Sal_tyt_en.jpg (8492 bytes)

SORRY, SO  FAR   ONLY  POLISH  VERSION  OF THIS PAGE  IS  AVAILABLE...

Wojciech Dąbrowski - Salwador

sal63.jpg (23172 bytes)

Wulkan El Salvador

Władze Salwadoru niestety wymagają od Polaków posiadania wizy (załatwiłem ją wysyłając paszport do Bonn - żądano ode mnie nawet przysłania zaświadczenia o niekaralności). O stanie bezpieczeństwa w Salwadorze CIA pisze na swoich stronach jak najgorzej: ... po nie tak dawno zakończonej wojnie domowej władza jest słaba, a w rękach cywilów pozostało wiele broni...  Zaryzykowałem.    Do Salwadoru wjechałem, a właściwie przyszedłem piechotą z plecakiem na grzbiecie przez przejście graniczne w El Poy. Pieczątka do paszportu - i oto jestem w kraju wulkanów...

sal54.jpg (23365 bytes)

Kilkanaście następnych kilometrów to podróż wyboistą, szutrową drogą poprowadzoną wśród malowniczych gór. Gdyby jeszcze nie te tumany kurzu wdzierające się przez okna!    I pierwsze miasteczko, w którym się zatrzymałem: La Palma. W stromych uliczkach domki o bielonych ścianach, kryte czerwoną dachówką.  La Palma znana jest z ludowego malarstwa na drewnie zapoczątkowanego przez Fernando Llorta. Dziś tą naiwną twórczość uprawia tu chyba co drugi mieszkaniec.

sal55.jpg (18672 bytes)

Sklepików sprzedających to malarstwo jest wiele. Podglądałem, jak w miejscowej "cooperativie" powstają malowane krzyże, aniołki, szopki, wieszaki na klucze i puzderka. Prace wykonują głównie sympatyczne, smagłe seniority.    Ich produkcję można potem zobaczyć nie tylko na bazarach i w sklepach całego kraju, ale także za granicą - eksportują m. in. do USA.   Tu na miejscu kosztuje to grosze: warto tu dać 2-3 dolary za bardzo oryginalną pamiątkę.

sal56.jpg (18228 bytes)

Mężczyźni w słomkowych sombrerach, podróżujący na koniach lub mułach są na salwadorskiej prowincji normalnym widokiem. Jeszcze częściej w rękach i u boku mężczyzn widuje się długie maczety, które nie służą raczej do czyszczenia paznokci...  Wsiadając do zatłoczonego autobusu taki hombre wsuwa swoją broń kierowcy pod siedzenie, a zabiera ją dopiero wysiadając - bardzo praktycznie!

sal58.jpg (16377 bytes)

Salwador jest mały. Podróż z La Palma do stolicy trwała 1,5 godziny. Za przejazd kolejnym busem-rupieciem zaplaciłem 9 colonów. Ale zwiedzanie samej stolicy postanowiłem zostawić sobie na deser.   Zaraz następnego ranka wyruszyłem wynajętym samochodem na zwiedzanie okolic. Rozpoczynałem od Parku narodowego Cerro Verde, obejmujacego m.in. zbocza wulkanu o tej nazwie (na zdjęciu). Dobra, asfaltowa droga doprowadza aż do parkingu przy remontowanym górskim hotelu.

sal60.jpg (14258 bytes)

Stąd rozpoczyna się "nature walk" - ścieżka wśród lasu z tablicami objaśniającymi miejscową florę. Ścieżka doprowadza także do punktów, gdzie wybudowano platformy widokowe. Z jednej z nich otwiera sie widok na Lago Coatepeque - malownicze jezioro wypełniające wulkaniczną kalderę. Ma około 6 kilometrów średnicy i 120 metrów głębokości. W dole nad jeziorem mają swoje dacze ci, którym mimo ogólnej biedy w Salwadorze nieźle się powodzi...

sal59.jpg (14231 bytes)

Z kolejnego punktu widokowego otwiera sie panorama na sąsiadujący z Cerro Verde wulkan Santa Ana (oba od dawna są nieczynne).

Normalnie za wstęp do parku narodowego pobiera się opłatę - 10 colonów, ale wcześnie rano kiedy tam przyjechaliśmy (najlepsza widoczność, ale za to chłodno!) w budkach strażników nie było żywej duszy. Nie dziwię się - podczas pobytu w Salwadorze nie widziałem ani jednego prawdziwego turysty...

sal61.jpg (20622 bytes)

Trzeci punkt widokowy umiejscowiony jest jeszcze przed wjazdem na parking. Można z niego sfotografować najmłodszy z okolicznych wulkanów - Izalco. Piszą w przewodnikach, że przez 187 lat, aż do 1957 roku dymił i świecił w nocy wyrzucając rozżarzone popioły. nazwano go nawet z tego powodu Latarnią Morską Pacyfiku. Regularny stożek usypany z popiołów i lawy ma wysokość 1910 m npm i rzeczywiście mógł być widoczny z daleka.  Jak się dobrze się przypatrzeć, to coś tam sie jeszcze z niego dymi...

sal62.jpg (75305 bytes)

Między Parkiem Cerro Verde i stolicą, 33 km na zachód od San Salwador leżą ruiny miasta Majów nazywające się obecnie San Andres.   Niewiele tego i tylko częściowo odkopane. Każdy, kto widział Chichen Itzę, Tikal czy choćby Copan będzie rozczarowany... W małym muzeum u wejścia do ruin eksponuje się między innymi makietę miasta.  Wstęp kosztuje 25 colonów. Kilka kilometrów dalej jest inne miejsce archeologiczne - Joya de Ceren, gdzie odkopano spod wulkanicznych popiołów kilka domów Majów, byłem jednak po San Andres tak zdegustowany, że tam nie pojechałem...

sal64.jpg (21699 bytes)

Wielkim łukiem ominęliśmy centrum stolicy, przez które w środku dnia naprawdę trudno się przecisnąć aby dotrzeć do Suchitoto - maleńkiego, malowniczego miasteczka leżącego w górach, 47 km na północ od San Salwador. Dojazd dobrą, asfaltową szosą. Miasteczko leży z dala od zgiełku, na wysokości 380 metrów npm. Ma stare tradycje kulturalne - i teraz organizuje się tu koncerty...

Kościół w Suchitoto

sal69.jpg (22833 bytes)

Indian w Salwadorze widywałem rzadko - jest ich w tutejszym społeczeństwie zaledwie około 5 procent.   Aż 94% ludności to Metysi - mieszańcy rasy białej i Indian. Indianki są nieśmiałe, niechętnie się fotografują, te sprzedawały plecionki w uliczce Suchitoto i jakoś dały się uprosić... Pewnie dlatego, że turysta wciąż jest tu taką rzadkością...  Te koszyki kosztowały przysłowiowe grosze -  tylko jak taki objętościowy towar przewieźć do Polski ?

sal70.jpg (28002 bytes)Brukowane uliczki przydają salwadorskim miasteczkom wiele uroku. A po bruku często stukają końskie kopyta...   Czasem widzi się koniki "zaparkowane" przed sklepem lub barem.

sal65.jpg (16721 bytes)Wałęsający się po ulicach osioł nie wzbudza tu sensacji.  W końcu, szukając cienia wszedł do miejscowej restauracyjki. Dopiero wtedy ktoś sie nim zainteresował...

sal66.jpg (22824 bytes)

Suchitoto ma do zaoferowania wspaniały widok na góry zamykające horyzont i wielkie sztuczne jezioro, które powstało po spiętrzeniu wód Rio Lempa. Panoramę najlepiej oglądać z miejscowego Parque - miejskiego skwerku zawieszonego nad urwiskiem. Ale można też przejść trochę dalej - brukowaną uliczką do Posady de Suchitlan - nastrojowej restauracji urządzonej w starym zajeździe, z której tarasu roztacza się widok jak na zdjęciu..

sal67.jpg (20675 bytes)

sal68.jpg (23391 bytes)

 

 

 

 

 

Na progu Posady de Suchitlan  powita was piękna Juana ubrana w tradycyjny salwadorski strój.  Przekażcie jej pozdrowienia i buziaka od "dziennikarza z Polski"- może będzie pamiętała ?!

sal71.jpg (24309 bytes)

    Na wschód od stolicy Salwadoru (54 km samochodem lub autobusem) znaleźć można jeszcze jedno ładne miasteczko. Ilobasco jest jednak nieco większe, a w Salwadorze słynie ze swoich wyrobów ceramicznych. Sprzedaje się te wyroby w wielu sklepikach, natomiast w specjalnie utworzonej szkółce rękodzieła artystycznego można zobaczyć jak powstają...   Szczególnie ciekawe są miniaturowe figurki wyrabiane przez dzieci - gdy tam byłem przygotowywały właśnie postacie do szopki...

sal72.jpg (24899 bytes)

Ceramika z Ilobasco to nie tylko wazoniki i talerze, ale także odwzorowane w glinie, pomalowane i wypalone sylwetki typowych salwadorskich domków - takie jak na zdjęciu.

A skoro o domkach, to w Salwadorze, szczególnie w małych miastach baza hotelowa dla trampów jest raczej skromna - po prostu przez lata nie było zapotrzebowania. Są dobre hotele - ale bardzo drogie...

                              Wojciech Dąbrowski

Na koniec mojego pobytu przyszła kolej na zwiedzanie stolicy Salwadoru, ale to już osobna strona:    SAN   SALWADOR

Back to the main travel page                                                      Back to the main directory