... A cała ta architektura ma cechy wielkiej improwizacji.
Nieustanny ruch na jezdniach, wilgotny upał, smog, kurz, hałas - takie jest to największe miasto Kamerunu. Przewodniki ostrzegają przed wychodzeniem na ulice po zmroku...  Miasto wyraźnie dzieli się na stare śródmieście (ktoś z miejscowych ostrzega mnie tu przed fotografowaniem - bo zaraz przyczepi się policja!) z budynkami administracji i trawiastym Place du Gouvernement, na którym widziałem czynną o dziwo fontannę oraz na handlową dzielnicę Akwa - położoną także nad rzeką, ale bardziej na północ.

W najstarszej, kolonialnej części miasta znaleźć można nieliczne przykłady architektury z pierwszej połowy XX wieku - takie budynki można tu uznać za zbytki - w tym mieści się jakaś agencja turystyczna... W pobliżu - przy rue Joss są siedziby kilku banków, a w jednym z nich - działający bankomat, z którego można pobrać gotówkę...

 Na styku dwóch wspomnianych wyżej części miasta stoi katolicka katedra. 

I tu pora napisać, że najlepszym, najbezpieczniejszym locum dla trampów w Douali jest misja katolicka w dzielnicy Akwa przy rue Franceville (tel. 342 2797). Miejscowi lepiej znają ulicę Joffre na początku której stoi budynek misji. Nocleg w pokoju z łazienką i klimatyzacją (innych tu nie ma) kosztuje 8000 CFA (single) lub 6000 (w twin lub triple). Rzeczą niezwykłą jest tu spory basen z czystą wodą zbudowany na dziedzińcu misji, którego zalety docenicie, gdy klejąc się w wilgotnym upale wrócicie  z miasta. Gdyby nie było miejsca w misji to podobno podobne warunki (ale za wyższą cenę) oferuje "Foyer du Marin" (Seamanns Mission) w tej samej dzielnicy przy rue Gallieni. 

Tymczasem wejdźmy jednak do katedry - najładniejszej budowli w smutnej i zatłoczonej Douali...  Lekkie kolumnady po obu stronach głównej nawy nadają jej wnętrzu nieco orientalny charakter. Za głównym ołtarzem można podziwiać ładne witraże.
A to rue de la Liberte - centralna ulica handlowej dzielnicy Akwa, gdzie mieszkałem. W wielkich miastach Kamerunu dominują francuskie nazwy, choć oficjalnie Kamerun jest dwujęzyczny. Język angielski dominuje w zachodnich prowincjach, które w wyniku referendum dołączono do byłego Kamerunu Francuskiego po rozpadzie Brytyjskiego Kamerunu w 1961 roku. To tam - w pobliżu granicy z Nigerią leży 4-kilometrowy Mt Cameroon, na szczyt którego można się wspiąć z przewodnikiem... Na zwiedzenie tej części kraju trzeba minimum tygodnia.  Tam nie byłem, tym razem zabrakło czasu... Zmierzałem na wschód...

Na wschód od Kamerunu leży kraj, o którym jeśli się coś słyszy, to są to raczej smutne wieści. To Republika Środkowoafrykańska - dawna kolonia francuska, następnie cesarstwo Bokassy. Już kiedyś próbowałem tam wjechać - nie wyszło... Tym razem byłem w lepszej sytuacji: agencje pisały o względnej normalizacji w tym kraju, byłem w Douali, która jest lotniczym gateway'em do RŚA, w planie mojej podróży miałem kilka dni w zapasie, a ambasada RŚA w Yaounde o dziwo na poczekaniu  wydała mi wizę. Więc choć tego dziwnego kraju nie było w programie Transafricany postanowiłem spróbować...

  >>>>>Przejście do kolejnej części relacji  z Rep. Środkowoafrykańskiej 

<<<- do poprzednich  części "Transafricany"

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory