Afr2000tyt_pl.jpg (26963 bytes)

Tekst i zdjęcia:  Wojciech Dąbrowski  © - text & photos

Część III A -   GHANA   -  Part three "A"

Ghana była już czwartym  z kolei krajem na szlaku mojej podróży przez Afrykę Zachodnią... Ze stolicy Togo - miasta Lome jest tylko kilka kilometrów do przejścia granicznego. Dojechałem tam na siodełku skutera pełniącego rolę taksówki. Mój plecak leżał po prostu na kierownicy... 

Africa2000mp.jpg (48361 bytes)

Formalności wyjazdowe nie trwały długo. Po drugiej stronie przejścia granicznego - w Aflao czekały zbiorowe taksówki. Naganiacze próbowali mi wyrywać plecak, ale jakoś ich poskromiłem.  U urzędującego na stołku cinkciarza po krótkich targach wymieniłem dolary na miejscową walutę...  Bo Ghana jest jednym z tych nielicznych krajów Zachodniej Afryki, w których nie tylko mówi się innym językiem niż francuski, ale i płaci się inną walutą niż afrykański frank (CFA). Ghańczycy, mający opinię jednego z najsympatyczniejszych afrykańskich narodów mają własną walutę - cedi.  Za 1 dolara płacono 3850 cedi.  Za banknoty o wysokich nominałach płacili więcej...  Z ulgą przeszedłem na angielski  i   wśród takiego krajobrazu jak na zdjęciu obok ruszyliśmy raźno w kierunku stolicy...

Za przewiezienie mnie na odcinku 200 kilometrów - do Akry zażądali 14.500 cedi.

Wzdłuż zupełnie niezłej szosy rozrzucone palmy, termitiery, baobaby. Młody kierowca nie zauważył  jednak w porę  dziury w asfalcie - złapaliśmy "kichę".  Zapasowe koło okazało się niesprawne  więc szofer  autostopem pojechał z kołem do najbliższego miasteczka zostawiając nas na szosie w wilgotnej spiekocie afrykańskiego poranka.  W odległości kilkuset metrów zauważyłem strzechy domostw.    Uprzedziwszy współpasażerów poszedłem do wioski. Nie po  jedzenie   czy  picie, ale po to żeby zobaczyć, jak żyją Ghańczycy...  Wioska nazywała sie Torve...

Wioska w Ghanie.  Wokół niej pola trzciny cukrowej. Wzdłuż szosy rozłożyło się kilka mizernych sklepików i punkty usługowe funkcjonujące w drewnianych budach: szewc, krawiec i ślusarz. Nieco odsunięte od szosy grupy prostokątnych chat o ścianach z gliny.  Drzwi z marnie ostruganych desek. Dach pokryty strzechą.  Bosonogie dzieciaki bawiące się w cieniu na słomianych matach. Kobiety w kolorowych kretonowych sukienkach noszące wodę z ukrytej gdzieś za zabudowaniami studni.  Stosy śmieci, ale nie przy samych chatach tylko z tyłu... Roje much... Afryka...
Fotografowanie ludzi nie jest w Zachodniej Afryce rzeczą łatwą. W większości krajów zrobienie zdjęcia bez zapytania o zgodę może wyzwolić bardzo nieprzyjemne reakcje - do rękoczynów włącznie. Natomiast odpowiedzią na zapytanie o zgodę jest z reguły żądanie zapłaty. Tu na szczęście tak nie było. Widać turyści w Torve pokazują się rzadko...

Kuchnie domowe zazwyczaj umieszczone są w przewiewnych szałasach stojących obok gliniaków. Miejscowi chodzą boso. Tylko nieliczne kobiety, przeważnie te starsze pracują  w obejściach z odkrytymi piersiami.

1ghana034.jpg (17739 bytes)

1gha033.jpg (25874 bytes)

Wioska żyje z uprawy warzyw, trzciny cukrowej i... produkcji bimbru. Łodygi zebranej trzciny zwożą na składowisko za wsią. Tam działa napędzana spalinowym motorkiem prasa wyciskająca z łodyg sok.
Miski i wiadra napełnione słodką cieczą kobiety noszą na drugą stronę drogi by przelać ją do wielkich stągwi częściowo zagłębionych w ziemi.  Tam napój fermentuje przez kilka dni. Już z daleka czuć niezbyt przyjemny, kwaśny zapach. A ilość stągwi i ich rozmiar wskazuje na znaczny popyt na napoje rozweselające...

Potem ciecz przelewa się do nieco zardzewiałych, hermetycznie zamkniętych beczek pod którymi płonie ogień. Alkohol w postaci pary odprowadzany jest rurką, która nieco dalej zanurzona jest  w betonowym zbiorniku z wodą.  Tam się skrapla i ścieka do podstawionych szklanych balonów.   Poczęstowali mnie...  Mocny!    Produkt nazywają po swojemu "aquateshi" i nie tylko handlują nim na zasadzie wymiany z sąsiednimi wioskami, ale dostarczają go także do pobliskich miasteczek, gdzie również   znajduje amatorów...
Gdy nasz kierowca po dwóch godzinach wrócił  wreszcie z naprawionym kołem  ruszyliśmy ponownie w kierunku stolicy.   Plan mojej podróży zakładał zwiedzenie Akry, potem wyjazd w interior do Kumasi - historycznej stolicy ludu Ashanti i powrót na wybrzeże dla zobaczenia najlepiej zachowanych fortów, które wzniesiono na Złotym Wybrzeżu w czasach niewolnictwa...   Kraj miałem opuścić przez Elubo- zmierzając do Wybrzeża Kości Słoniowej.

Ghana jest krajem nieco mniejszym od Polski.  Ma ponad 17 milionów mieszkańców.  Najgęściej zaludniony jest pas nadmorski, tam także trafia większość przybywających do Ghany turystów. Najodpowiedniejszym okresem na przyjazdy jest pora sucha trwająca od grudnia do marca. Na północy ten okres się wydłuża do okresu: X-IV.

Od niedawna w Warszawie działa konsulat Ghany (Mścisławska 4A -tel.833 10 94), co znacznie upraszcza uzyskanie wizy turystycznej. Opłaty są dziwne: 20 złotych płaci się za rozpoczęcie procedury a do tego 20 USD za wizę jednokrotną lub 50 USD za wielokrotną...

ghana_mp.jpg (21338 bytes)

Długi most na wielkiej rzece. To Wolta. Potem Akra.   Miasto jest bardzo rozrzucone. Nie ma tu typowego dla wielkich stolic centrum z wieżowcami. Trudno zwiedzać je na piechotę. W najstarszej, handlowej części miasta i wokół bazaru Makola ulice są wąskie i zatłoczone pojazdami. Ale poza tym rejonem miasto ma wiele przestrzeni i szerokie, ocienione aleje. 

Zamieszkałem w Bellview Hotel w pobliżu bazaru - parterowy hotelik jest czysty i bezpieczny, a za pojedynczy pokój z wiatrakiem i prysznicem biorą 30000 cedi, co jak na ten standard i na Zachodnią Afrykę nie jest wcale ceną wysoką. Wiatrak wirował nade mną całą  noc i wcale nie było zbyt chłodno.

A to ładny, postkolonialny budynek sądu najwyższego. Obiekt wojskowy to nie jest, ale fotografowałem z duszą na ramieniu, bo  w Afryce to nigdy nic nie wiadomo. Jakiś przechodzień próbował mi nawet wmawiać, ze potrzebuję oficjalne zezwolenie władz na robienie jakichkolwiek zdjęć na ulicach.

Ghana jest sympatyczna ale nie znaczy to wcale, z miejscowymi taksówkarzami należy postępować inaczej niż z ich kolegami w sąsiednich krajach. Nigdy nie zapominajcie uzgodnić ceny przed rozpoczęciem kursu!   A jeżeli nie znacie cen zapytajcie swojego gospodarza przed wyjściem z guesthousu lub hotelu  - raczej nie oszuka.  I nie wahajcie się opuścić samochód, gdy traficie na oszusta. Jeden taki zażądał ode mnie trzy razy tyle ile biorą od miejscowych !!!

Ghana, dawne brytyjskie Złote Wybrzeże jako pierwsza z afrykańskich kolonii uzyskała niepodległość. Było to w 1957 roku. Wielką rolę w doprowadzeniu kraju do niezależności odegrał Kwame Nkrumah czczony do dziś jako ojciec narodu. Przywódcy Ghany wciąż cieszą się w krajach afrykańskich dużym autorytetem, a wybór Kofi Anana na sekretarza generalnego ONZ świadczy, że i poza Afryką Ghana odbierana jest bardzo pozytywnie.      W centrum Akry założono  piękny park, którego główną atrakcją jest mauzoleum Nkrumaha. Byłem zaskoczony, gdy przy wejściu do parku od cudzoziemca zażądano nie tylko zapłacenia 4000 cedi za wstęp ale także 2000 cedi za możliwość filmowania kamerą video. Miejscowi wchodzą  bezpłatnie.

Wysoki grobowiec ze starannie szlifowanego kamienia zdumiewa przybysza. Wielu prezydentów z Europy czy Ameryki nie ma takiego!  Na nagrobku świeże kwiaty. Do mauzoleum Nhrumaha przybywają wycieczki szkolne z całej Ghany. Obowiązkowe jest oczywiście zdjęcie na tle pomnika przywódcy. Uczennice  noszą fartuszki w jednolitych kolorach. Ale pani nauczycielka nie wiem dlaczego nie chciała się dać sfotografować. Mało tego - zabroniła uczniom dalszego pozowania... No cóż, szczególnie na prowincji pokutują tu czasem poważne uprzedzenia do białych, których starsze pokolenie pamięta jako wyzyskiwaczy...

Pieszo wędrowałem przez miasto do monumentalnej katolickiej katedry. Ale poza rozmiarami nie może ona niczym zaimponować. W ostatnich rzędach ławek śpią w ciągu dnia Murzyni.  Przy głównym ołtarzu stoi zestaw afrykańskich bębnów na których zapewne przygrywają  podczas nabożeństw...

Na beczce miska wypełniona węglem drzewnym... Ta ślicznotka sprzedaje planteene. Wiecie co to jest planteene?  Odmiana dużych bananów, które nie nadają się do spożycia na surowo. Dopiero po upieczeniu na takim ruszcie jak ten zyskują walory smakowe. Do tego coca. Coca cola jest tu wyjątkowo tania - za standardową butelkę płaciłem 700 cedi czyli 1/5 dolara - chyba jest to światowy rekord cenowy tego popularnego napoju. Inne ceny żywnosci: Kilogram słodkiego chleba kosztuje 2000, litrowy karton soku - 2500, konserwa mięsna - 3500, kostka margaryny - 2500, masła - 4500,

Jednym z najciekawszych dla turysty miejsc w Akrze jest Art Centre czyli bazar ludowego rękodzieła.  Z warsztatów rzemieślniczych widziałem tam tylko garncarza, ale kramów w których sprzedają maski, filigranowe figurki z metalu, instrumenty muzyczne i tkaniny są dosłownie setki. Podobały mi się szczególnie maski.  Maski z Ghany różnią się od wyrabianych w innych krajach Afryki tym, że są inkrustowane metalem (mosiądzem lub srebrem) i często dodatkowo malowane barwną emalią.
Turystów na bazarze jest niewielu, więc straganiarze walczą o nich zażarcie - potrafią być nawet agresywni. Z prawej strony bazarowego kompleksu jest mały urząd pocztowy, w którym można kupić znaczki  i pocztówki.

Co jeszcze warto zobaczyć w mieście?  Na pewno Muzeum Narodowe (wstęp 2000 + ew. 5000 za filmowanie kamerą video). Są jeszcze forty na wybrzeżu: Christianborg zajęty jest przez władze i wcale nie jest ciekawy architektonicznie - o fotografowaniu nie ma mowy... Zaniedbane mury fortu Usher wyrastają wprost z ulicy, a na James Fort  wisi tabliczka "Prison".  Dwa ostatnie zameczki stoją obok wysypiska śmieci   i to w okolicy niezbyt bezpiecznej - myślę, ze nie warto się tam zapuszczać - nie wolno fotografować także stojącej obok nich małej latarni morskiej.   Plaża James Town jest zanieczyszczona - naprawdę nie ma sensu tu przyjeżdżać!   Najbliższe bezpieczne plaże (Labadi i Coco) są w odległości 7-8 km. Niestety płatne!

  W Ghanie montują autobusy "neoplan". I tak nazywa się stacja autobusów międzymiastowych w stolicy.  Co wcale nie znaczy, że odjeżdżają z niej takie właśnie nowe autobusy.   Przekonałem sie o tym, gdy wczesnym rankiem dotarłem na "Neoplan Station" i naganiacze upchnęli mnie do sfatygowanego minibusu.   Najwyższy standard podróżowania oferuje państwowa kompania STC - oni mają wprawdzie "neoplany",  ale odjeżdżają rzadziej i są drożsi.  Mnie bilet do Kumasi kosztował 9000 cedi.  Do celu tego etapu miałem ponad 250 km.   Na miejsce dotarliśmy po 6 godzinach - ale o tym już na kolejnej stronie...

>>>>>>>>>>>>>>>>>>CIĄG  DALSZY -

przejście do części 2  relacji z Ghany

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory