Grenytyt.gif (19066 bytes)

część II - Canouan                                               tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos


Na mapie Grenadyn widać że na południe od wyspy Bequia leży inna - Mustique. Ale tam nie mogłem popłynąć z tej prostej przyczyny, że jest to wyspa prywatna na której nie toleruje się nieproszonych gości. Publiczne stateczki kursujące między wyspami tam  nie zawijają , a bogaczy których stać na posiadanie willi czy wynajęcie apartamentu na Mustique dowożą tam samolocikami lub w najgorszym przypadku szybką, prywatną motorówką. Na wysepce rządzi dość tajemnicza Mustique Company dysponująca nawet własnymi samolotami. Teoretycznie na malowniczej Mustique - Wyspie Komarów każdy może sobie kupić działkę i wybudować posiadłość.  Ale jest to inwestycja rzędu miliona dolarów. I dlatego Mustique pozostaje wyspą dla wybranych.

Z tego właśnie powodu po pobycie na Bequii postanowiłem  popłynąć na następną wyspę łańcucha - Canouan...

   

Gren1147.jpg (14518 bytes)   M/v "Rita"

Z Saint Vincent na pierwsza wyspę archipelagu Grenadyn - Bequię każdego dnia kursuje kilka promów.  Ale po to aby nie wydając zbyt wiele pieniędzy dostać się na bardziej odległe wyspy z grupy Grenadyn trzeba skorzystać z kursującego 2-3 razy na tydzień statku pocztowego ("mailboat"). Ktoś, kto nie musi się liczyć z gotówką może oczywiście polecieć na te wysepki, które posiadają pasy startowe małym samolocikiem kompanii SVGAir lub wynająć sobie szybką motorówkę ("speedboat").  Trampy jednak czekają na tani mailboat...  Funkcje statku pocztowego pełni zazwyczaj sędziwa "Barracuda".  Gdy dotarłem na St Vincent okazało się,  że wysłużona jednostka akurat się popsuła i zastępuje ją  o połowę mniejsza "Rita" - jeszcze starsza i jeszcze bardziej pordzewiała... 

Rozkład rejsów "Barracudy":

W poniedziałki i czwartki odpływa z St Vincent o 10.30 do:    Bequia (11.30), Canouan (13.15), Mayreau (15.00) i Union Is. (15.45).    Następnego dnia o 6.30 rano odpływa z Union na Myreau (7.20), Canouan (8.30), Bequia (10.45) i St. Vincent (12.00).         W soboty o 10.00 robi przyspieszoną turę z St Vincent prosto na Canouan (12.00), Myreau (15.15), Union Is. (16.00) by jeszcze tego samego dnia o 17.30 odpłynąć prosto do St. Vincent (22.30).

Mała "Rita" jest o wiele wolniejsza dlatego zastępując uszkodzoną "Barracudę" nie wykonuje wcale sobotnich rejsów, a podczas pozostałych nie zawija na obsługiwaną przez inne promy Bequię. Dlatego aby przemieścić się Bequii na Canouan musiałem najpierw wczesnym rankiem wrócić promem na St. Vincent.   "Rita" czekała już na mnie przy nabrzeżu. Wbrew moim obawom tłoku przy trapie wcale nie było.   Ładowano na pokład kartony, skrzynki, beczki, materiały budowlane i Bóg wie co jeszcze...

 

Ta bardzo malownicza postać to zapracowany kapitan "Rity". Nie tylko kręcił sterowym kołem ale także sprzedawał bilety, dyrygował załadunkiem i wynosił na ląd (przemyconą zapewne) whisky.     

Gren1153.jpg (25571 bytes)

Gren1163.jpg (19823 bytes)

Na dolnym pokładzie "Rity" spoczęły worki ziemniaków i cebuli, kiście bananów, skrzynki i beczki a także znużeni słońcem mieszkańcy. Pod daszkiem na górnym pokładzie stłoczono kilka rzędów twardych, drewnianych ławek na których czarni pasażerowie drzemali do czasu aż kapitan otworzył kłódkę na drewnianej skrzynce kryjącej zakurzony telewizor i puścił z odtwarzacza jakiś film z gęsto ścielącymi się trupami.   Przy odrapanej ladzie za telewizorem można było za 2 "karaiby" kupić półlitrową butelkę coli lub innego soft-drinku.    Kiedy stateczek wyszedł spod osłony wysp na otwarte morze mimo słonecznej pogody zaczęło "Ritą" solidnie huśtać...  Okazało się, że nie wszyscy wyspiarze odporni są na morską chorobę. Jedyny biały turysta na pokładzie nie miał takich problemów... 

Podróż statkiem pocztowym razem z tubylcami to znakomita okazja dla obserwacji typów ludzkich, dla poznania tych ludzi trochę bliżej. Chętnie rozmawiają z cudzoziemcami jeśli tylko nie czują, że traktuje się ich z góry. Choć żyją w rajskim krajobrazowo zakątku wcale nie mają łatwego życia...  Na Grenadynach są właściwie tylko dwie możliwości zarobkowania: obsługa turystyki i rybołówstwo. 

 

 

Nie zawsze nawiązanie kontaktu ze współpasażerami jest takie łatwe. Jeżeli pojawicie się jako hałaśliwa grupka obwieszona kamerami i gadająca między sobą w nieznanym języku z miejsca zostaniecie sklasyfikowani jako bogaci zarozumialcy - kandydaci do oskubania.     

Gren1158.jpg (23239 bytes)
Gren1338.jpg (8435 bytes) Po trzech godzinach rejsu przed dziobem otworzyła się Grand Bay - zatoka z niewielkim betonowym molo do którego dopływają stateczki z pasażerami i zaopatrzeniem. Tu znajdziecie  rozłożone tarasowato na zboczach jedyne miasteczko wyspy - Charlestown.  Na Conouan mieszka wszystkiego 1300 ludzi. Wysepka ma kształt mocno wykrzywionego buta: jest długa na jakieś trzy mile i szeroka maksymalnie na półtorej.   Wkrótce zszedłem po skrzypiącej pochylni trapu na ląd.  Canouan znany jest z drogich, ekskluzywnych hoteli.   Gdzie tu znaleźć jakiś tani nocleg?

Gren1341.jpg (17731 bytes)

Ten hotelik w pobliżu przystani pachniał jeszcze świeżą farbą...  Brakowało na razie szyldu, ale dowiedziałem się, że nazywa się Ocean View Inn i prowadzony jest przez Augustine Pascala, który przybył tu z St Lucia.  Wytargowałem 40 USD za pokój z wiatrakiem, siatkami w oknach i prywatną łazienką. Myślę, że można polecić to miejsce...  tel. +784 482 0477  fax: 482 0306, e-mail: oceanview@vincysurf.com       Instytucja sąsiaduje przez płot z  "Crystal Apartments" Aneli de Roche gdzie mają dwa tylko pokoje z wiatrakami, kuchennymi aneksami i lodówką (60 USD/noc) ale za to każdy z moskitierą nad łóżkiem.  O rzut kamieniem jest równie mały "Anchor Guest House" z niezbyt sympatycznymi gospodarzami - u nich płaci się 50 USD za full board. Z innych tanich (jak na tutejsze ceny) noclegowni można wymienić "Nasa's Apartments" (60 USD/pokój) na drugim krańcu Charlestown, przy plaży.

Gren1317.jpg (20591 bytes)

Gdy spacerowałem plażą w kierunku północnym zaraz za moim Ocean View Inn wchodziłem na teren Tamarind Beach Resort - pierwszego eleganckiego hotelu, którego restauracje i recepcja nakryte były stylowymi strzechami.  Ceny oczywiście astronomiczne. Także w restauracji.  Doba z pełnym wyżywieniem kosztuje w sezonie 270 USD. 

Do pomostu widocznego na zdjęciu cumuje dwupokładowy motorowy katamaran zabierający hotelowych gości na półdniowe i całodniowe  morskie wycieczki. Turystów spoza hotelu także zabierają, ale ceny są bardzo wygórowane - jeżeli chcecie przeżyć morską przygodę to radzę raczej skorzystać z oferty Canouan Beach Hotel (patrz dalej).

Gren1174.jpg (21697 bytes)

Wytrwały piechur dobrze znoszący upał może zwiedzić wyspę na piechotę. Zacząłem od stolicy polując przy okazji w nielicznych sklepikach na chleb (dowożony drogą morską z St.Vincent - lepiej przywieźcie odpowiedni zapas ze sobą!).  Miejscowi nazywają miasteczko nie Charlestown ale Grand Bay [grenbi] - od nazwy zatoki. Jest ono właściwie jedynym osiedlem na Canouan.  Tu jest bank, rzadko otwierany kościół i kilka bazarowych kramów przy ulicy biegnącej wzdłuż plaży.   
Życie płynie tu niespiesznie.  Ludzie są sympatyczni.  Ale przed zrobieniem zdjęcia, szczególnie z niewielkiej odległości wypada z uśmiechem zapytać o zgodę. Tylko raz zdarzyło mi się, że jakaś kobieta zażądała pieniędzy za możliwość sfotografowania jej córeczki. Oczywiście grzecznie podziękowałem. Nie dlatego, że nie stać mnie było na tego dolara. Dlatego by za klika lat na tej wyspie dzieciaki nie szarpały turystów za rękawy   z prośbą o zdjęcie i...  swoje honorarium...

 

 

Ten emerytowany marynarz nie wspomniał o pieniądzach. Codziennie przychodzi na niewielkie molo przy którym nieregularnie pojawiają się stare, pordzewiałe krypy.  Nie tylko dlatego że tęskni do swojego zawodu ale także po to by znaleźć jakąś dorywczą pracę.  

Gren1232.jpg (20557 bytes)

Gren1233.jpg (31934 bytes)

Canouan ma 1300 mieszkańców. Nazwa wyspy w języku Indian Karibów oznacza żółwia. Przed Karibami na wysepce byli  Arawakowie, a po Karibach - Brytyjczycy i Francuzi. Gospodarkę na wyspie - opartą początkowo na uprawie trzciny cukrowej a potem bawełny zdominowała plantatorska rodzina Snaggów. I choć nagrobki na cmentarzu zarosły bujną, tropikalną roślinnością to na niektórych da się odczytać to właśnie nazwisko..

Gren1176.jpg (17000 bytes)

Wędrując pieszo na południe dotarłem na południowe, przeciwległe wybrzeże wyspy. To jakby podeszwa canouańskiego "buta".   Dzika, wąska plaża obok której kończy się pas startowy lotniska.   Krótki, przebiegający w poprzek wyspy runway został wybudowany zaledwie kilka lat temu.  Może przyjmować wyłącznie śmigłowe samoloty.  Poza lokalnymi liniami licencję na lądowanie mają tu American Eagle (młodszy brat American Airlines - lata na Barbados i do San Juan na Puerto Rico) i Air Martinique, której stara "dakota" przystaje tu w drodze z Union Island na Martynikę.  Lotnisko było potrzebne, aby obsłużyć gości zmierzających do luksusowych hoteli zbudowanych na Canouan i tych którzy chcą dotrzeć do prywatnych posiadłości na sąsiednich, mniejszych wyspach.
Południowo - zachodni cypel wyspy zajmuje Canouan Beach Hotel - prowadzony przez Francuzów i przeznaczony głównie dla Francuzów plażowy hotel.  W końcu lutego gdy tam byłem. leżaki na plaży świeciły pustkami, a kierownictwo twierdziło, że aż połowa pokojów jest zajęta.  Wątpiłem.  Na słabą frekwencję wpłynęły zapewne wydarzenia 11 września ale także "zaporowe" ceny pobytu w tym raju:

pokój dla 2-ch osób z pełnym wyżywieniem w szczytowym sezonie (XII-III) kosztuje 400 USD a w niskim (VI-IX, X,XI) - 280 USD. Pokój pojedynczy odpowiednio 300 i 180.   Na pocieszenie dyrekcja dodaje, ze do każdego posiłku serwuje się gratis pół butelki francuskiego wina na osobę....   Klientela tego ośrodka to przede wszystkim zamożni Francuzi dla których zbyt tłoczne są plaże na Martynice czy Gwadelupie. Wystarczy w Fort de France wsiąść w mały rejsowy samolot i po godzinie jest się już tutaj - z daleka od tłumu...

 

Gren1177.jpg (19064 bytes)

Gren1186.jpg (26811 bytes)

Canouan Beach Hotel. Ten fotel pod palmami z widokiem na turkusowe morze i wyspy Karaibów czeka na Ciebie!
Plaża przy Canouan Beach Hotel - pusta, czysta, biała, ocieniona palmami. Niestety  do samego brzegu dochodzą tu rafy, ale jest także oczyszczone z nich piaszczyste dojście do głębszej wody...

 

 

Hotel dysponuje 30-osobowym żaglowym katamaranem który codziennie rano zabiera hotelowych gości (bezpłatnie) i innych (za 50 USD) na wycieczki na sąsiednie wyspy (każdy dzień to inna destynacja).  Drogo, ale w cenę wliczony jest lunch... To  sposób na zobaczenie m.in.  Tobago Cays, Myreau, Petit St. Vincent, Palm Island, Union Island. Jeżeli będziecie podróżować w grupie to warto raczej popłynąć na bardziej centralnie położoną Myreau i stamtąd dotrzeć na wysepki wynajętą (po targach) wodną taksówką czyli po prostu małą motorową łodzią....

Gren1181.jpg (12949 bytes)

Gren1183.jpg (9836 bytes)

Hotel składający się z luźno rozrzuconych parterowych  bungalowów zbudowano na przesmyku - ma on dostęp do dwóch plaż po przeciwległych stronach wyspy.  Bardziej atrakcyjna jest ta po stronie południowo -zachodniej - w South Glossy Bay. Z tej strony wyspy zachody słońca są wyjątkowo spektakularne... 

Gren1320.jpg (14808 bytes)

Kolejnego poranka ruszyłem pieszo ku północnemu krańcowi wyspy. Na zdjęciu obok widzimy Frienship Bay  fotografowaną z Jim Hill. Widok z tego wzgórza na Zatokę Przyjaźni należy do najpiękniejszych na wyspie. Za kopiastym wzniesieniem Taffia Hill jest South Glossy Bay z "francuskim" Canouan Beach Hotel.    

Gren1319.jpg (17256 bytes)

Nad Friendship Bay rybacka kooperatywa wybudowała  tzw. fisheries. - kompleks pawilonów mieszczących noclegownię dla rybaków, kuchnię i stołówkę, warsztaty a przede wszystkim chłodnię w której przechowuje się złowione ryby..
Gren1318.jpg (20540 bytes) Na brzegu obok stoją motorówki. Dzisiejsze rybackie łodzie wyposażone w japońskie motory tylko kolorami przypominają żaglowe jednostki używane tu jeszcze 50 lat temu.  

Gren1322.jpg (34656 bytes)

Zawróciłem wzdłuż wschodniego wybrzeża na północ... Z tej strony droga do Carenage Bay jest zwykłą i może przez to bardzo malowniczą szutrówką biegnącą po zboczu wśród kaktusowatej, suchej roślinności.       

Gren1323.jpg (17891 bytes)

Mijałem kolejno Windward Bay i Godahl Bay - te ustronne, zapomniane zatoczki kuszą białym, koralowym piaskiem i turkusową wodą. W dali na wzgórzu widać stylizowane na architekturę początku  XX wieku luksusowe kasyno...
Kompletna pustka. Nie chce się wierzyć, że na tej plaży nie ma śladów ludzkich stóp, butelek po coca coli i puszek po piwie... Kryształowo czysta woda. W dali linia rafy na której pienią się fale. Tropikalny raj dla tych, którzy mają dość tłumu turystów. Można tu przyjść na kilka godzin - byle z odpowiednim zapasem pitnej wody i jakimś daszkiem pod który można się schować przed silnie operującym słońcem... Gren1324.jpg (15273 bytes)

Gren1326.jpg (16312 bytes)

Turyście przybywającemu na Canouan pordzewiałym pocztowym stateczkiem trudno uwierzyć że na tej rzadko przecież odwiedzanej wysepce znaleźć można jakieś luksusy przeznaczone dla milionerów.   A jednak!  Wędrując pieszo wzdłuż wschodniego wybrzeża dotarłem do takiej oto tablicy. The Carenage Bay Beach & Golf Club jest najdroższym na wyspie, luksusowym ośrodkiem wypoczynkowym zbudowanym wg projektu włoskiego architekta i sfinansowanym przez Włochów.   Ma 108 pokojów i 72 apartamenty...    To była boczna brama do tego raju, używana do zaopatrzenia, wywożenia odpadków itp.   Przedstawiłem się jako dziennikarz poszukujący w tej części wyspy odpowiedniej scenerii do zdjęć i... wpuścili.

Gren1329.jpg (18273 bytes)

Carenage Bay Beach & Golf Club. Pokoje i apartamenty  dla gości rozrzucone są na zbiegających łagodnie ku zatoce stokach wzgórz. Odległości między jednostkami mieszkalnymi, restauracjami, recepcją i plażą są znaczne więc każdemu gościowi przydziela się na czas pobytu wózek golfowy, którym może poruszać się w obrębie ośrodka i pojechać do zbudowanego na wzgórzu kasyna. Główna atrakcją ośrodka jest oczywiście morze. Gościom oferuje się możliwość nurkowania na pobliskiej rafie ze snorkelem  lub z butlą, windsuffing, żeglarstwo i wycieczki własnym motorowym katamaranem na pobliskie wyspy.  

Gren1330.jpg (24036 bytes)

Ośrodek Carenage Bay zbudowano na miejscu gdzie wznosiła się niegdyś stolica wyspy. Przeniesiono ją później (po huraganie w 1921 roku) na zachodnie, bardziej osłonięte od wiatrów wybrzeże,  a po opuszczonym miasteczku pozostał na terenie ośrodka jedynie stary kamienny kościółek. Jego mury są w zupełnie niezłym stanie, ale wnętrze jest puste. Podobno dyrekcja ośrodka od czasu do czasu organizuje w nim imprezy kulturalne dla swoich zamożnych gości.  

Gren1334.jpg (20926 bytes)

. Nie mam zwyczaju reklamować obiektów tej kategorii, ale wypada jako ciekawostkę umieścić tu informację, że w Carenage Bay Beach & Golf Club są do dyspozycji gości cztery restauracje, trzy bary oraz możliwość dowożenia posiłków do własnego apartamentu gościa. Do wypełnienia czasu poza plażą i basenami służą także fitness centre, gabinety masażu, sauna i łaźnia parowa oraz kompleks butików. Jest oczywiście business centre. W pewnej odległości od pawilonów na wzgórzu stoi efektownie iluminowane nocą kasyno z nocnym klubem, wielką salą balową i "największym na Karaibach wyborem szampana".  Ceny za pobyt w tym raju dla bogaczy też są  szampańskie: zaczynają się na poziomie 475 USD za zwykły pokój a kończą na 1900 USD za dwupokojowy apartament ze śniadaniem - Tak, tak - to cena za jedną noc i do tego bez wliczonych podatków!

Gren1335.jpg (26372 bytes)

Carenage Bay Beach & Golf Club kusi kolorami.  Do utrzymania tych kwiatów i zieleni zbudowano na terenie ośrodka całą sieć nawadniających węży. 

Właśnie takimi akumulatorowymi wózkami poruszają się goście na terenie ośrodka; jadą do kasyna na wzgórzu i na pole golfowe. Na szczęście napęd wehikułu jest elektryczny i pojazdy te jeżdżą niemal bezgłośnie.  Sympatyczna recepcjonistka mnie też odwiozła...  do bramy wejściowej strzeżonej przez ochroniarzy. Bardzo się dziwili, ze zamierzam wracać do Charlestown... pieszo. Widać ich gościom, zostawiającym tu po tysiąc dolarów za dobę takie kaprysy nie przychodzą do głowy...  

Droga z Carenage do mojego hoteliku w Charlestown biegnie zawieszoną wysoko nad zatoką - wracając mogłem więc zrobić kilka dobrych zdjęć i odwiedzić niewielką, pustą restaurację Silver Lining na górskim grzbiecie Riley Hill z której widać zarówno wschodnie jak i zachodnie wybrzeże wyspy.   W moim hoteliku czekał zimny prysznic i chińska zupka za 1 zł przywieziona z Polski na dnie plecaka. Cieszyłem się rozgwieżdżonym niebem i perspektywą przygód, które czekały mnie następnego dnia. Okazuje się , że do szczęścia nie zawsze potrzeba hotelowych luksusów, homarów na talerzu i szampana...

 

 

Z Canouanu popłynąłem na całodzienną wycieczkę na pobliskie Tobago Cays - ukochane przez żeglarzy bezludne wysepki. Ale o nich i ich bajecznym krajobrazie już na kolejnej stronie...     

Gren1342.jpg (17550 bytes)

Powrót do głównej strony o Karaibach:

   Przejście do następnej relacji z tej podróży - do Tobago Cays na Grenadynach

 Przejście do strony "Kraje i krajobrazy świata"

Powrót do głównego katalogu                                                             Przejście do strony "Moje podróże"