Grenytyt.gif (19066 bytes)

część V - UNION   ISLAND                                 tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos


Gren1254u.jpg (31615 bytes)

 Każda wyspa w archipelagu Grenadyn jest inna. Union Island oglądana z daleka (na zdjęciu powyżej zrobionym  z Tobago Cays)  wyróżnia się wysokimi i stromymi, nieregularnymi szczytami. Union Island leży w połowie drogi miedzy Saint Vincent i Grenadą. i choć pierwsze ślady osadnictwa na Union pochodzą z roku 5400 pne to pisana historia wyspy zaczyna się z przybyciem pierwszych Europejczyków w 1750 roku... Pierwszymi osadnikami byli dwaj Francuzi: Jean Augier i Antoine Renaud i 350 czarnych niewolników. Po nich na wyspie pojawił się angielski handlarz niewolników Samuel Span, który uzyskał tytuł własności wyspy. Kroniki z roku 1778 odnotowały obecność na wyspie 10 Francuzów, 6 Anglików i 430 afrykańskich niewolników pracujących głównie na plantacjach bawełny. Po zniesieniu niewolnictwa w 1834 roku wyspę sprzedawano jeszcze kilkakrotnie. Ostatni właściciel: Korona Brytyjska podzieliła ja w 1910 roku na parcele i na korzystnych warunkach udostępniła mieszkańcom.    

Gren_map.jpg (6239 bytes)

Gren1348.jpg (20689 bytes)

Przedsiębiorczy czarny ksiądz Andrew z katolickiej parafii św. Józefa obok swojego nowego kościółka wybudował równie okazały dom parafialny a w nim urządził 2 pokoje gościnne udostępniane turystom. Budynek stoi około 1 km za portowym miasteczkiem Clifton, przy drodze do Ashton, na zboczu.

Tanio dla trampa to tu nie jest (35 USD za pokój z dwoma łóżkami, wiatrakiem i łazienką- nie ma zniżek dla Europy Wschodniej i rodaków papieża) ale z balkonu roztacza się wspaniały widok na morze i sąsiednie wyspy: Palm i Cariacou. Do dyspozycji jest kuchnia i lodówka, a father Andrew chętnie pomoże w zorganizowaniu (odpłatnego) zwiedzania okolicy.   Mile go wspominam, tylko ta cena...

Gren1351.jpg (26487 bytes)

Wszyscy turyści trafiają na Union przez portowe miasteczko Clifton. Główne instytucje skupiły się w nim na dwustu metrach jednej, centralnej  ulicy.  Jest tu jachtowa przystań, drogie restauracje dla zamożnych żeglarzy z karaibską muzyką i girlandami lampek (a jedna nawet dodatkowo z rekinami pluskającymi się w basenie).  Tuż przy przystani alternatywny, hałaśliwy Clifton Beach Hotel z najtańszymi pokojami od 25 USD. Są też supermarkety prowadzone głównie przez Francuzów (wybór win i serów, bagietki po 5 EC$ - najdroższe jakie w życiu jadłem).  Niewielki warzywny bazar w centrum Clifton przeznaczony jest przede wszystkim dla żeglarzy i turystów. Za 1 EC$ można dostać 3 banany, a za 2 EC$ - standardową butelkę coli.   

Gren1352.jpg (14229 bytes)

Ale największym osiedlem na wyspie jest nie jest portowo-hotelowe, kosmopolityczne Clifton ale miasteczko Ashton, położone w środkowej części wyspy, u stóp gór Mt Taboi i Mt Parnassus.  Niestety Ashton odcięte jest od morza pasmem mangrowych zarośli. Wybetonowana pochylnia na stoku góry tuż ponad dachami domów to water catchment - miejsce do zbierania wody deszczowej. Niedostatek słodkiej wody jest wielkim problemem południowych Grenadyn, które mają bardziej suchy klimat niż Saint Vincent...   

W sennym Ashton znajdziecie bardziej autentyczną atmosferę i krajobraz Indii Zachodnich. Składają  się na niego między innymi takie tradycyjne karaibskie domki  o podłodze na palach i ścianach z drewnianego gontu. Niestety na Union Island pozostało ich już niewiele.  

Union Island ma swoja stronę w internecie www.unionisland.com tam przeczytacie więcej o wyspie i jej tradycjach. Co nie co znajdziecie także na komercyjnej stronie wszystkich Grenadyn: www.grenadines.net     

Gren1355.jpg (21454 bytes)

Gren1359.jpg (19507 bytes)

Skromne przydrożne budki mieszczą bary pełniące jednocześnie funkcje sklepików. Bary bez neonów i szyldów rozpoznawalne są po jaskrawych kolorach fasady i reklamach pepsi- i coca coli. Co wcale nie znaczy, że te napoje można w nich dostać... W wielu punktach wyspy nie ma na nie popytu bo są zbyt drogie. W zamian serwuje się tam napoje chłodzące produkowane lokalnie.  Zaskoczeniem jest obecność w barach dużego zestawu zagranicznych trunków - czyżby zaopatrywali je przemytnicy z Cariacou?   

 

Cmentarz w Ashton malowniczo usytuowany jest na wybrzeżu i mieści nagrobki z różnych okresów...

 Ląd widoczny na horyzoncie to wyspa Carriacou należąca już do innego wyspiarskiego państewka połozonego dalej na południe - Grenady. Cariacou ma opinię wyspy przemytników - tam whisky i tytoń są tańsze niż gdziekolwiek na Karaibach. Ma też o dziwo bardzo ładną stronę w  internecie: http://www.cacounet.com/index2.html  Mało kto wie, że dwa razy w tygodniu z Union Island na Carriacou odpływa prom tworząc bardzo tani i wygodny pomost między dwoma sąsiadującymi ze sobą wyspiarskimi krajami. Stateczki odpływają z Union w poniedziałki i czwartki o 7.30. Rejs trwa około godziny i płaci sie 6 USD lub 15 EC$. Powroty z Cariacou w te same dni o 12.30. Dodatkowe opłaty celne na Union: 1 EC$ przy wyjeździe i 10 EC$ przy wjeździe. 

Gren1360.jpg (22843 bytes)

Gren1362.jpg (19856 bytes)

Daremnie szukałem w buszu w zachodniej części wyspy pozostałości warownego Fort Irene.  Kilkukilometrowy marsz wynagrodziły mi widoki.  Naprzeciwko Ashton wyrasta z morza niewielka skalista wysepka Frigate Island - przydająca urody krajobrazowi. Miejscowi wożą tam łodziami turystów chcących uprawiać snorkeling.

W głównej ulicy Clifton jest biuro informacji turystycznej. Można tam kupić pocztówki (po 2 "karaiby" - o 0,50 taniej niż gdzie indziej)  i dostać kiepską mapkę wyspy z powielacza... Na moje pytanie o ścieżki prowadzące na szczyty wyspy panienka potrafiła tylko odpowiedzieć, że powinienem  w wiosce wynająć lokalnego przewodnika. Ona, choć tu mieszka od urodzenia nigdy nie próbowała na te góry wchodzić...  Patrzyła na mnie jak na dziwaka...  

Gren1363.jpg (18027 bytes)

Policjant na posterunku w Ashton  też nie wiedział jak mi pomóc... W końcu ktoś życzliwy na ulicy poradził: -Wejdź po tym trawiastym zboczu na przełęcz przez którą przebiega szutrowa  droga do Chatham Bay.  I idź dalej trawiastym grzbietem tak daleko w górę, jak się da!...  Poszedłem. Na grzbiecie urozmaicały mi marsz kaktusy i kolczaste krzewy. W końcu uznałem, że dalej się już nie da...  Stałem na wysokości ok. 250 m npm zziajany i spocony wędrówką w palącym słońcu. Czy było warto?  Ano oceńcie sami - oto jak wygląda ta wyspa z lotu ptaka...

Gren1366.jpg (24973 bytes)

Pode mną  w dolinie domki Aron Valley. Dalej szpiczasty szczyt  The Pinacles (na mapce - 925 stóp). za nim w dole leży Clifton...

 W odróżnieniu od innych Grenadyn na Union widzi się sporo nie zalesionych stoków. Porasta je wyschnięta trawa.  Ślizgałem się po niej niebezpiecznie schodząc potem stokiem w dół na przełęcz. 

Po drugiej stronie przełęczy wznosi się Mt Olympus (co za wyszukane nazwy!).  Ale ja schodziłem w dół - do Chatham Bay. Początkowo leśną drogą, potem już tylko ścieżką uczęszczaną przez miejscowe kozy... Najwyraźniej miejscowi  gdy musza dostać się do tej zatoki płyną raczej łodzią wokół wyspy...

Gren1373.jpg (16196 bytes)

Przez gęste krzaki słyszałem z daleka szum fal. Wreszcie - jest!  Plaża w Chatcham Bay.  Pusta, długa, czysta, urokliwa...  Z kilkoma wielkimi głazami. które stoczyły się tu z urwiska.    Po co moczyć kąpielówki?  Zrzuciłem z siebie wszystko i skoczyłem do wody...  Było wspaniale, krystaliczna, wysoko zasolona woda doskonale unosi... Pławiłem się blisko godzinę, aż poczułem na odkrytej głowie skutki słonecznego promieniowania - trzeba było wrócić po czapkę. Nie zapomnijcie o niej biegnąc do takiej kąpieli w tropiku...
Gren1369.jpg (24508 bytes) Jedyną osoba którą spotkałem na kilkukilometrowej plaży był stary rybak koczujący tu ze swoją rodziną. Na szczęście mieli odpowiedni zapas słodkiej wody i życzliwie napełnili moją od dawna już pustą butelkę...  Krajowcy z Union są bardzo sympatyczni chyba, że odgadną w was zarozumiałych bogaczy należących do innego, niedostępnego dla nich świata...   

Gren1377.jpg (20697 bytes)

Wróciłem ścieżką w górę do drogi obiegającej wokół Mt Olympus.  Tą drogę też poprawiają wstawiając nawet fragmenty betonowej nawierzchni. Z drogi otworzył się widok na Richmond Bay na północnym wybrzeżu wyspy (na zdjęciu). Gdy pod wieczór strudzony doczłapałem do parafii Św. Józefa i opowiedziałem, gdzie byłem father Andrew popatrzył na mnie z niedowierzaniem - widać jego goście rzadko zapuszczają się tak daleko i do tego na piechotę...   

Gren1381.jpg (23982 bytes)

Kolejnego dnia ruszyłem już bardziej przetartym szlakiem. We wschodniej części wyspy ponad Clifton i wysuniętym na cypel pasem startowym lotniska wznosi się wzgórze z pozostałościami  fortu na szczycie. Taka w właśnie droga jak na zdjęciu prowadzi w górę do Fort Murray. Sam fort, a właściwie to co po nim pozostało jest maleńki: to właściwie tylko mały bastion: ma nie więcej niż 30 kroków w każdą stronę i na murach o wysokości 1,5 metra dwie stare armaty wycelowane w przeciwne strony świata . Główną atrakcją tego miejsca jest jednak panorama.

Gren1382.jpg (14894 bytes)

Widok jaki otwiera się z Fort Murray należy do najpiękniejszych na Grenadynach. Rozległa rafa osłania mieniące się różnymi odcieniami turkusa kotwicowisko dla jachtów. Rozwichrzone korony palm na brzegu i maleńka wysepka na rafie - Thompson Island na którą można dopłynąć łódką. Po drugiej stronie przesmyku widać część prywatnej wyspy Palm Island.      

Gren1389.jpg (16929 bytes)

Ze wzgórza Murray warto zejść wprost na północne wybrzeże wyspy. To tam, w Belmont Bay znajdziecie odcinek wybrzeża nazywany Big Sands.  Big Sands  ma opinię najlepszej plaży na  Union Island. Jest łatwo dostępna pieszo lub mikrobusem (za 2 EC$) z Clifton. To tylko około dwóch kilometrów. Na brzegu stoi tu kilka domostw, niektóre z nich wynajmują turystom pokoje. W sezonie działa nawet plażowy bar.  

Osobiście wolę pustą plażę w Chatham Bay, ale to rzecz gustu...  

Na Big Sands miała miejsce moja ostatnia karaibska kąpiel tej zimy. Pod wieczór przyszło zarzucić plecak i pomaszerować w kierunku startowego pasa...

Gren1390.jpg (12849 bytes)

Klika lat temu na Union Island zbudowano małe lotnisko mogące przyjmować niewielkie śmigłowe samoloty. Powstała także niewielka wiata terminalu i widoczna na zdjęciu wieża kontrolna. Przed całością ustawiono dumną tablicę "Union Island International Airport". Po drugiej stronie drogi stoi drewniany domek zamieszkiwany przez tubylczą rodzinę, która każdą kroplę deszczowej wody zbiera z dachu do do plastykowej beczki. Ta instalacja zastępuje im wodociąg.   Z  sąsiadującego "airportu" odlatują samolociki na Saint Vincent, Grenadę i Martynikę.  Szczególnie to ostatnie połączenie może się Wam przydać aby zmontować tani powrót do Europy...

Powrót do głównej strony o Południowych Karaibach:

   Przejście do następnej relacji z tej podróży - do Martyniki

 Przejście do strony "Kraje i krajobrazy świata"

Powrót do głównego katalogu                                                             Przejście do strony "Moje podróże"