Part one   -   Część I

Robinson Crusoe Island - Wyspa Robinsona Crusoe

Tekst i zdjęcia - Wojciech Dąbrowski © - text and photos


I  am sure that in your childhood you were reading the story of Robinson Crusoe ... I was wondering if the Robinson island exists and where it is located. I saw it in my dreams, dotted by palms and full of exotic birds.

The Daniel Defoe's book about adventures of Robinson Crusoe is based on the authentic story of English sailor Alexander Selkirk, who spent on the island four lonely years and four months. The island lies in the Pacific Ocean some 700 kms west from the Chilean cast. In the past the island was called Masatierra. The present name: Isla Robinson Crusoe remains in use since 1966. It one of the three islands of Juan Fernandez Archipelago.    

Planning my 10th Round-the-World Voyage I decided to try to reach this legendary island. It was not a simple task. Soon I recognized that there are three ways to get there from mainland Chile: navy ship, supply ship "Antonio"  (www.transmarko.cl) and a little plane of Lassa Airline. I found last option quickest and most reliable.

You will not find Lassa flights in any reservation system. I made a phone call to their office in Santiago to book my seat... Their phone number: 27 34 354.

 

Kto z nas nie czytał w dzieciństwie opowieści o niezwykłych przypadkach Robinsona Crusoe? W czasach mojej młodości była to obowiązkowa szkolna lektura, omawiana na lekcjach języka polskiego. Zastanawiałem się wtedy, czy ta wyspa naprawdę istnieje. Śniła mi się po nocach, w marzeniach wędrowałem pod jej palmami słuchając nawoływań egzotycznych ptaków. Czy mogłem wtedy przypuszczać, że kiedyś dotrę na tą wyspę?

Książka Daniela Defoe o Robinsonie oparta jest na autentycznej opowieści angielskiego marynarza Aleksandra Selkirka, który spędził samotnie 4 lata i 4 miesiące na wyspie leżącej na Pacyfiku, oddalonej o prawie 700 kilometrów od wybrzeży Chile. Kiedyś ta wyspa nazywała się Masatierra (Mas a Tierra).  Dopiero w dwudziestym wieku zmieniono jej nazwę na Isla Robinson Crusoe.   Wyspa Robinsona jest jedną z trzech wysp wchodzących w skład archipelagu Juan Fernandez. Druga z wysp archipelagu nie jest zamieszkana i nazywa się Aleksander Selkirk. Trzecia - to maleńka Santa Clara leżąca u zachodnich brzegów Wyspy Robisona Crusoe.

Planując trasę mojej Dziesiątej Podróży Dookoła Świata postanowiłem podjąć próbę dotarcia na wyspę. Okazało się, że nie jest to wcale takie proste. Udało mi się ustalić że dotrzeć tam można na trzy sposoby:

- statkiem Marynarki Wojennej Chile

- statkiem zaopatrzeniowym "Antonio" www.transmarko.cl (płynie raz w miesiącu)

- małym śmigłowym samolotem kompanii Lassa

 

Armada de Chile nie odpowiadała na e-maile zredagowane w języku angielskim. Kiedy w końcu zadzwoniłem do nich udało mi się ustalić, że najbliższy statek odpłynie za 3 miesiące - to rozwiązanie odpadało. Armator maleńkiego statku zaopatrzeniowego poinformował, że nie ma miejsc pasażerskich na swojej jednostce. Powiedziano mi potem po cichu, że zabiera tylko miejscowych. Pozostał mi samolocik Lassy. Lotów tej linii nie ma w żadnym systemie rezerwacyjnym. Ci też nie odpowiadali na e-maile, choć mają skrzynkę (lassa(a)tie.cl) Próbowałem zrobić rezerwację telefonicznie (27 34 354) zapewniając, że natychmiast po przylocie do Santiago zjawię się w ich biurze na lotnisku, by wykupić bilet. Zapisano moje nazwisko i datę. Szczęśliwy, uznałem sprawę za załatwioną. Naiwny...

 8-seater Piper Cheyenne flying from Santiago's tiny Tobalaba airport (access by subway to Plaza Egana + bus 403) to the Robinson Crusoe island. 

 

Po przylocie do stolicy Chile nie bez trudu odszukałem maleńkie, aeroklubowe lotnisko Tobalaba i biuro Lassy ulokowane przy ich hangarze. Dojeżdża się metrem do stacji Plaza Egana i potem kilka przystanków autobusem 403. -Mamy lot jutro rano, ale wszystkie miejsca już sprzedane. Możemy pana zabrać następnym - za trzy dni! -Jak to, przecież byłem zapisany na jutro! No tak, ale pan nie zapłacił... Dopiero po awanturze, zawołaniu szefa, pokazaniu mojego dziennikarskiego zaświadczenia zdecydowali, że jednak polecę. Bilet wcale nie był tani... Mimo tego uprzedzono mnie, że mogę zabrać łącznie tylko 10 kg bagażu. Nadwyżkę przyjmą niechętnie i za dopłatą.

Samolocik, który zobaczyłem następnego dnia rano przed hangarem - Piper Cheyenne miał tylko 8 miejsc, w tym dwa przeznaczone dla pilotów. Widzicie go na zdjęciu obok? -Ma 32 lata, ale jest w bardzo dobrym stanie! - zapewniał pilot Christian Emilio zapraszając mnie na miejsce dla drugiego pilota. Hmmm... Tak leciwymi maszynami latałem tylko po peryferiach Afryki. Tamte jakimś cudem doleciały do celu...

 

Start opóźnił się około godziny, bo internetowe kamery pokazywały rano, że nad wyspą wiszą chmury. Potem skrupulatnie zważono nas i bagaż. -Prosimy skorzystać z toalety, bo na pokładzie nie ma WC, a lot potrwa ponad dwie godziny! Przeładowana maszyna ciężko wznosiła się ponad przykrytą chmurą smogu stolicę. Wkrótce pod skrzydłami zamajaczyła linia wybrzeża, a potem widziałem już tylko bezkresny, błękitny Pacyfik:

The flight took us more then 2 hours. When I saw Robinson island for the first time (photo below) I was disappointed by the lack of the beaches. Instead  I saw the coast with many high cliffs. The top of the hills was covered by clouds:  

 

 

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem legendarną wyspę wciąż wisiały nad nią chmury (fotka obok). Jak wyspa długa wszędzie widziałem tylko strome, skaliste brzegi... A gdzie te piaszczyste plaże z palmami z moich chłopięcych snów?- pomyślałem.

 Na górzystej Wyspie Robinsona jest tylko jedna osada: San Juan Bautista - w Zatoce Cumberland, na wschodnim wybrzeżu. Lądowisko dla samolotów zbudowano jednak z braku odpowiedniego terenu w poprzek wąskiego cypla na odległym, zachodnim krańcu wyspy. Tam zazwyczaj bardzo dmucha. Silny wiatr wiał na szczęście i tego dnia i dzięki temu niebo nad tą częścią wyspy wolne była od chmur.

 Wąziutki pas startowy nie jest wcale położony na poziomie oceanu, ale ponad 100 metrów nad poziomem morza. Lądowanie dostarcza silnych emocji. 

Usiedliśmy na pasie bardzo lekko. Samolocik kołował jeszcze potem przez kilka minut, by zatrzymać się przed niewielkim domkiem "terminalu". Tam są toalety i mała poczekalnia na wypadek deszczu. Tylko proszę oszczędzać wodę, bo dowożą ją z daleka! - zapowiedział pilot. Wygramoliłem się zza steru i szybko zeskoczyłem na pas. Byłem na Wyspie Robinsona Crusoe!

 

Little "terminal" on the Robinson Crusoe's airstrip (right)

 

 

 

Udało się zrealizować jeszcze jedno marzenie chłopaka z ulicy Wąskiej...          

-Muchas gracias! Tylko niech pan nie zapomni przylecieć po mnie za tydzień! - żegnam się z pilotem, który szykuje się już do powrotnego lotu.

Dwuosobowa załoga terminalu pakuje bagaż na mały pick-up - jedyny pojazd w polu widzenia i znika za zakrętem. Pasażerowie ruszają za nimi pieszo:

 

Tysiąc sześćset metrów takiej oto asfaltowej drogi (zresztą jedynej na wyspie) prowadzi z lądowiska w dół - do przystani. Gdy schodzi się w dół jest to przyjemny, 20-minutowy spacer, dający szansę rozprostowania kości po ponad dwóch godzinach spędzonych w ciasnym samolociku. Wspinać się w przeciwnym kierunku jest trochę trudniej.

 

1,6 km of the only paved road took us from the airstrip down to the jetty. The only settlement on the Robinson Crusoe is located far away - on the other side of the island. Passengers take a fishing boat to get to the settlement.

 

   

Po kilku minutach marszu wśród wyschniętych maków i ostów otworzył się piękny widok na dobrze osłoniętą skalistymi wzgórzami zatokę Bahia el Padre (na zdjęciu poniżej). 

 

The boat goes from the picturesque Bahia el Padre bay. There is a little jetty and a colony of fur seals.

   

 

Wewnątrz zatoki mieszkańcy wyspy zbudowali solidne molo, przy którym cumują łodzie dowożące i odwożące pasażerów przybywających na wyspę drogą lotniczą. Dlaczego pasażerowie korzystają z łodzi? Ponieważ z lądowiska do jedynej osady San Juan Bautista przez górzyste wnętrze wyspy prowadzi jedynie ścieżka. Jej przejście może zabrać nawet 7 godzin!

Fakt, że od czasu do czasu pojawiają się tu łodzie z ludźmi najwyraźniej nie przeszkadza fokom-uchatkom, które założyły sporą kolonię u wejścia do zatoki. Widać ją z góry zanim jeszcze zejdzie się do przystani.

 

 

Widziałem uchatki wielokrotnie w Antarktyce. Ale te z archipelagu Juan Fernandez to ich szczególny gatunek (arctocephalus phillippi). Endemiczny, bo na początku XX wieku bezmyślnie je tutaj trzebiono dla skór i tłuszczu.              Można podejść bliżej i fotografować je swobodnie, uważając jednak na dominujące samce, które widząc zagrożenie swojego haremu potrafią pogonić za intruzem...

Endemic fur seals from Bahia el Padre.

 

Uchatki oczywiście najlepiej czują się w wodzie. Młode osobniki baraszkują i bawią się w grupach na płytkiej wodzie. Są bardzo wdzięcznym tematem dla fotografa. Hiszpanie nazywają te foki lobos marinos czyli wilki morskie. Gdy w zatoce zobaczyłem po raz pierwszy ich głowy wystające ponad fale pomyślałem w pierwszej chwili że to lwy morskie - takie, jaki oglądałem na Galapagos. Wydawało mi się nieprawdopodobne, że uchatki mogą żyć w tak ciepłych wodach.

 

 

Dorosłe samce są bardzo wrażliwe na naruszanie ich terytorium przez rywali. Dochodzi i w wodzie i na brzegu do mniejszych i większych utarczek. Ryki, otwarte paszcze i przepychanki są na porządku dziennym, ale nie widziałem aby te potyczki kończyły się krwawo.

Wyobrażałem sobie, że ten stateczek na usługach linii lotniczej (cena rejsu wliczona jest w cenę biletu lotniczego) to spora jednostka z daszkiem lub nawet nadbudówką chroniącą pasażerów przed deszczem i wiatrem.  Tymczasem w zatoce czekała tylko mała "Pelusa" - otwarta rybacka łódź z przypiętym z tyłu motorem. Do niej zapakowano nas, bagaż i... popłynęliśmy.

 

 

Po wyjściu z dobrze osłoniętej zatoczki przekonaliśmy się, że Pacyfik, choć tego dnia wcale nie wzburzony potrafi jednak solidnie huśtać.  Na prośbę szypra musieliśmy ubrać kamizelki ratunkowe.

   

 

     

This is the best map of Robinson Crusoe Island I found. There is no road from the airstrip to the settlement so every air passenger take the boat route 14 to get to San Juan Bautista...

 

To najlepsza mapa wyspy, jaką udało mi się zdobyć... Zaznaczona na niej trasa 14 to trasa, którą płyną łodzie na z San Juan Baptista na lotnisko.

We followed route 18 to get from the airstrip to the settlement.

 

  Nawet jeśli przylatuje się tu na jeden dzień (słyszałem o takich przypadkach) to rejs wzdłuż brzegów wyspy z lądowiska do osady w Bahia Cumberland jest wspaniałą, dwugodzinną wycieczką krajoznawczą. Początkowo płynęliśmy wzdłuż południowo-zachodniej części wyspy, nie bez powodu zaznaczonej na mapie kolorem ceglastym. Wieją tu silne wiatry, a opadów jest bardzo mało. Ta część wyspy przypomina półpustynię.

Severe landscape of the west coast. No trees on the high slopes. Flora is not abundant on this side. There is a little of greenery.

Sailing along the west coast we passed by the rocky pyramid of Islote Juanngo:

 

 

Zachodnie wybrzeże wyspy cechuje się bardzo surowym krajobrazem. Na wysokich brzegach nie widać żadnych drzew. Szata roślinna jest bardzo skromna. Zieleni widzi się niewiele... 

 

Płynąc wzdłuż zachodniego wybrzeża wyspy mijamy wystającą z wody niewielką skałę w kształcie ostrej piramidy - to Islote Juanango, na której gniazdują morskie ptaki.

We were sailing around the northern tip of the island. Few hundred meters high, precipitous rock forms the north cape:

   

Północny przylądek wyspy, który musieliśmy opłynąć okazał się bardzo malowniczy. To wysoka na kilkaset metrów stroma skała, u podnóża której rozbijają się z hukiem fale oceanu: 

 

Isla Robinson Crusoe

 

Tak wygląda w zbliżeniu sam szczyt przylądkowej skały. Mógłby on być celem turystycznych wędrówek, bo podejście od strony wnętrza wyspy (popatrzcie na zdjęcie poniżej) wcale nie jest trudne. Ale do tej części wyspy nie prowadzi żaden szlak, żadna ścieżka, a że praktycznie cała wyspa poza osiedlem i lądowiskiem to teren parku narodowego to i na własną rękę wędrować turyście w tą stronę nie pozwalają.  

 

Isla Robinson Crusoe - north tip of the island from the eastern side (above).

 

On the eastern coast of the island there are two little bays used in the past by the pirates. The names of the bays came from their nationalities. The southern one, accessible only by rented boat is called Puerto Frances, the northern one we passed by - Puerto Ingles, English Port. See Puerto Ingles on the photo below:

 

 

 

Po wschodniej, bardziej osłoniętej stronie wyspy przed wiekami mieli swoje kryjówki piraci i korsarze. To po nich pozostały nazwy dwóch niewielkich zatok w których można było wysiąść na kawałek płaskiego terenu by odpocząć i zaopatrzyć się w słodką wodę. Zatoka na północy nazywa się Puerto Ingles, a ta na południowym odcinku wybrzeża, do której można dopłynąć tylko specjalnie wynajętą łodzią - Puerto Frances.

 

 

Ta ręka pokazuje Puerto Ingles - Angielski Port 

On the picture below just above from the stony beach of Puerto Ingles you can see the grotto alleged to be the home of Alexander Selkirk or Robinson Crusoe. They say here is not much to see, but you can land here coming by rented boat from San Juan Bautista. 

 

 

 

W zatoczce Puerto Ingles tuż nad kamienistą plażą znajduje się domniemana grota, w której mieszkał Robinson Crusoe czyli Aleksander Selkirk. Widać ją w centrum zdjęcia. Przed grotą ustawiono tablicę z informacją, ale dotrzeć tu można tylko drogą morską, wynajmując prywatną łódź w Jan Juan Bautista. Dla mnie - samotnego turysty było to zbyt kosztowne, poprzestałem więc na zrobieniu zdjęcia z przepływającej wzdłuż brzegu "Pelusy".

Bahia Cumberland, when the settlement is located:  

 

 

 

 

To już wejście do Zatoki Cumberland, gdzie ukryte jest jedyne osiedle tej wyspy. Ukryte w głębi zatoki - widać je dopiero po minięciu skalistego cypla widocznego w centrum zdjęcia. Na tym zdjęciu dobrze widać także dwa szczyty, na które zamierzałem się wspiąć dla pięknych widoków: po lewej stronie Cerro Centinela z ruinami radiostacji, a z prawej Mirador Salsipuedes.

 

 

 

 

Dopiero za skalistym cyplem otwiera się widok na maleńką latarnię morską i pierwsze domy San Juan Bautista. Przy bezchmurnej pogodzie w takim kadrze widać w jego centrum górujący nad osadą najwyższy szczyt wyspy - El Yunque. Ale tego dnia, gdy przypłynąłem spowity był chmurami. Widać było za to znacznie bliższy, szpiczasty wierzchołek El Piramide.

San Juan Bautista - photos taken from the boat. On the left side below you can see little jetty. The chip in the mountain range houses Mirador Selkirk - Robinson's Observation Point

   

 

 

 

 

Aerial view of the jetty:

 

San Juan Bautista - stolica wyspy i zarazem jedyna osada - w całej okazałości. Po lewej stronie niewielkie molo do którego cumują łodzie i małe stateczki. Osada ma dwie ulice - jedna biegnie wzdłuż wybrzeża, a druga - od niej pod górę. Ta druga widoczna jest po prawej stronie zdjęcia. Przy niej stoi katolicki kościółek. Kiedy robiłem to zdjęcie nie wiedziałem jeszcze, że szczerba w górskim grzbiecie to Mirador Selkirk - przełęcz, z której powieściowy Robinson wypatrywał zbawczego statku. 

 

 

Tak wygląda przystań na Wyspie Robinsona i centrum osady oglądane z lotu ptaka. Tu wysadzili nas na pomost. Na miejscowych czekali krewniacy, na dwójkę turystów z Santiago - właściciel hoteliku, w którym mieli zarezerwowali pokój. A ja... Wkrótce zostałem na molo sam.

 

 

Na niewielkim skwerku u nasady molo (nazywanym szumnie Plaza de Armas) powitał mnie wyciosany z drewna pomnik Robinsona Crusoe:

 

Above: little jetty in San Juan Bautista, where I disembarked "Pelusa".

 

 

 

 

Leaving the jetty to the settlement you will enter local Plaza de Armas with the statue of Robinson - Alexander Selkirk (picture on he right column).  On the corner of the main street they founded another monument: this is Friday - the native companion of Robinson Crusoe (bottom).

 

 

 

  Mieszkańcy wyspy nie zapomnieli o towarzyszu Robinsona - Piętaszku. Nieopodal stoi także i jego pomnik.

 

 

 

 

 

 

I easily found accommodation in Hosteria Martinez-Green - right in front of the jetty. Jimena - the owner - charged me only 10000 pesos for the room with a bath. She said it is a special price for the backpacker. Evening meal (fish with veggies) cost me 1000 pesos. 

 

 

Wbrew moim obawom, ze znalezieniem zakwaterowania nie miałem kłopotu - jakieś sto metrów powyżej przystani czekała na ubogich obieżyświatów takich jak ja Hosteria Martinez-Green. (drewniane domki na zdjęciu obok). To nie był sezon - instytucja była zupełnie pusta, a jej właścicielka - Jimena skłonna do negocjacji. Po krótkiej rozmowie dostałem pokoik z łazienką i widokiem na zatokę w drewnianym pawilonie za jedne 10 000 pesos. To była specjalna cena dla trampa. Pokoik miał jedną wadę: ciepła woda w łazience leciała tylko wieczorem i tylko przez pierwsze 5 minut po odkręceniu prysznicowego kranu.

 

Pod wieczór w hosterii pojawiała się kucharka - sympatyczna Carmen i przygotowywała posiłek. Najchętniej zamawiałem rybę z warzywami - takie pożywne danie kosztowało u Jimeny tylko 1000 pesos, bo ryb na wyspie jest dostatek. Gdy kiedyś zdecydowałem się spróbować słynnego miejscowego homara (langosta) kosztowało to niestety dwa razy drożej.

   

Miałem spędzić na tej pięknej i rzadko odwiedzanej wyspie tydzień - wśród subtropikalnych kwiatów i życzliwych ludzi...

 

 

 

 

 

 

For more pictures & info go to the part 2...

  Następnego dnia rozpocząłem zwiedzanie wyspy - ale o tym już na kolejnej stronie...

 

     
     
To the second part of the report  

Przejście do drugiej części relacji

 

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory