Part two   -   Część II

Tekst i zdjęcia - Wojciech Dąbrowski © - text and photos


In November 2010 I reached distant Kerguelen Archipelago aboard French expedition vessel "Marion Dufresne II".   After visit in the scientific base in Port aux Francais it was a chance to see a little bit of the interior.  You can find some details in English in my travellog .

 

 

 

W listopadzie 2010 roku na pokładzie francuskiego statku ekspedycyjnego "Marion Dufresne II" dotarłem na odległy Archipelag Kerguelena. Program ekspedycji przewidywał tu aż 5 dni postoju - nie dlatego, aby nam, małej grupce 15 turystów na pokładzie dać szansę zobaczenia wyspy, ale dlatego, że na tyle szacowano prace wyładunkowe. Starano się jednak zorganizować czas. Po zwiedzeniu stacji badawczej przyszedł czas na wyprawę do wnętrza głównej wyspy, wielkiej jak francuska Korsyka.  

Popatrzcie na mapę poniżej: rozczłonkowany, pocięty niezliczonymi fiordami Kerguelen jest zupełnie inny od zwartego, wulkanicznego Crozeta. A że archipelag położony jest rzeczywiście na przysłowiowym końcu świata to nie może dziwić fakt, że to właśnie tutaj podczas II wojny światowej miały dobrą kryjówkę i miejsce spotkań niemieckie okręty korsarskie "Atlantis" i "Komet". 

     

     
First helicopter trip took me to Labourer:  

Trasa naszej pierwszej wyprawy prowadziła do głębokiego fiordu Labourer w środkowej części wyspy. Kilkunastominutowy przelot helikopterem dał mi szansę podziwiania urozmaiconego krajobrazu wyspy. Pogoda niestety zmieniała się z minuty na minutę, lodowaty wicher pędził chmury i nie wszystkie zdjęcia mają zadowalającą jakość:

 

The islands of Morbihan Bay

 

Na początek wysepki wypełniające Zatokę Morbihan, na północnym krańcu której leży francuska baza.

 

 

 

 

 

Kolejne zdjęcia pokazują, jak skomplikowana jest linia brzegowa wyspy

     

Zdjęcia robione przez szybę helikoptera nie są najlepsze, ale dają wyobrażenie o krajobrazie wyspy. Mimo wszystko miałem szczęście - od czasu do czasu pokazywało się słońce!

The first name of Kerguelen was right: it is real Desolation Island

 

 

 

W tym krajobrazie uderza niesamowita pustka. Podobne wrażenie odnieśli odkrywcy wyspy nazywając Kerguelen Desolation Island - wyspą pustki, wyspą opuszczoną, wyspą rozpaczy...   

 

 

Narrow Labourer Fiord:    

 

To nie lodowiec. Tak wygląda wąski fiord Labourer, gdy schowa się słońce:

 

 

 

 

 

 Helikopter wylądował na brzegu fiordu... 

 

 

Cabana (hut) in Labourer has spectacular scenery, but no wildlife:

   

...tam, gdzie TAAF wybudowało niewielkie schronisko dla naukowców i rzadko przybywających tu turystów. Schronisko ma doprowadzoną wodę (rurą z pobliskiego wodospadu) i gazową kuchenkę. Mały agregat dający energię był zepsuty.

 

Wielką zaletą tego miejsca jest lokalizacja w spektakularnej scenerii. Wadą: brak zwierząt. Zaproponowano nam nocleg i powrót następnego dnia i niektórzy skorzystali. Ale trzeba tu przywieźć własny, ciepły śpiwór, bo temperatura w nocy spada do zera, a do dyspozycji turystów jest tylko 8 piętrowych nar do spania z gołymi materacami (zdjęcie po prawej). Jedzenie przywozi się ze sobą ze statku.

 

     
    Widok ze schroniska w Labourer:

Serenity of Labourer:

 

 

Niestety nie ma tu ani fok, ani pingwinów, a ptaki widuje się rzadko. Jedyną atrakcją jest wspinaczka na okoliczne wzgórza dla jeszcze lepszych widoków.

 

 

        

Ja na noc wróciłem na statek...

 

Courbet Peninsula - our next destination:

 

 

Jedyna płaska część Kerguelena to duży Półwysep Courbet we wschodniej części wyspy. To tu, u nasady półwyspu zlokalizowana jest baza i tu spędzili długie dwa lata, czekając na ocalenie rozbitkowie z wielorybniczego statku - John Nunn z towarzyszami. Wylądowali tu w 1825 roku, gdy rzadko kto w te strony zaglądał.

Trasa naszej drugiej wycieczki prowadziła właśnie na Półwysep Courbet, gdzie w odległości około 500 m od morskiego brzegu TAAF zbudowało kolejny niewielki schron dla naukowców, udostępniany turystom.

Już podczas przelotu nad półwyspem można było stwierdzić, że to raczej smutna kraina. Popatrzcie sami:

 

 

 

Cabana Ratmanoff - a hut where you can spend the night

bringing your own sleeping bag: 

 

 

 

 

Lądowaliśmy jak poprzednio w sąsiedztwie cabany - schroniska. Cabana Ratmanoff (na zdjęciu obok) może pomieścić 12 osób na piętrowych pryczach z gołymi materacami. Wewnątrz jest toaleta i łazienka. Tu również niezbędny jest własny śpiwór. Kilka osób z naszej grupy nocowało tutaj, by rano odbyć długi spacer po pobliskiej plaży z pingwinami i słoniami morskimi.

 

     

 

W schronisku jest do dyspozycji przyzwoicie wyposażona kuchnia.

     

 

 

Ja przebywałam tu krótko i zdążyłem tylko zaobserwować długi szereg królewskich pingwinów maszerujących w kierunku oceanu.

 

Cabana stoi nad rzeczką, w której ci, którzy przywiozą ze sobą sprzęt mogą złowić całkiem pokaźne trocie:

     

 

 

 

 

 

Trzecia wycieczka, którą odbyliśmy, to pieszy wypad z bazy brzegiem zatoki do Anse de Pacha. Po drodze, na skalistym brzegu znów fotografowałem wdzięczne dominikanki:

 

 

 

 

 

Do Anse de Pacha nie jest daleko - to mała plaża z czarnym, wulkanicznym piaskiem, na którym z lubością wyleguje się tytułowy pasza, czyli wielki samiec - słoń morski i spacerują królewskie pingwiny. W dali widać kotwiczący naprzeciw zbiorników paliw nasz statek:

 

    Anse de Pacha - Pascha Bay:

 

 

Paszę, czyli dominującego samca najłatwiej poznać po okazałym nosie:

 

 
 

 

 

 

Królewskie pingwiny, jak widać na zdjęciu powyżej mogą spać na stojąco. A sąsiedztwo także śpiących morskich słoni wcale im nie przeszkadza...

     
 The family of elephant seals:   A tutaj cała rodzinka: tata, mama i małe ssące matkę:

 

 

 

 

Przeciwny skraj plaży, gdzie na brzegu wyrastają skałki o ciekawych kształtach to na pewno jeden z najbardziej malowniczych zakątków Półwyspu Couberta

 

 

Where the beach ends you will find on the grassy slopes   gentoo penguin colony:

 

 

 

 

 

Nieco wyżej, na trawiastym stoku rozłożyła się kolonia pingwinów białobrewych (ang. gentoo, franc. papou). Jest początek antarktycznego lata, wiec nie dziwi obecność kwiatów. Może nas natomiast dziwić, że są to dobrze nam znane tzw. mlecze. Prawdopodobnie to ludzie przywieźli je z Europy.

Samica pingwina białobrewego składa co roku dwa jaja. Młode są karmione przez oboje rodziców. Gentoo nurkuje w poszukiwaniu pokarmu na głębokość do 100 metrów. Te pingwiny są znacznie bardziej płochliwe od królewskich...

 

     
    Do wody - marsz!       Gentoo bywają bardzo komiczne...

 

 

On the last day of our stay on Kerguelen we were sailing in the scenery of beautiful fiords to the abandoned whalers base in Port Jeanne d'Arc.

 

Ostatniego dnia naszego pobytu na Kerguelenie w bardzo pięknej scenerii fiordów, wąskich przesmyków i klifowych brzegów popłynęliśmy do opuszczonej bazy wielorybniczej w Port Jeanne d'Arc...

 

     
 

Abandoned in 1924 whalers base in Port Jeanne d'Arc:

 

Gdy w końcu dotarliśmy do PJDA (tak Francuzi skracają teraz długą nazwę) nad okolicznymi górami wisiała lekka mgiełka. Na brzegu zauważyłem budynki bazy, rozpadające się metalowe kotły i zbiorniki i resztki małego molo.

 

 

 

Pierwsze próby kolonizacji archipelagu Francuzi podjęli pod koniec XIX wieku. Koloniści przyjeżdżali i wkrótce wyjeżdżali zrażeni samotnością, izolacją i ciężkimi warunkami klimatycznymi. W 1908 norweska spółka zbudowała tu bazę wielorybniczą, która działała do 1924 roku bez skrupułów trzebiąc wieloryby i foki i odprowadzając francuskim właścicielom koncesji tylko 5% swoich dochodów.

 

 

 

 

 

 

many barrels remained...

 

Przez dziesięciolecia ruiny bazy niszczały coraz bardziej. Aż kilka lat temu Francuzi uznali, że obiekt powinien być traktowany jak muzeum i zaczęli ratować, co się da.

 

W rezultacie przywrócono do stanu używalności jeden barak mieszkalny, chlew i pomieszczenia warsztatowe. Drugi barak podparto. Ale jest tu jeszcze wiele do zrobienia.

W czynnym baraku jest ekspozycja z plansz przedstawiających historię tego miejsca. A także kuchnia, jadalnia i kilka łóżek do spania. 

Wśród pamiątek po Norwegach zachowała się postrzępiona flaga i autentyczne ponoć gary w kuchni.  

 

 

 

Nie ma natomiast wątpliwości co do autentyczności blach, którymi obijano skrzynki ze sprowadzanymi do bazy trunkami. Zapotrzebowanie na rozgrzewające napoje musiało być spore biorąc pod uwagę lodowate wiatry  wiejące na Kerguelenie przez okrągły rok. 

 

The station was built in 1908 by the Norwegian Association. It was in use with some breaks till 1924.  Now the French administration tries to refurbish old buildings and to convert them into industrial museum.

 

 

 

 

Po norweskiej spółce pozostało też kilka mocno zmurszałych krzyży:

 

 

     
     

  Nieco powyżej ruin stacji podziwiać można niewielki wodospad na rzeczce, która zasilała (i wciąż zasila) instalację wodociągową stacji. Można się także wdrapać na widoczny na zdjęciu grzbiet górski - dla widoku.

Z dużej odległości widziałem stadko reniferów, sprowadzonych dawno temu przez Norwegów. Dziś żyją one tutaj dziko. Podobnie jak króliki.

Slightly up from the station you can admire little waterfall, it is also possible to climb with a guide the ridge above (for the view and much stronger wind)

I took a souvenir picture and soon the helicopter took us back to the ship...

 

Po kilkukilometrowym spacerze, który trudno nazwać przyjemnym ze względu na  zimny, porywisty wiatr wróciliśmy do ruin stacji. Zdjąłem na chwilę niezbędny tutaj kaptur - specjalnie do pamiątkowego zdjęcia... Wkrótce potem helikopter przeniósł nas z powrotem na statek i popłynęliśmy... 

   

 

 

   

 

  Kolejny odcinek naszej trasy prowadził na Wyspę Saint Paul.

Z ulgą żegnałem zimne wody i wichry Subantarktyki. Płynęliśmy na północ - w kierunku równika i teraz już z każdym dniem miało być cieplej!

 

From the Kerguelen we were sailing back to the north - just see the map - to the tiny Saint Paul Island.

 

 

 

 

 

My hot news from this expedition (in English) you can read in my travel log:  www.globosapiens.net/travellog/wojtekd 

 

 

Notatki robione "na gorąco" na trasie podróży (po angielsku) można przeczytać w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net

 

Te the next part of the report - Saint Paul Island  

Przejście do kolejnej części relacji - na Saint Paul

 

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory