Grenytyt.gif (19066 bytes)

część I - BEQUIA                                                   tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos


Na przestrzeni 80 mil morskich oddzielających duże wyspy: Saint Vincent i Grenadę rozrzuconych jest w granatowym morzu około 30 mniejszych skrawków lądu... To Grenadyny - klejnoty Karaibów. To tu - na Grenadynach znajdziecie najpiękniejsze moim zdaniem krajobrazy tego regionu, porównywalne tylko z Wyspami Dziewiczymi.  Grenadyny oferują turyście bardzo zróżnicowane   pejzaże. Jest tu mniej opadów niż na innych wyspach regionu, co sprawia, że zieleń roślinności nie jest tak soczysta jak gdzie indziej. Są to wreszcie  wyspy niewielkie, które wytrwały tramp może zwiedzać na piechotę kontemplując piękno krajobrazu i przyglądając się z bliska życiu tubylców...

   Krajobraz Grenadyn zaskakuje turystę, bo różni się zasadniczo od tego z Saint Vincent.  Tu czekają na podróżnika łagodne wzgórza, białe plaże z koralowego piasku, turkusowa, krystalicznie czysta woda zatok i lagun, pochylone nad wodą palmy.

Pierwszą wyspą łańcucha licząc od północy jest Bequia (miejscowi wymawiają tą nazwę [bekłej]) odległa od Saint Vincent tylko o 9 mil.   Te 9 mil to godzina żeglugi małym promem. Dwie konkurujące ze sobą kompanie promowe kilka razy w ciągu dnia za 15 dolarów karaibskich przewożą turystów i miejscowych z Kingstown do Port Elisabeth. Gdy stateczek oddala się od nabrzeża w Kingstown warto popatrzyć za siebie - widok wyspiarskiej stolicy, która przycupnęła u stóp zielonych gór na pewno wart jest zdjęcia! Wkrótce potem przed dziobem pojawia się wysoki skalisty przylądek Man - to już Bequia. Jeszcze tylko zwrot przy Northwest Point i niespodziewanie otwiera się przed Wami nakrapiana sylwetkami białych jachtów Zatoka Admiralicji...  

Gren1139.jpg (16244 bytes)

Admiralty Bay - Zatoka Admiralicji. Statki handlowe i promy zmierzające na Bequię kierują się właśnie tutaj.   Zdjęcie zostało zrobione ze stoków Mount Pleasant - najwyższego wzniesienia na wyspie.  Szczyt tej góry okupowany jest przez maszt telekomunikacyjny i prywatne posiadłości i w dodatku porośnięty jest drzewami.  Nie ma zatem sensu wspinać się tam w upale choć na kulminację doprowadzono wąską, utwardzoną drogę. Wystarczająco ciekawy widok roztacza się z przełęczy poniżej szczytu przez którą przebiega  droga do Hope Bay.

Widok Admirality Bay ma wśród autorów przewodników opinię jednego z najpiękniejszych na Karaibach. Teraz i ja podzielam ten pogląd ! 

Gren1090.jpg (18263 bytes)

Osłonięta zielonymi wzgórzami Admiralty Bay jest idealnym kotwicowiskiem dla jachtów.  W okresie mojego pobytu było ich tam kilkadziesiąt (niestety ani jednego z Polski!). Łańcuch Grenadyn w którym wyspy oddalone są od siebie o 1-2 godziny rejsu jest prawdziwym rajem dla żeglarzy.   Wielu z nich przylatuje samolotami z Europy i czarteruje jachty na St Vincent lub Francuskich Antylach. Turyści podróżujący w tradycyjny sposób - lokalnymi środkami komunikacji, z plecakiem jeszcze Grenadyn nie odkryli - podczas mojego pobytu na tych wyspach spotykałem bardzo nielicznych obieżyświatów - w sumie zaledwie 6 czy 7 osób.   

Gren1067.jpg (19440 bytes)

Zacumowaliśmy w tej właśnie przystani. "Admiral" odpływa stąd do Kingstown 4 razy w dni powszednie, 2 razy w święta. Konkurencyjny "Bequia Express" podobnie, co daje zupełnie niezłą częstotliwość kursowania promów.   Jako największa i najludniejsza (5000 mieszkańców) z Grenadyn  Bequia ma tu uprzywilejowaną pozycję; do pozostałych wysp połączenie jest średnio raz na dwa dni...

Od dwa kroki od przystani znalazłem czysty i przestronny "Julie's Guest House" gdzie za pokój z wiatrakiem i łazienką trzeba zapłacić 28 USD. Jak na Karaiby nie jest to dużo, szczególnie gdy kosztem tym można podzielić się z druga osobą. Na parterze od strony ulicy miałem mały supermarket. Pocztówki ładne, ale po 2 EC$ - prawie tyle co  pół kilo chleba (2,35), karton soku-6, kostka margaryny - 2,60. Wbrew moim przewidywaniom ceny nie były wcale wyższe niż w stolicy.    U przekupek w kramach przy nadbrzeżnej ulicy za 1 "karaiba" można było dostać dorodną papaję lub cztery banany... 

beqmap.jpg (33800 bytes)

Bequia żyje z turystyki - na szczęście jeszcze niezbyt tłumnej. Tuż przy przystani promów w Port Elisabeth stoi kiosk informacji turystycznej. Można tam otrzymać reklamową gazetkę "Bequia this week" i ładnie złożoną mapkę wyspy. Ale tą ostatnią już odpłatnie... U mnie macie bezpłatnie...

Wyspę można zwiedzać na piechotę, choć wypada zdać sobie sprawę z tego że przy panującym upale i górkach, które spotyka się na trasie wymaga to dobrej kondycji. Do tych miejsc do których doprowadzono drogi dotrzeć można ze stolicy wyspy taksówką płacąc przykładowo 25 EC$ do Park lub lotniska, 15 do muzeum wielorybnictwa w La Pompe i 8 do Hamilton. Do tych samych punktów docierają publiczne pick-upy z ławeczkami na skrzyni. Taki "środek publicznego transportu"  rusza w trasę gdy zbierze kilku pasażerów. Kierowcy płaci się 1.50 -2,50 EC$.

Gren1069.jpg (15481 bytes)

Friendship Bay - Zatoka Przyjaźni. Podobno wokół niej zamieszkiwali niegdyś szkutnicy budujący wysokiej jakości łodzie i szkunery. Największy z nich "Gloria Colita" zwodowano tu w 1939 roku. Woził  ładunki po Karaibach tylko przez 2 lata.  W 1941 roku opuszczony statek znaleziono dryfujący w Trójkącie Bermudzkim. Do dziś nie wiadomo co stało się z kapitanem i załogą...  W ostatnim dziesięcioleciu drewniane łodzie wyparte zostały zupełnie przez jednostki budowane seryjnie z metalu i tworzyw. A dawni szkutnicy z Friendship Bay strugają dziś już tylko miniaturowe modele, które można kupić w sklepikach z pamiątkami w Port Elisabeth.  

Gren1071.jpg (25894 bytes)

Friendship Beach zastałem zupełnie pustą. Wzdłuż plaży wśród plam rozlokowane są tu drogie hotele. Każdy pokój ma tu prywatną werandę, ale w sezonie płaci się od 175 USD za dwuosobowy pokój. Na szczęście z plaży i ciepłego morza na równych prawach mogą korzystać także i ci którzy śpią w pokojach po 30 USD.      

Gren1077.jpg (23861 bytes)

Mieszkańcy Bequi w przeszłości byli chętnie zatrudniani na amerykańskich statkach wielorybniczych. Polowali także na wieloryby z małych łodzi na swoich wodach dla zaspokojenia własnych potrzeb na wielorybie mięso i tłuszcz - w tych miesiącach gdy wieloryby pokazywały się u wybrzeży wyspy. Uznając te wieloletnie tradycje międzynarodowe organizacje przyznały Bequi prawo odłowu dwóch wielorybów rocznie. Słynni harpunnicy jednak wymarli i dziś nie wykorzystuje się tego limitu.  Pozostała legenda. Na wschodnim wybrzeżu wyspy, przy drodze na lotnisko znajdziecie maleńkie Whaling Museum - Muzeum Wielorybnictwa.      

Gren1081.jpg (23819 bytes)

Miejscowi - mniej lub bardziej czarni Kreole są sympatyczni, choć widać już wpływ kontaktów z turystami przybywającymi coraz liczniej z wielkiego świata.  Między sobą, szczególnie ci starsi obywatele mówią dialektem "patois" będącym mieszaniną francuskiego, hiszpańskiego i języków afrykańskich.  W wioskach poza Port Elisabeth spotkać można bary, gdzie mężczyźni przesiadują godzinami i grają w domino. Czasem piją piwo (3 EC$). Ja zazwyczaj wstępowałem do takich barów na półlitrową butelkę pepsi za 1,50.

 

Gren1092.jpg (30129 bytes)

Waterfront czyli linia kolorowych nadbrzeżnych barów, hotelików i restauracyjek ciągnie się w Port Elisabeth na długości kilkuset metrów. Wieczorem wszystko to oświetlone jest girlandami kolorowych światełek i rozkołysane karaibską muzyką. Nie ma drugiego takiego miejsca na Grenadynach!   Wcale się nie dziwię, że Admirality Bay stała się ulubionym miejscem spotkań żeglarzy z całego świata.  Na ich potrzeby powstały tu pralnie i natryski z ciepłą wodą, a po zatoce kursuje motorówka zaopatrująca jachty w paliwo i słodką wodę. Jest nawet samoobsługowy supermarket gdzie mogą odnowić zapasy żywności...

Gren1094.jpg (24961 bytes)

Gingerbread Hotel - stojący tuż przy plaży - został tak nazwany od koronkowych ozdóbek tarasu na którym długo w noc przesiadują żeglarze z jachtów kotwiczących w zatoce i gdzie często można potańczyć przy akompaniamencie lokalnego zespołu.     

Gren1091.jpg (25352 bytes)

Po zachodniej, "stołecznej" stronie wyspy są tylko dwie liczące się plaże.   Najbliższa stolicy wyspy jest Princess Margaret Beach  (na zdjęciu obok). Swoją nazwę zawdzięcza brytyjskiej księżniczce Małgorzacie, która korzystała z jej uroków w 1958 roku.  Plaża jest niewielka i praktycznie dzika - bez żadnej infrastruktury i bez doprowadzonej porządnej drogi. Dojście z głównej drogi Port Elisabeth-Lower Bay nie łatwo znaleźć. Umocniona tylko na początkowym odcinku terenowa droga nie jest oznaczona i opada stromo w kierunku wybrzeża.  Żeglarze z jachtów dopływają tu bezpośrednio ze swoich jednostek na gumowych łódkach. Tu późnym popołudniem zażywałem kąpieli...

Gren1106.jpg (16123 bytes)

Kolejnego poranka wyruszyłem z mojego guesthouse w przeciwnym kierunku - do Hamilton. W tej właśnie miejscowości wysoko na zboczu odnalazłem mały, ale ciekawy kościółek katolicki. Była niedziela i odprawiano właśnie mszę przy akompaniamencie śpiewów i bębnów...

Nieco dalej - u krańca cypla zamykającego Admiralty Bay od północy Brytyjczycy zbudowali pod koniec XVIII wieku Fort Hamilton - małą baterię, która mogła skutecznie zabezpieczać wejście do wnętrza zatoki. Stare armaty leżą tam do dziś otoczone kaktusowatą roślinnością. Dla zmęczonych słońcem spacerowiczów w środku bastionu wzniesiono małą altankę.

Gren1112.jpg (17883 bytes)

Widok Admiralty Bay z Fort Hamilton może zachwycić. Jeszcze lepsza panorama otwiera się zapewne z zielonych wzgórz po drugiej stronie zatoki. Niestety przez te tereny nie poprowadzono żadnych dróg ani turystycznych ścieżek - miejscowi uważaja widać, że ludzie przyjeżdżają tu wyłącznie dla morza i plaży...     

Gren1113.jpg (19516 bytes)

Po południu ruszyłem pieszo na drugą stronę wyspy z postanowieniem dotarcia do położonej w jej północnej części Park Bay.

Na brzegu Park Bay poza ładną plażą znaleźć można jedną z największych atrakcji Bequi. Pod tą obramowaną palmami wiatą mieści się ochronka dla żółwi. Działa już 7 lat.  W chwili gdy zwiedzałem obiekt było tam około 600 różnej wielkości żółwi.

Instytucję ufundował jeden z mieszkańców Bequii - Orthon "Brother" King. Intencją była ochrona małych morskich żółwi gatunku hawksbill (eretmochelys imbricata) przed morskimi drapieżnikami, które dziesiątkują je w pierwszych latach życia. Dorosły hawksbill osiągnąć może do 90 cm długości i 60 kilo wagi.

Kilkucentymetrowe żółwie do ośrodka pana Kinga w Bequii zbierane są na plażach karaibskich wysp i następnie hodowane w basenach tej swoistej ochronki przez 3 lata. Karmią je w naturalny sposób małymi rybkami.  Gdy żółwie osiągają taką wielkość jak na zdjęciu obok wypuszczane są ponownie do morza. Za wstęp do instytucji płaci się 5 USD - no cóż - żółwie muszą z czegoś żyć...      

Gren1115.jpg (22058 bytes)

Gren1120.jpg (21034 bytes)

Bequia z racji swojego położenia i dogodnej komunikacji przyjmuje kilka razy więcej turystów niż pozostałe wyspy Grenadyn. Na jej plażach wcale jednak tych turystów nie widać... Oto pusta plaża w Industry Bay z kryształowo czystą wodą. Nie mogłem dociec skąd wzięła się nieciekawa nazwa zatoki i plaży - w zasięgu wzroku nie widać bowiem najmniejszych śladów przemysłu...

Te przejrzyste wody stwarzają znakomite warunki do nurkowania z butlą (po angielsku nazywa się to diving). Na wyspie działają 4 firmy wypożyczające odpowiedni ekwipunek i prowadzące kursy divingu dla początkujących. Trochę to kosztuje (szczegóły  znajdziecie np. na www.dive-bequia.com ). Z mniej poważnych sportów są tu także warunki do uprawiania snorkelingu - najlepsze podobno w rejonie Friendship Bay. 

Gren1125.jpg (30110 bytes)

Otoczone ukwieconymi bugenwilami ruiny Old Sugar Factory w Spring są fragmentem mającej 200 lat historii Spring Plantation. Kolonizacja wyspy rozpoczęła się w XVIII wieku od zakładania   plantacji trzciny cukrowej z której wytwarzano cukier i rum wywożony następnie do Europy.

Gren1123.jpg (16764 bytes)

 

 

W pracowni ceramiki, która mieści się dziś w zabudowaniach starej faktorii powstają dziś takie oto miski i dzbanki. Ceny odpowiadają wprawdzie portfelom amerykańskich turystów, ale warto się tu zatrzymać choćby dla wspaniałych palm i kwiatów otaczających zabudowania posiadłości.    

 

 

Gren1111.jpg (23824 bytes)

Kwitnące drzewa są na tej wyspie normalnym widokiem... Trudno nie zatrzymać się dla zrobienia zdjęcia. I w takich właśnie sytuacjach ujawnia się przewaga turystyki pieszej nad grupowym zwiedzaniem mikrobusem: mogę zatrzymać się gdzie chcę i na jak długo chcę i fotografować do woli...    ...byle tylko filmów starczyło...

Gren1131.jpg (17162 bytes)

 

 

 

Oddzielona skałami od Princess Margaret Beach szeroka plaża w Lower Bay jest najpopularniejszą plażą na Bequi.  Wzdłuż Lower Beach biegnie końcowy fragment drogi z Port Elisabeth. Przy niej właśnie otwarto kilka guesthousów i restauracyjek dla turystów. Dla tych z was, którzy zechcą zostać na Bequi trochę dłużej i chcą mieć blisko do plaży to miejsce może być dobrym wyborem.  Ale pamiętajcie że stąd do sklepów i przystani w Port Elisabeth jest kilka kilometrów miejscami stromej drogi...  

Gren1135.jpg (12480 bytes)

Najpopularniejszy w Lower Bay jest bodaj Keegan's Beach Resort. Nie dajcie się zmylić szumnej nazwie - kryje się za nią jeden z tańszych guesthousów na wyspie.  Ceny wyjściowe: (zazwyczaj można coś utargować) pokój single z wiatrakiem i prysznicem - 40 USD, double - 65 USD, full board w double- 40 USD/osobę. Drogo, ale za to tylko 10 metrów od plaży!

namiary: tel. 784 458 3530  fax; 784 457 3313 e-mail: keegansbequia@yahoo.com

Gren1095.jpg (11346 bytes)

  Bequia bardzo aktywnie propaguje swoje walory turystyczne - między innymi drukując foldery  i   utrzymując swoją stronę internetową:  http://www.bequiasweet.com/    Inne, mniejsze i bardziej odległe od stolicy wyspy Grenadyn nie reklamują  jeszcze tak intensywnie swoich wdzięków.

Kopalnią kontaktów z osobami i instytucjami na wyspie Bequia jest strona Russa Filmana: http://www.freenet.hamilton.on.ca/~aa462/bequia.html

W normalnych warunkach pocztowy statek wyruszający trzy razy w tygodniu z Saint Vincent zawija na Bequię zanim popłynie dalej na południe.  Niestety, gdy przybyłem na miejsce okazało się, że ten weteran - "Barracuda" - stoi zepsuty, a mała krypa, która go zastępuje jest znacznie wolniejsza i aby zmieścić się w rozkładzie w drodze do południowych wysp omija Bequię i Mustique.  Aby zatem popłynąć z Bequia na Conouan musiałem najpierw wrócić promem na Saint Vincent. Na szczęście była to tylko godzina dodatkowego rejsu.  Więcej o tanich rejsach między Grenadynami przeczytacie już na kolejnej stronie, na której opowiadam także o Canouan - Wyspie Żółwi.

 

Powrót do głównej strony o Karaibach:

   Przejście do następnej relacji z tej podróży - do Canouan na Grenadynach

 Przejście do strony "Kraje i krajobrazy świata"

Powrót do głównego katalogu                                                      Przejście do strony "Moje podróże"