AustralAsia 2016 

Część II - Wschodnie Wybrzeże - TIOMAN  ISLAND  -   Part two - East Coast

Tekst i zdjęcia - Wojciech Dąbrowski © - text and photos


My year 2016 started with a great trip to Australia and Asia. The capital of Malaysia, Kuala Lumpur has become the hub for the entire route - because it is the base for low-cost airlines. It was a good chance that after visiting Australia, Melanesia and China look yet at the paradise islands of Tioman and Perhentian. They belong to Malaysia. On this page I present east coast of Tioman. In the first part of my report you can read how to get to the Tioman from the continent and how looks the more developed west coast.

Rok 2016 rozpocząłem od  wielkiej podróży do Australii i Azji. Węzłem dla całej trasy stała się stolica Malezji Kuala Lumpur - ze względu na zbiegające się tam trasy tanich linii lotniczych. Była to dobra okazja, by po odwiedzeniu Australii, Melanezji i Chin zajrzeć jeszcze na rajskie wyspy Tioman i Perhentian, należące do Malezji.  Na tej stronie przedstawiam wschodnie wybrzeże Tiomanu. O tym, jak dotrzeć na te wyspy i jak wygląda lepiej zagospodarowane zachodnie wybrzeże napisałem w pierwszej części relacji:

Drugiego dnia pobytu postanowiłem przejść na przeciwną stroę wyspy korzystając z rzadko używanego pieszego szlaku poprowadzonego przez dżunglę.  Jak widać na mapce sieć dróg jest na Tiomanie bardzo skromna - do odległych wiosek da się dotrzeć najłatwiej drogą wodną. Jedyna droga na wschodnie wybrzeże - do Juara - jest, jak się później okazało, odcinkami tak wąska i tak stroma, że mogą ją pokonać tylko samochody z silnikiem o większej mocy. Ale nawet jadąc terenowym samochodem niewprawny kierowca może mieć problemy...

-Allaah akbar! - niosło się jeszcze po ciemku ponad osadę muzułmańskie wezwanie do modlitwy. Wyruszyłem wcześnie rano, aby w miarę możliwości uniknąć marszu w upale południa. Butelka przegotowanej wody, kanapka, kamera i czapka, która w tutejszym palącym słońcu jest artykułem pierwszej potrzeby.

     

My international readers are kindly requested to use google translator to translate this page to their language. Sorry!

 

 

Tylko jak odnaleźć początek ścieżki? Dobrym punktem orientacyjnym jest masdżid czyli meczet. O dziwo w Tekeku meczet nie stoi w centrum miasteczka, ale daleko na peryferiach. Trzeba przejść obok posterunku policji, szkoły, przystani, lotniska i dopiero dalej zobaczycie na drodze strzałkę w prawo z napisem "Masjid"  

     

     
   

Z tego miejsca przez wysokie palmy otwiera się widok na porośnięte bujnym lasem zielone wzgórza - wiedziałem, że to gdzieś tamtędy poprowadzi mnie droga.

Na razie przechodziłem pusta zupełnie ulicą koło przedszkola i udało mi się przez otwarte szeroko drzwi zrobić ciekawe zdjęcie.  Więc już do przedszkola dziewczynki muszą przychodzić ubrane w tradycyjny dwuczęściowy strój  - baju kurung i chustę na głowę - tudung:

     
     
   

Nieco dalej na betonowej nawierzchni ulicy spotkałem sporego warana. Razem z tym cienkim ogonem miał jakieś półtora metra długości. Nie są to groźne zwierzęta, wiec takie spotkanie jest raczej atrakcją dla turysty. Nie trzeba tylko wykonywać gwałtownych ruchów, aby nie spłoszyć zwierzaka jeszcze przed wyciagnięciem aparatu czy kamery: 

     

     
   

Meczet w Tekek, do którego w końcu dotarłem okazał się małą, parterową budowlą bez minaretu. Mimo, ze był to piątek - dzień świąteczny dla wyznawców islamu w budowli kręcił się tylko jeden człowiek...

     

     

 

Zapytany o "jungle trail" pokazał w stronę widocznych nieco powyżej zbiorników wody. Trzeba je było obejść prawą stroną, aby następnie skręcić w lewo ścieżką biegnącą wzdłuż płotu - pokazałem ja na zdjęciu obok.

 

Wkrótce potem ścieżka zanurzyła się w wysokiej dżungli:

     
     
   

To lubię! Cisza przerywana tylko wrzeszczeniem ptaków. Wielkie głazy, powalone kłody starych drzew... Szlak, choć pozbawiony jakichkolwiek znaków jest wyraźny i nie ma odgałęzień. Tam, gdzie pojawia sie wątpliwości trzeba kierować się wzdłuż kabli i rur prowadzących w dół wodę.

     

     

 

W wielu miejscach przy szlaku rosną drzewa o wysokości nawet kilkudziesięciu metrów. Z ich wysoko zawieszonych koron zwieszają się liany...

 

 

 

Pnie niektórych drzew maja powyżej dwóch metrów średnicy i przypominają rekwizyty z filmów fantasy. Nie sposób zmieścić je w wizjerze aparatu...

 

 A

 

 

 

Bardzo rzadko szlak wybiegał z zielonego mroku na jakąś polanę, gdzie otwierał się jakiś szerszy widok. Na zdjęciu poniżej macie jedno z nielicznych takich miejsc:

 

Są na szlaku strome podejścia - tam wybudowano odcinki betonowych schodków. W kilku miejscach ścieżka jest zniszczona (jak na zdjęciu poniżej) i dlatego lepiej na taką wędrówkę zabrać mocniejsze buty.

Po 1,5 godziny niespiesznego marszu dotarłem do przełęczy, z której niestety nie otwierał się żaden widok. Stąd leśna droga zaczęła mnie sprowadzać w dół. Wciąż szedłem w zielonym tunelu:

Juz po kwadransie schodzenia niespodziewanie znalazłem się na bitej drodze Tekek - Juara. Zero ruchu pojazdów. duże spadki jezdni. W pewnym momencie zaważyłem strzałkę kierująca na wąską ścieżkę odbijającą w prawo - "Do wodospadu". To tylko 5 minut spacerkiem, ale ostatni odcinek jest stromy i gliniasty. Warto, bo wodospad choć niezbyt wielki jest bardzo urokliwy:

Wróciłem na drogę ostro opadającą w kierunku Juary - jak widać nie jest to żadna porządna szosa - gdy przychodzi do wymijania pojazdów, jeden z nich musi zjechać na pobocze. Niestety na tym odcinku nie ma żadnych punktów widokowych:

Kiedy wreszcie kończy się strome zejście pojawiają się przy drodze kępy wysokich bambusów - niektóre z nich są grube, jak ramię mężczyzny:

Odnotowałem też rosnące na dziko bananowce. Zastanawiałem się, czy ktoś zbiera te banany, gdy dojrzeją. Przypuszczam, że tylko małpy - jeszcze je wam pokażę...

 

 

Wreszcie pierwsze domostwo - od dwóch godzin nie mijałem żadnych ludzkich siedzib. W górzystym wnętrzu wyspy nikt nie mieszka:

Wkrótce potem za parawanem z palm zamajaczyły bajecznie kolorowe wody zatoki. To juz była Juara:

Nie omieszkałem sfotografować się przy powitalnej tablicy umieszczonej przy molo. Miejscowi wymawiają tę nazwę [dżuara] 

Wspaniała, czysta plaża była jak widzicie zupełnie pusta. Długie, zadaszone molo wybiega daleko w turkusową zatokę, ale nie docierają do niego żadne regularnie kursujące statki. Turysta dopłynąć tu może tylko wynajętą specjalnie taksówką wodną. Jeśli uda się zmontować małą grupę chętnych, to można stąd popłynąć na wycieczkę wokół wyspy płacąc jakieś 150 ringittów od osoby.

N końcu molo przycupnęły trzy pękate rybackie kutry. Innych na Tiomanie nie widziałem. To pewnie one zaopatrują restauracje najlepszych tutejszych "resortów":

Warto przespacerować się na koniec molo - może nie tyle dla ryb, które krążą w przejrzystej wodzie ile dla widoku na wybrzeże i góry, który się stamtąd otwiera:

Północna część Juara Beach oszpecona jest pordzewiałym wrakiem, którego część spoczywa w wodzie, a część na plaży. Ale niektórzy turyści lubią fotografować się przy takich starociach...

Senna Juara jest moim zdaniem najpiękniejszym miejscem na Tiomanie. Trudny dojazd sprawia, że oparła się najazdowi turystów. Na skraju plaży pod palmami zbudowano kilka pensjonatów i restauracyjek, ale to wciąż jest jeszcze zaciszny zakątek:

Południowa część plaży obramowana jest od góry ciemnym konturem górskiego pasma. Gdzieś tam wśród tych nieco zamglonych szczytów jest najwyższa kulminacja wyspy - przekraczający tysiąc metrów Gunung Kajang. Mało kto z turystów decyduje się na wspinaczkę w tropikalnym upale na ten szczyt, konieczny jest przewodnik bo szlak, zaczynający się w wiosce Paya jest bardzo słabo przetarty.

O, jest samotny pływak! (na zdjęciu powyżej). Panowie, którzy mają przerzedzone czupryny powinni do kąpieli ubierać czapki, a ci, którzy zamierzają pływać nieco dłużej - ubierać do kąpieli T-shirt. Słońce operuje tu bardzo silnie...

Antena telefonii komórkowej i ten nowy hotelik na wybrzeżu niestety psują trochę harmonie tego idyllicznego krajobrazu. Ale zasięg telefonii komórkowej jest potrzebny. Oby tylko nie wybudowano tu kolejnych budynków z betonu i szkła, bo wtedy po dawnej urodzie Juary pozostanie tylko legenda.

Na miejscu można wypożyczyć kajaki, ale wiosłowanie w tym skwarze wymaga na pewno dużego samozaparcia. Inni wolą spędzać godziny w hamaku pod palmą. Gdybym miał więcej czasu na pewno chciałbym się tu zatrzymać. 

Za linią nadbrzeżnych zabudowań biegnie wąska uliczka, łącząca wszystkie ważniejsze instytucje Juary. Tędy można dojechać do restauracyjek i wszystkich guest-housów:

Ile to kosztuje? - pytają często moi czytelnicy. Aby uprzedzić takie pytania postanowiłem sfotografować menu w małej restauracji. Z innych cen: przejazd zbiorową "taksówką" z Tekeku kosztuje 25 ringittów od osoby, a noc w pokoiku z moskitierą i wiatrakiem - 70-80 ringittów i więcej.

 

Ja jak zwykle chciałem znaleźć w tym krajobrazie nie tylko palmy, hoteliki, ale także życie zwykłych ludzi. Popatrzcie, jak tutaj mieszkają, to nie są luksusowe apartamenty: 

 

 

 

 

 

 

Nieco w bok od tej głównej "ulicy" zauważyłem schowany wśród palm meczecik. Skręca do niego leśna droga, która następnie kieruje się na wylotową "szosę" w kierunku Tekeku:

Muzułmańska świątynia w Juara jest bardzo schludna i... pusta. Wnętrza meczetów zawsze są bardzo skromne i poza mihrabem - wnęką skierowaną w kierunku świętej Mekki i zegarem trudno się tam zazwyczaj doszukać jakikolwiek ozdób. 

A potem trzeba było pomyśleć o powrocie na zachodnia stronę wyspy. Stanąłem na wylocie z Juary - przy mostku i czekając cierpliwie próbowałem autostopu. Ruch był minimalny. W ciągu godziny przejechały 3 samochody prowadzone przez miejscowych, ale żaden nawet nie stanął. Byłem już bliski decyzji o podjęciu marszu, gdy w perspektywie drogi pojawił się czwarty samochód - na pace siedzieli jacyś uśmiechnięci blondyni. Zabrali mnie! A gdy już podczas jazdy zacząłem rozpytywać co i jak, to okazało się, że to Rosjanie... Spasiba, riebiata! 

Po pokonaniu serii dramatycznych zjazdów, zakrętów i podjazdów wysadzili mnie na rozjeździe po drugiej stronie wyspy - skręcali do luksusowego ośrodka w Bunut. Pozostało mi do przejścia około kilometra. Po drodze spotkałem rodzinę małp, a że byliśmy sam na sam, to można było zrobić kilka ciekawych zdjęć. Widzicie tego malucha uczepionego matczynego brzucha?:

Duża zgraja tych małp żyje na północy wyspy, na brzegu zatoki nazywanej potocznie Monkey Bay (zerknijcie na mapkę) Można tam dojść leśną ścieżką z Panuba Village lub z Salangu. Ale znacznie wygodniej jest (gdy morze spokojne) wynajętą motorową łodzią z Tekeku. Monkey Bay jest dzieki zwierzakom bardziej atrakcyjna ale i niebezpieczna, bo gdy pójdziecie pływać małpy ani chybi zainteresują się waszymi rzeczami pozostawionymi na brzegu - ktoś musi ich nieustannie pilnować!

 

     

Miejscowi pytani nie bardzo wiedzą do jakiego gatunku należą te małpy. Ot po prostu - monkeys - one zawsze tu były. Mnie się wydaje (nie czuję się autorytetem) że to makaki o długich ogonach (Long-tailed Macaques).  Ich ulubioną czynnością jest iskanie:

     

 

Był wczesny ranek, gdy po kilku dniach pobytu na Tiomanie maszerowałem z mojego "Cheeers Chalet" na przystań. Kazali mi przyjść na godzinę przed odpłynięciem... Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bo jest jeszcze "low tide" - odpływ i przy kei jest za płytko, aby stateczek, kotwiczący na głębinie mógł dobić do nabrzeża. Popłynęliśmy ostatecznie z godzinnym opóźnieniem. A  na terminalu autobusowym w Mersingu dowiedziałem się, że zaczęły się właśnie szkolne ferie i wszystkie bilety na najbliższy autobus do Kuala Terengganu są już wyprzedane. Ale to juz inna historia...

 

Tioman - wyspa warta odwiedzenia ma swoją ma swoją oficjalną, starannie opracowaną stronę w internecie: www.tioman.org

 

   

Inne wyspy Malezji - Perhentian Islands

 

My hot news from this expedition (in English) you can read in my travel log:  www.globosapiens.net/travellog/wojtekd 

 

 

Notatki robione "na gorąco" na trasie podróży (po angielsku) można przeczytać w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net

 

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory