tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos

Część VI D - FUTUNA & ALOFI  ISLANDS - part six "D"                     


Gruba biała linia na pokazuje na mapce Futuny granicę między królestwami  ("royaume") Alo i Sigave. Terytorium Alo jest znacznie większe, tym bardziej, że to do tego właśnie królestwa należy niezamieszkana wysepka Alofi leżąca w bezpośrednim sąsiedztwie. Zanim jednak wybrałem się na Alofi postanowiłem jeszcze powędrować wzdłuż zachodniego wybrzeża Futuny, przez teren tego mniejszego królestwa - Sigave.       

 

Zachodnie brzegi Futuny, to jedyny odcinek wybrzeża tej wulkanicznej wyspy, gdzie znaleźć można dłuższe odcinki plaży. Na zdjęciu lotniczym obok widać ten fragment wyspy i wąską, jedyną drogę, która biegnie po jej obwodzie.

 

 

 

W każdej mijanej wiosce, w każdym przysiółku mijałem kościół - tu macie na zdjęciu kościół, a właściwie taką większą kaplicę w Hua.

   
 

 

 

W porze przypływu poziom wody podnosi się nawet o metr i ocean zalewa i tak niezbyt szerokie plaże.

 

 

Ale i tak zachodni cypel Futuny jest ładnym miejscem - miejscowi dostrzegli to i zbudowali w tym miejscu, tuz przy plaży jedyny miejscowy hotel z prawdziwego zdarzenia. Somalama Park Hotel jest bardzo kameralnym miejscem. Klimatyzowany pokój ze śniadaniem kosztuje tu 10500 CFP. W sąsiedztwie przy plażowym barze próbowano uruchomić namiastkę dyskoteki na wolnym powietrzu, ale zdaje się, że w tutejszym konserwatywnym społeczeństwie instytucja nie ma zbyt wielu zwolenników i jest otwierana tylko okazjonalnie.

 

 

 

Na niskiej, umocnionej skarpie przy plaży stoją pod daszkami ze strzechy restauracyjne stoliki. Podobno szczególnie pięknie wygląda obserwowany stąd zachód słońca. 

 

 

Nieco dalej na wybrzeżu rosną okazałe pandanusy. Ich owoce przypominające wielkie szyszki (wysysa się z nich sok) nie bardzo przypadły ni do gustu, ale z tych długich liści miejscowi plotą maty, tacki, koszyki i jeszcze inne rzeczy...

 

 

W kolejnej wiosce - Tavai znalazłem dwa kościoły: jeden tradycyjny, a drugi oparty o nadbrzeżną skałę. Ten ostatni jest niepowtarzalny, bo przez jego pozbawione szyb okna otwiera się w każdą stronę widok na malownicze wybrzeże.  

 

 

 

Ołtarz jest - jak wszędzie tutaj - bardzo skromny. Figurka Madonny stoi we wnęce skały, w niewielkiej naturalnej grocie.

 

 

Gdy robiłem zdjęcia pojawiła się taka oto miejscowa rodzinka. Przynieśli świeże kwiaty hibiskusów nawleczone na patyczki, by zostawić je przed świętą figurką.

 

 

 

Jeszcze kilometr marszu obwodową drogą i znalazłem się przy plaży z pochylonymi nad nią kokosowymi palmami. Niby zwykła plaża... Tylko ten piasek: nie biały, ale czarny. To wulkaniczny piasek - on dominuje na plażach po północnej stronie Futuny.

 

 

 

Tuatafa.  Wioski właściwie tu nie ma, zaledwie dwa czy trzy domy, ale kościół jest - i to bardzo okazały!  Podobno kiedyś osiedle było większe, ale wiele domów opuszczono. Stary rybak zaprosił mnie tutaj na kawę, nie na kavę, ale na prawdziwą kawę... To trzeba było docenić...

 

 

 

 

Za Tuatafa szutrowa droga wspina się na zbocze...

Przez pas nadbrzeżnych palm widać w dole błękitny, wzburzony ocean.
 

 

 

 

Najciekawszym krajobrazowo miejscem na północnym wybrzeżu jest Pointe des Pyramides.  Droga obiegająca wyspę przechodzi tu przez ciasną szczelinę miedzy zboczem i dwiema wysuniętymi w morze skałkami.  Maja one kształt ostrych piramid, a na szczycie jednej z nich ustawiony jest oczywiście krzyż.  

Kilkugodzinna piesza wędrówka w wilgotnym upale dała mi się we znaki. Na szczęście po zrobieniu tych zdjęć na pustej zazwyczaj drodze pojawił się samochód, którym autostopem zabrałem się do Nuku.

 

 

Alofi Kolejnego dnia wybrałem się na Alofi - trzecią co do wielkości wyspę francuskiego terytorium "Wallis et Futuna"
 

Urodziwa, lecz bezludna Alofi oddzielona jest od Futuny dwukilometrowym przesmykiem, którym w porze odpływu przelewają się turkusowe wody oceanu. Z Futuny na Alofi nie ma żadnej regularnej komunikacji, ale jeśli wstać wcześnie rano, to można na nią dotrzeć z miejscowymi, którzy z plaży Vele odpływają na Alofi pracować przez kilka godzin na ukrytych w wilgotnej dżungli poletkach taro i zbierać kokosy, z których potem pozyskują koprę - ich biały miąższ. Z niego po wysuszeniu produkuje się oleje i znane nam kokosowe wiórki.

  Przeprawa aluminiową łodzią zaopatrzoną w motor nie trwała długo. Po 20 minutach wylądowaliśmy na tej plaży, obok niewielkiego kościółka.
 

 

Warto popłynąć na Alofi, bo to właśnie na tej wyspie są najpiękniejsze plaże całego terytorium. Fotografowałem je, a potem przyglądałem się, jak miejscowi chłopcy, którzy przybyli tu z rodzicami zręcznie rzucają sieci, by potem złowione rybki upiec na zaimprowizowanym palenisku. Korzystałem ile się dało z ciepłego morza, świadomy tego, że nazajutrz przyjdzie mi pewnie pożegnać rajską Futunę.

 

 

Na wysepce poza plażami nimi niewiele jest do zobaczenia. Choć na Alofi nikt na stałe nie mieszka to gorliwi katolicy z królestwa Alo wznieśli tam wśród palm przy plaży mały kościółek pod wezwaniem Sacre Coeur (Najświętszego Serca).

 

 

Kościółek, mimo ze pusty okazał się bardzo zadbany. We wnętrzu była tylko jedna ławka, ale nie zdziwiło mnie to, bo w wielu peryferyjnych kościołach na Pacyfuku wierni siedzą po prostu na podłodze.

 

 

 

Ściana za skromnym ołtarzem ozdobiona była motywami malowanymi zwykle na miejscowych tapach - płatach utilizowanej kory, które w zamierzchłych czasach używano jako odzież, a dziś wciąż się je tu produkuje na obrusy, makatki i rozmaite drobne suweniry.

 

 

Za pierwszą linią palm można znaleźć tradycyjne fale - wiatę, w której mogą się schronić przed słońcem czy ulewą ci mieszkańcy Futuny, którzy przypływają na Alofi pracować przy zbiorze taro czy kokosów. Od biedy można tu nawet przenocować. Tylko te komary...

 

 

 

 

Nie ma dróg, bo nie są potrzebne. Tylko taka ścieżynka prowadzi w głąb wyspy. Po południu pojawiają się na niej miejscowi ze zbiorami.

 

 

Na tyczkach niosą koszyki i przemyślnie związane pęczki ogłowionych już kokosów. W cieniu nadbrzeżnych drzew czekają, aż upał zelżeje i na plażę wrócą ich wszyscy pobratymcy, którzy rano przypłynęli tą samą łodzią.

 

 

 

Kobiet i dzieci nie widziałem tam wiele. Bo na Alofi przyjeżdża się do pracy, nie do zabawy. Dwie czy trzy nastolatki przybyły pomagać rodzicom. Kąpały się (kto nie chciałby wypluskać się w morzu w taki upalny dzień?), ale nie zdejmując sukienek. Taki tu obyczaj.

   
  Ja  nie żałowałem sobie czasu na baraszkowanie w tym wspaniałym morzu. A plażę na Alofi teraz, z perspektywy czasu zaliczam do najpiękniejszych na Polinezji...
 

 

Ale Alofi ma też i inną twarz. Zobaczyłem ją, gdy po spędzeniu dnia na tej wyspie wracaliśmy na Futunę. Okazało się, że zachodnie wybrzeże wysepki to malownicze i wysokie na jakieś 20 metrów klify.

 

 

Gdy wiatr wieje z zachodu - jak tego dnia - wysokie fale uderzają w klif w klif tworząc malownicze fontanny. Niestety miejscowi boją się w takich warunkach podpływać zbyt blisko.

 

 

Tak wyglądała ta piękna, niezamieszkana wyspa z brzegu Futuny tuż przed zachodem słońca.   

  Często wspominam dziś Alofi. Kojarzy mi się z moimi dziecinnymi snami o tym, aby przenieść się na taką wyspę, na jakiej mieszkał Robinson Crusoe. Wydaje mi się, że Alofi z powodzeniem mogłaby wystąpić w tej roli.
Gdy po południu wracaliśmy łodzią wyładowaną wiązkami kokosów od zachodu nadciągnęły chmury. Lało całą noc. Rano, przy kolejnej porcji taro patele oświadczył autorytatywnie: -Dziś na pewno nie polecisz. Trawiaste pole startowe po ulewie tak rozmięka, że loty wznawiają dopiero po dwóch-trzech dniach!

Patele miał rację.  Z Futuny odleciałem z jednodniowym opóźnieniem.  Chwała Bogu, że tylko jednodniowym.

Na pożegnanie tej pięknej wyspy dostałem kwiatowy naszyjnik. I był jeszcze czas, by sfotografować się z kapitanem tego jedynego twin-ottera, który tu przylatuje. W kilka miesięcy później dowiedziałem się, że chcą kupić drugi samolot i wybudować tu utwardzony pas...

 
 

Przejście do kolejnej strony relacji z tej podróży - raz jeszcze na wyspę Wallis

                                                                         

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory