Wyprawa na wyspy Oceanu Indyjskiego - 2010 - Indian Ocean Expedition

Część I - Stolica  -   Part one - The capital

Tekst i zdjęcia - Wojciech Dąbrowski © - text and photos


In November 2010 I was sailing aboard French expedition ship "Marion Dufresne" to the French Southern Lands - Terres Australes. The complete route Reunion to Reunion exceeded 8000 km. Hot news from my journey (in English) you can find in my travellog. After visiting Crozet and Kerguelen we set sails to the islands of Saint Paul and Amsterdam... I disembarked on Mauritius. i have been to Mauritius before, but only very short time...

 

W listopadzie 2010 płynąłem na  francuskim statku ekspedycyjnym "Marion Dufresne" do Francuskich Terytoriów Południowych - Terres Australes. Po odwiedzeniu zimnych i wietrznych archipelagów Crozeta i Kerguelena oraz nieco cieplejszego Amsterdamu nasz statek wrócił do tropików. Pożegnałem go na wyspie Mauritius. Znałem tę wyspę z poprzednich podróży, kiedyś ją zwiedzałem, ale był to bardzo krótki pobyt. Korzystając z nadarzającej się okazji postanowiłem przyjrzeć się Mauritiusowi bliżej, a przy okazji poznać drugą wyspę wchodzącą w skład wyspiarskiego państwa: Rodrigues.

 

 

 

 Mapka obok pokazuje jak wyglądała cała trasa mojej podróży i jak usytuowany jest Mauritius na Oceanie Indyjskim. Wyspiarskie państewko Mauritius ma powierzchnię zaledwie 2 tys. kilometrów kwadratowych i składa się z dwóch dużych i garstki mniejszych wysp z których najważniejsza jest Agalega - niewielka wprawdzie, ale ważna, bo wokół niej wyznaczona jest strefa połowowa należąca do Mauritiusa. Co kilka miesięcy płynie tam statek mauritiuskiej floty, by potwierdzić przynależność terytorialną tego skrawka lądu.

Ludność Mauritiusa: około 1,5 mln mieszkańców pochodzenia afro-azjatyckiego skupiona jest na głównej wyspie.

Na Mauritius dotarłem tym razem również statkiem. Mogłem popatrzeć na wyspę od strony wody. Pierwszym fragmentem wybrzeża, który zobaczyliśmy była wyniosła skała Morne Brabant:

 

 

 

Według podań Morne Brabant była miejscem, gdzie ukrywali się zbiegli niewolnicy. Ciekawostką jest fakt, że góra znalazła się na liście dziedzictwa światowego UNESCO.

   

Gdy potem płynęliśmy wzdłuż brzegu wyspy zauważyłem, że Mauritius jest w zasadzie płaski - odpowiedni dla zakładania popularnych tu plantacji trzciny cukrowej. Jedynie gdzieniegdzie z tej płaszczyzny wyrastają pojedyncze wzgórza, często o bardzo ciekawych kształtach:

   

 

Wkrótce weszliśmy do zatoki i raz jeszcze mogłem potwierdzić moją opinię ugruntowaną podczas pierwszego pobytu: stolica Mauritiusa - Port Louis - to jeden z najpiękniej położonych portów świata. decydują o tym zielone wzgórza w tle i błękitne przez większość dni w roku niebo. Kiedy byłem tu po raz pierwszy w 1996 roku miasto nie miało jeszcze tylu wysokich budynków - dziś prezentuje się jeszcze okazalej.

 

 

 

 

 

 

 

 

Port Louis leży w zatoce na zachodnim wybrzeżu wyspy. Niestety po tej stronie wyspy nie było odpowiedniego terenu dla budowy portu lotniczego. Powstał on w Pleasance koło Mahebourga, po przeciwnej stronie wyspy - aż 48 kilometrów od stolicy tego małego wyspiarskiego kraju. Lokalizację lotniska widać na mapce obok.

 

 

 

 

Zbliżenie pozwala przyjrzeć się bliżej eleganckiej architekturze centrum stolicy:  

Port Louis harbor:    

 

 

 

 

 

 

Ponad miastem i portem piętrzą się wysokie wzgórza. Próbowałem ustalić, czy na któryś z tych szczytów prowadzi pieszy szlak. Nikt nic nie wiedział. Można mieć zatem tylko nadzieję, że znajdzie się kiedyś inwestor, który wybuduje kolejkę linową na szczyt. Widok stamtąd musi być niesamowity!

 

I  

Mauritius czerpie zyski ze sprzedaży swoich kwot połowowych. Wykorzystują je m.in. tajwańskie i malezyjskie trawlery, które o każdej porze roku można zobaczyć w tutejszym porcie:

 

 

 

 

 

W tym samym porcie zobaczycie największy okręt wojenny wyspiarskiego kraju. Wygląda bardzo groźnie...   

   

Ze statków zacumowanych przy dość odległych nabrzeżach pasażerów dowozi do centrum miasta mała motorówka. I ja także z niej skorzystałem. Po drodze mijaliśmy najbardziej reprezentacyjny hotel Port Louis - wzniesiony na nabrzeżu Labourdonnais Waterfront Hotel:

Y    

Motorówka wysadza pasażerów przy starym budynku straży celnej (to ten na wprost), ale tu już nikt nie sprawdza dokumentów, bo odprawa wysiadających w porcie cudzoziemców odbywa się wcześniej na statku.

s

 

 

 

 

Tuż obok spotykamy pierwsze zabytkowe budowle Port Louis - jak choćby ten starannie odnowiony wiatrak. Obok niego zobaczycie cały kompleks dawnych portowych składów. One też czekają, by znaleźć dla nich nowe funkcje.

Przy sklepowo - gastronomicznym pawilonie, który stoi naprzeciw wiatraka dostrzegłem znaczek wi-fi. Przyszedłem z netbookiem próbując połączyć się ze światową siecią. Niestety komputer nie wykrył żadnej sieci. Może do waszego przyjazdu naprawią?

Najtańszy dostępny internet znalazłem w urzędzie pocztowym, gdzie każą płacić 40 rupii za godzinę. A że rozliczenie odbywa się jedynie przez zapis w zeszycie (a to okazja do nadużyć) to patrzcie obsłudze na ręce!

 

 Zaczynająca się na końcu portowego kanału nadmorska promenada prowadząca w kierunku hotelu "Labourdonnais" to okno wystawowe stolicy Mauritiusa:

     

 

 

        

 

 

 

 

 

Posadzono tu malownicze palmy. Dbają o nie, więc nic dziwnego, że hotel wraz ze swoim otoczeniem często pokazywany jest na pocztówkach i w turystycznych prospektach:

 

 

 

 

Z drugiej strony promenady stoi pomnik "ojca narodu" - pierwszego premiera niepodległego Mauritiusa - był nim ojciec obecnego premiera -  Sir Seewoosagur Ramgoolam:

     

Natomiast w alei prowadzącej do gmachu parlamentu znajdziecie pomnik francuskiego gubernatora Maskarenów - markiza Labourdonnais, który przyczynił się do rozwoju wyspy.

 

Pierwszymi kolonizatorami Mauritiusa byli Holendrzy. Po ich przyszli Francuzi. Wreszcie w okresie wojen napoleońskich Mauritius zagarnęli Brytyjczycy. W 1968 roku Mauritius uzyskał niepodległość i obecnie jest niepodległą republiką - członkiem Brytyjskiej Wspólnoty Narodów.

 

     

Wśród historycznych budynków Port Louis wyróżnia się budynek dawnego teatru. Obecnie budynek jest na głucho zamknięty:

     

Z tyłu, za reprezentacyjnym hotelem "Labourdonnais" znalazłem ładny deptak handlowy - jedyne takie miejsce w Port Louis:

 

 

 

 

 

Dochody z turystyki są w budżecie tego kraju coraz ważniejsza pozycją, nic wiec dziwnego, że z myślą o turystach powstają tu coraz to nowe atrakcje i instytucje. Na przykład stylowe kasyno w Port Louis:

     

  Ale ja, jak zwykle szukałem na ulicach raczej okazji do fotografowania nie turystów, ale rdzennych mieszkańców Mauritiusa...

Mauritius ma około 1,6 mln mieszkańców. Jego ludność to mieszanka potomków Afrykanów oraz Hindusów, sprowadzonych niegdyś do pracy na plantacjach trzciny cukrowej. W samym Port Louis mieszka około 160 tysięcy ludzi.

 

 

Kreole z Port Louis są bardzo sympatyczni. Kreole - mieszańcy z Maskarenów to potomkowie Afrykanów i Europejskich kolonizatorów. Po Hindusach są drugą największą grupą rasową na Mauritiusie.

     
    Wokół starego portu w Port Louis w ciągu ostatniego dziesięciolecia wyrosło kilka wieżowców - to tutejsze downtown:
     

 

 

 

Stare, niskie budynki z ery kolonialnej czasem trudno jest odnaleźć wśród tej nowoczesnej architektury. W tym funkcjonuje jeden z miejscowych banków.

 

Ale pieniądze lepiej tu wymieniać nie w banku, tylko w jednym z kantorów  - pod szyldem "money changer" zlokalizowanych w okolicach bazaru, naprzeciw starego portu - tam kurs jest korzystniejszy. Podczas mojego pobytu za dolara płacono około 30 rupii mauritiuskich, a za euro około 40.

Niestety stare, wąskie uliczki w downtown Port Louis nie są przystosowane do obsłużenia wzrastającego z każdym rokiem ruchu pojazdów. Spacer wśród spalin i ryku silników nie jest przyjemnością...

 

 

     
    Na zachód od downtown znajdziecie wypełnione straganami i sklepikami uliczki dzielnicy handlowej. Tu zaopatrują się zwykli mieszkańcy Port Louis:
     

     

Czasem między tandetnymi budynkami można tu znaleźć jakiś niszczejący przykład starej, kolonialnej architektury. Takimi budynkami było kiedyś wypełnione całe centrum Saint Louis. Jak długo jeszcze przetrwa taki dom?

     
     
     
 Market Bazar in Saint Louis     Market Bazar - miejski rynek. Tu, w kramach rozłożonych wprost na chodnikach ceny są najniższe:

 

 

N

 

 

Wśród tłumu płynącego wzdłuż kramów dominują ludzie o ciemnych kolorach skóry. Tu wcale nie widać turystów:

     
     

Owoce sprzedaje się na tym bazarze na sztuki. Jak widać, jabłka kosztują tyle samo, co pomarańcze: trzy sztuki za 10 rupii, czyli 9 sztuk za dolara:

 

D

 

 

 

     
A tu sprzedaje się nieznane u nas owoce liczi (ang. lychee). Podobno po polsku ten owoc nazywa się śliwką chińską... kiedy po raz pierwszy próbowałem tego specjału od razu powstało skojarzenie: -Rambutan, tylko bez kolców! Pod szorstka skórką ten owoc, podobnie jak rambutan ma przeźroczysty miąższ otaczający sporą pestkę.  

  Ale w sprzedaży były także papaje i mango. Lubię papaję. W zależności od wielkości kosztuje tu ona 10-25 rupii - to wciąż poniżej dolara.

Wymyśliłem deser pod nazwą "rum w papai" - wiecej o tym przeczytacie na stronie o wyspie Rodrigues.

     

Wędrowni sprzedawcy oferują przewiewną garderobę - jesteśmy wszak w tropiku:

     

.... a tuż obok można nabyć praktyczne pamiątki w postaci wyrobów plecionkarskich:

     
Mieszkańcy Port Louis tworzą wielką mozaikę wyznaniową, są wśród nich wyznawcy islamu. Na zdjeciu obok utrwaliłem muzułmański meczet:  

Kiedyś ze względów praktycznych budowano w mieście domy ze sklepikami na parterze i zacienionymi werandami na poziomie pierwszego piętra. Takich zabytkowych budynków z galeryjkami w Port Louis nie ma już zbyt wiele:    

 

 

   

Kolejny meczet znalazłem wciśnięty w wąską uliczkę... To Jummah Mosque - najważniejsza świątynia islamska w tym wyspiarskim kraju. Jego mały dziedziniec odgrodzony jest od ulicy ozdobnym murem z oknami: 

     

     

 

  A nieopodal tego meczetu monumentalna brama wzniesiona nad Royal Street wprowadzała do niewielkiej chińskiej dzielnicy Port Louis. Chińczyków mieszka tu niewielu, ale są pracowici i zamożni. Opanowali drobny handel.
     

Chińskie sklepiki łatwo rozpoznać z daleka po hieroglifach umieszczonych na szyldach:

 

 

    Niektóre z nich mieszczą się w zabytkowych, starych domach:

     

 

    Wnętrze eleganckiego chińskiego sklepiku. Tu można kupić chińskie lampiony, wachlarze, trociczki i fałszywe pieniądze, które spala się w ofierze w chińskich świątyniach:

 

     
Chinatown, choć niewielkie zachowało w dużej mierze swój dawny koloryt. Podcienia brukowane kamieniami chronią przechodniów przed dokuczliwym słońcem:

 

n

 

 

 

  W sklepach znaleźć można duży wybór wschodnich przypraw...
    Zamożni Chińczycy zbudowali sobie rezydencje w stylu kraju swojego pochodzenia. Ale te nowe domy znajdują się na peryferiach miasta - u stóp wzgórz:

     
     

Obok nich znalazłem najpiękniejszą moim zdaniem budowlę sakralną Port Louis - chińską pagodę:

     

Tak wygląda ołtarz we wnętrzu tej pagody:

 

     
     

Wracając do centrum stolicy nie sposób nie odnotować pomnika Św. Ludwika - króla Francji. Przecież to do jego postaci nawiązuje nazwa Port Louis! 

 

     

 

Pomnik ustawiono przed katolicką katedrą pod wezwaniem Św. Ludwika:

 

 f

 

Po prawej stronie powyższego zdjęcia widać mury  fortu zbudowanego na wzgórzu. nazywają go Citadelle. Niestety z tej strony nie prezentuje się zbyt efektownie.

Tak wygląda wnętrze katedry:

 

   

Są tu ładne witraże:

 

 

 

 

Po wyjściu z chłodnego wnętrza katedry wspinałem się w pocie czoła na wzgórze, by z bliska zobaczyć fort: 

.

 

 

 

 t

 

Strzegły go niegdyś solidne armaty, przy których teraz chętnie fotografują się turyści:

 

 

 

Na dziedzińcu fortu zlokalizowane są dzisiaj sklepy dla turystów - m. in.  jubilerskie i restauracja.

Cytadelę, nazywana także Fort Adelaide zbudowali Brytyjczycy w 1830 roku. 

N

   

Ale największym atutem tego miejsca jest otwierający się z murów widok na okoliczne góry i sam Port Louis:

     
     

W jednym z pomieszczeń fortu odnalazłem firmowy sklep oferujący produkowane na Mauritiusie trunki - głównie rumy marki New Grove.

Na Mauritiusie jst kilka destylarni rumu, rozsianych po wyspie. Niektóre z nich udostępnione są do zwiedzania.

In

 

 

 

 

Taka kolekcja, jaką zobaczyłem w cytadeli na pewno może być magnesem, który przyciągnie turystów... Oprócz gatunków tradycyjnych sprzedają tu rumy o smaku pomarańczowym i cytrynowym, likiery i brandy. Butelka kosztuje od 8 dolarów w górę.  Patrząc na karteczki z cenami przypomniałem sobie Gujanę, gdzie kupowałem kiedyś najtańszy rum na szlaku moich wędrówek - po dolarze za butelkę...

 

   

Do miasta wróciłem późnym popołudniem. Był jeszcze czas, aby odwiedzić najważniejszy zabytek Port Louis. Mało kto wie, że w Port Louis znaleźć można także obiekt umieszczony na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO:

   

 

To Aapravasi Ghat - to cały zespół kamiennych, niskich budowli wzniesiony na wybrzeżu, obok starego portu. To miejsce gdzie lądowały statki z Hindusami, "legalnie" sprowadzanymi tu w czasach kolonialnych do pracy na plantacjach trzciny cukrowej. Najlepiej prezentuje się dawny szpitalik. Inne budowle czekają na restaurację. A niewesołemu losowi Hindusów poświęcona jest taka sugestywna tablica:

     

Kolejnego dnia pobytu w Port Louis odnalazłem gdzieś w bocznej uliczce prawdziwe kreolskie domki z początku ubiegłego stulecia. Niestety z upływem lat widzi się ich w mieście coraz mniej...

     
   

Turyści odwiedzają w stolicy Mauritiusa także stary urząd pocztowy. W jego bocznym skrzydle znaleźć można małe muzeum - a w nim kopię najdroższego znaczka świata - tzw. błękitnego Mauritiusa. Dowiedziałem się, że oryginał trzymany jest w bankowym sejfie...

     
 

Swego rodzaju zabytkiem są także "the barracks" - dawne koszary brytyjskiej armii - obecnie siedziba policji... Nie jestem pewien, czy legalnie można zrobić takie zdjęcie - w końcu to obiekt wojskowy!

J

 

 

  W Port Louis mieszkałem prze Victoria Square w małym, tanim hoteliku "Tandoori" mającym też drugą nazwę "Victoria Plaza Hotel" Jest tu kilka kategorii pokojów za które płaci się od 500 do 800 rupii (ta ostatnia cena dla pokoju z łazienką i klimatyzacją). Warto obejrzeć pokoje zanim sie zdecydujecie i wybrać ten od podwórka, bo frontowe mają okna na plac, z którego odjeżdżają autobusy w kierunku Curepipe.

A wokół hoteliku toczy się normalne uliczne życie... 

Nie jest łatwo odnaleźć jedyny supermarket w centrum, oto on - na zdjęciu obok.

Przykładowe ceny: bułka - 4 rupie, chleb - 25, kostka masła - 53, puszka rybek - 19, puszka mielonki - 66, karton soku - 38, butelka pepsi - 25

 

     

     
   

Mauritius jest dużą wyspą. Po zwiedzeniu Port Louis wypada wybrać się na plaże poza miastem i odwiedzić stare kolonialne rezydencje na prowincji - o tym fragmencie mojej podróży napisałem na osobnej stronie mojego internetowego serwisu...

     

 

My hot news from this expedition (in English) you can read in my travel log:  www.globosapiens.net/travellog/wojtekd 

 

 

Notatki robione "na gorąco" na trasie podróży (po angielsku) można przeczytać w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net

To the next part of this report    

Przejście do drugiej części relacji z Mauritiusa

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory