tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos

Część III B - COCOS  ISLANDS - part three "B"                     


Pobyt w Australii stworzył mi szanse odwiedzenia ciekawych wysp leżących w niewielkiej odległości od tego kraju i mających status terytoriów zależnych. Niestety zarówno na Cocos i Christmas Islands leżące na Oceanie Indyjskim jak i na Norfolk na Pacyfiku można się z macierzystego kraju dostać jedynie drogą lotniczą. Kolejną niespodzianką był fakt, że najtańsze bilety sprzedawane są jedynie w Australii i to w postaci pakietów "przelot + hotel". Brak realnej konkurencji nie wpływa korzystnie na oferowane ceny, które osiągają kulminację w okresie australijskich wakacji (grudzień - styczeń). Wszystko to udało mi się ustalić po wielu godzinach szperania w internecie, po korespondencji z agencjami i przedstawicielami linii lotniczych... Jak na kieszeń trampa kwoty były wysokie, ale chęć zobaczenia nowych, niezwykłych miejsc przesądziła o tym, że jednak poleciałem...

Tylko 2-3 razy w tygodniu startuje z Perth w Zachodniej Australii niewielki samolot odwiedzający wyspy Christmas i Cocos.  Do nazwy Cocos Islands - tej, która leży na Oceanie Indyjskim miejscowi często dodają nazwisko jej odkrywcy - kapitana Keelinga, aby odróżnić ją od innych Wysp Kokosowych rozsianych po świecie. Cocos (Keeling) Islands są typowymi, cudownymi atolami porośniętymi kokosowym gąszczem.  Tak wygląda południowy atol z okna samolotu podchodzącego do lądowania.      

 

Mapkę archipelagów znajdziecie tutaj

 

Był rok 1609 kiedy kapitan William Keeling z Kompanii Wschodnioindyjskiej odkrył dla Europy te bajeczne wysepki: porośnięte palmowym gąszczem dwa koralowe atole. W sumie wysepek jest aż 27. Północny atol składa się z jednej tylko niezamieszkanej wyspy, odległej aż o 24 kilometry od reszty archipelagu. Jest on parkiem narodowym, – aby się tam dostać trzeba dysponować własnym jachtem i specjalnym zezwoleniem. Bajeczny kolor wody, pierścień rafy koralowej otaczający atol, żywa zieleń palm - wszystko to sprawia, że już od pierwszego spojrzenia widok Cocos Islands pokrywa się dokładnie z obrazami z naszych snów o południowych morzach...   Pod warunkiem, że świeci słońce... Bo jeśli niebo jest pochmurne to czar niestety pryska, a w krajobrazie dominuje smutny szaro-zielony kolor.  Dla mnie - jak widzicie słońce zaświeciło...

Na Cocos Islands nie znajdziecie niestety schroniska młodzieżowego ani innej "backpackers accommodation"... Najtańszą noclegownią jest motel mieszczący się w kilku czystych baraczkach niemal naprzeciwko terminalu lotniska. Instytucja nie ma żadnego szyldu, a jej recepcja ulokowała się w oddzielnym budyneczku sąsiadującym z terminalem, co nieco dezorientuje przybysza. Tu właśnie, pod tą rozłożystą palmą  mieszkałem podczas mojego pobytu na Cocos. Cała skromna baza noclegowa archipelagu rozlokowana jest w pobliżu lotniska na West Island. Są to głównie bungalowy i małe lodges – nie ma tu żadnych wielkich, betonowych hoteli. Niestety zamieszkanie w tym kokosowym raju jest drogie: najtańszą opcją są standardowe pokoje w Cocos Beach Motel – naprzeciwko terminalu lotniska - tel. 9162 6630 – od  80 AUD za pokój dwuosobowy z łazienką, lodówką, telewizorem i utensyliami do parzenia kawy/herbaty.

 

Główne atrakcje tej większej wyspy  West Island to oczywiście ocienione palmami plaże: oceaniczna Trannies Beach na północy wyspy i South End Beach na południu - od strony laguny. Do pierwszej dojechać można autobusem.

Publiczna komunikacja funkcjonuje tu tylko na West Island. Jedyna linia autobusowa prowadzi od terminalu lotniska aż do przystani na końcu wyspy, skąd odpływa prom na drugą zamieszkaną wyspę - Home Island. Do niedawna przejazd tymi autobusikami był bezpłatny, teraz wprowadzono bilety - po .0,5 AUD za przejazd dowolnego odcinka. Bilety sprzedaje kierowca.

Rolę centrum kulturalnego i towarzyskiego pełni Cocos Island Club – zorganizowany w przeciwcyklonowym schronie obok terminalu lotniska. Tu po godzinie 17.00 spotykają się miejscowi i nieliczni turyści. Bar jest bardzo dobrze zaopatrzony, a ceny trunków dwukrotnie niższe niż w Australii (Cocos Islands są strefą wolnocłową). Naprzeciw terminalu lotniska – po drugiej stronie pasa startowego jest stacja meteo, której pracownicy chętnie przyjmują gości i opowiadają o swojej pracy oraz o największej pladze pogodowej tego regionu: cyklonach. A gdy słońce da się wam we znaki warto pamiętać, że dwa dni w tygodniu w godzinach popołudniowych czynna jest dobrze zaopatrzona biblioteka średniej szkoły.

 

Kokosowy gąszcz na południowym atolu.  Wyspy Kokosowe pozostawały bezludne aż do 1825 roku, gdy osiedlili się tu pierwsi Anglicy. W dwa lata później pojawił się  ze swoja rodziną niejaki John Clunies-Ross zakładając plantacje palmy kokosowej i sprowadzając, głównie z indonezyjskich wysp malajskich robotników do pracy przy pozyskiwaniu kopry. Kolejne pokolenia rodziny Clunies-Ross – „kokosowych królów” rządziły na wyspach aż do 1978 roku, kiedy to ich posiadłości zakupił rząd Australii. Chodziło oczywiście nie o palmy, ale o strategiczne położenie wysp i lotnisko.

 

Spadek światowego zapotrzebowania na koprę w drugiej połowie XX wieku sprawił, że jej pozyskiwanie i sprzedaż  przestało być opłacalne.  W następnych dziesięcioleciach plantacje palm mocno zarosły, ale wciąż są bardzo malowniczym elementem tutejszego krajobrazu. Jedynymi źródłami przychodu mieszkańców są dziś dotacje australijskiego rządu i rozwijająca się nieśmiało turystyka.

Zaskoczeniem dla przybysza jest fakt, że osiedla są tu tylko na dwóch wysepkach południowego atolu: na West Island mieszka dziś około 120 białych rezydentów, a na Home Island – blisko 600 potomków malajskich robotników.

Cocos Island ma do zaoferowania turystom typowe atrakcje Południowych Mórz: plaże, nurkowanie ze snorkelem i diving. Łowienie ryb i wycieczki łodzią po rozległej lagunie ( ma ona wymiary 15 na 12 km). Bezludne motus otaczające lagunę są miejscem gniazdowania wielu morskich ptaków, które obserwują i fotografują przyjeżdżający tu amatorzy birdwatchingu. Na oceanicznej plaży za stacją kwarantanny od kwietnia do października są dobre warunki do uprawiania surfingu. Turystyczny biznes na Cocos dopiero raczkuje. Mała częstotliwość i pojemność samolotów przylatujących z Australii, skromna i droga baza hotelowa sprawiają, że turystów spotyka się tu niewielu - ale to chyba dobrze, bo dzięki takiej właśnie sytuacji ten rajski zakątek zachowuje swoją atmosferę i urodę. Nie ma tu luksusowych "resortów" z tłumami turystów jak na Malediwach i klimatyzowanych restauracji z wyszukanym menu. 

Jak zwiedzać atol?   Łodzią lub motorówką! Brodaty Geoff (co wieczór można spotkać go w klubie) oferuje wycieczki po lagunie motorową łodzią z przeszklonym dnem. Podczas takiej tury odwiedza się z reguły maleńką Prison Island z kępą palm, plaże na Direction Island i miejsca odpowiednie dla snorkelingu. Koszt całodziennej wycieczki to 50-80 AUD – w zależności od ilości uczestników. Podobną ofertę rozszerzoną o diving ma konkurent – firma Cocos Dive – tel. 9162 6515. Te same firmy mogą wypożyczyć rower lub samochód, aby turysta mógł przemierzyć na własną rękę 12 kilometrów tutejszych dróg.

Na zdjęciu obok: Direction Island

 

A to Prison Island. Nikt nie potrafił sensownie wytłumaczyć pochodzenia nazwy tej wysepki. Wśród palm nie ma śladów jakiegokolwiek więzienia. Nawet gdyby wysepkę używano jako miejsce odosobnienia to więźniowie bez trudu mogli by uciec stamtąd - aby w porze odpływu  dostać się na sąsiednie wyspy trzeba przepłynąć tylko kilkadziesiąt metrów...

Laguna na Cocos jest dostatecznie głęboka, aby mogły do niej wchodzić małe jachty. Kotwicowisko znajduje się w jej północnej części - naprzeciw Direction Island. Na Direction Island znajdziecie najładniejszą plażę archipelagu. Aby ułatwić mieszkańcom dostęp do tego miejsca promowa motorówka w soboty rano i po południu dopływa do małego mola na tej wysepce. Przez gęstwinę Direction Island poprowadzono kilka krótkich pieszych szlaków (mapkę udostępnia biuro informacji). Obok małego mola na turystów czeka tu piknikowa wiata ozdobiona pamiątkami z jachtów i zbiornik z deszczówką, ale wszelkie napoje trzeba przywieźć ze sobą. Uwaga: słońce operuje tu bardzo silnie, łatwo o poparzenia - niezbędny staje się kapelusz, sunscreen i T-shirt - szczególnie podczas pływania ze snorkelem.

Wyspy leżą w strefie klimatu tropikalnego, z rozpiętością temperatur od 18 do 33 stopni. Nocą temperatury rzadko spadają poniżej 23 stopni. Duża wilgotność powietrza dokucza przez cały rok. W okresie od października do kwietnia mogą tu wystąpić cyklony.

Na Home Island popłynąłem promem kursującym z West Island i (tak naprawdę jest to duża motorówka z klimatyzowaną kabiną). Opłata za jeden przejazd promem wynosi 2 AUD – prom kursuje od świtu do zmroku i jest skomunikowany z autobusem. Szczegółowy rozkład autobusu i promu wywieszony jest w terminalu lotniska, można go także dostać w biurze informacji turystycznej.

 

Home Island. Ta wyspa, zamieszkana wyłącznie przez Malajów warta jest całodniowej wycieczki. Jeśli wy przypłyniecie tu w środę, to warto będzie poczekać do wieczora, gdy otworzą tutejszą rodzinną restaurację ze specjałami azjatyckiej kuchni (w środowy wieczór dla amatorów takich potraw jest specjalny dodatkowy, wieczorny kurs promu z Home Island na West Island).

Niestety, trudno na Home Island dopatrzyć się folkloru. Rząd australijski zafundował mieszkańcom stojące w rzędach bliźniacze, współczesne domki, ulice brukowane betonową kostką i quady, które nie bardzo mają się gdzie rozpędzić.

 

Malajowie wiodą tu spokojne, bezstresowe życie, a ich jedynym tradycyjnym zajęciem jest łowienie ryb. Na Home Island mają sklep z artykułami spożywczymi i bezalkoholowym winem, nowoczesną szkołę podstawową, pocztę i kilka małych meczetów. Obok warsztatów jest muzeum z eksponatami z różnych okresów. Wstęp jest bezpłatny. Są tam malajskie stroje i lalki, łodzie, stare zdjęcia i popiersia kolejnych „kokosowych królów”. Zwróćcie tam uwagę na stary drewniany prom (ustawiony przed budynkiem), który kiedyś kursował między West Island i Home Island.

Położenie prawej ręki na sercu to gest serdecznego pozdrowienia. Byłem zaskoczony - przecież widzieli mnie pierwszy raz w życiu!...

 

 

Odwiedziłem szkołę na Home Island. Szkoła jest doskonale wyposażona - uczą australijscy nauczyciele przebywający  na Cocos na rocznych kontraktach. Mają do pomocy Malajkę, która pośredniczy między uczniami i nauczycielami w przypadku trudności językowych. Malajskie dzieci mają tam takie warunki do nauki jakich nie ma wielu ich rówieśników w Australii. Gdy dorastają zaczynają jeździć codziennie promem i autobusem do średniej szkoły na West Island. Na zdjęciu - Pani sekretarka - wprawdzie w malajskim stroju, ale mówiąca doskonale po angielsku.

 

 

 

Meczet na Home Island- jedna z nielicznych budowli, które nazwać można zabytkami.

 

Malajowie zamieszkujący wyspę są gościnni i sympatyczni, ale konserwatywni w stylu swojego życia. O ile na West Island do klubu czy na pocztę można przyjść w kostiumie kąpielowym i nikogo to nie zdziwi, o tyle wybierając się na Home Island trzeba ubrać się stosownie do islamskiej tradycji: szorty, a u pań także odkryte ramiona i odważne dekolty nie są tu mile widziane…

 

 

 

Na cyplu wyspy od strony laguny stoi „Oceania House” - pusta,  ale wciąż jeszcze dobrze zachowana rezydencja „kokosowych królów”. Wokół niej stary, zapuszczony park z wysokimi drzewami i opuszczony budynek dawnej szkoły. Całość kupił podobno jakiś australijski milioner, ale na razie nic tu się nie dzieje...

 

 

Na północnym krańcu Home Island znajdziecie cmentarz z grobami kolejnych "kokosowych królów"   - panów wyspy.  Po drugiej stronie alei na tym samym cmentarzu obejrzeć można ciekawe, współczesne nagrobki malajskiej społeczności wyznającej islam.

 

 

Na West Island w zwykłym, skromnym domu mieszkają wciąż potomkowie kokosowych królów. Prowadzą małą firmę budowlaną. Odwiedziłem ich i jak widzicie pozwolili się nawet sfotografować.  Oto John Clunies-Ross VI  i  jego syn Joe Clunies-Ross VII. 

 

Wróciłem na West Island... Ten okazały kokos wisiał na palmie obok mojego bungalowu. Trochę z przekory któregoś wieczoru zerwałem go i poszedłem do klubu, gdzie siedziała śmietanka towarzyska wyspy pytając wszystkich po kolei, czy mogą mi pomóc otworzyć tego kokosa. -Przecież jesteśmy na Wyspach Kokosowych!. No i wyobraźcie sobie, że nikt z białych rezydentów (nawet rosły policjant) nie wiedział, jak się do tego zabrać!  Paradoks... Śmiała się z niego także dziewczyna w biurze informacji: małe biuro Cocos Island Tourism Association zlokalizowane jest jakieś 200 m na południe od terminalu. Tel. +61 8 9162 6790.   Dodatkowe informacje znajdziecie w internecie: www.cocos-tourism.cc   A kilka stanowisk internetu zorganizowano w centrum telekomunikacyjnym obok poczty (pawilon obok terminalu lotniska). Opłata wynosi 5,50 AUD za pół godziny.

 

INFORMACJE  PRAKTYCZNE  Wielką zaletą tego miejsca jest brak tłumów turystów. Garstka stałych mieszkańców też jest tak mała, że miejscowe instytucje – np. poczta otwierane są tylko w niektóre dni tygodnia (pon, wt i czw 8.15-10.45). Podobnie bank: wtorki i czwartki 7.30-13.00. Sklep czynny jest wprawdzie we wszystkie dni robocze, ale tylko do 15.00. Przykładowe ceny: chleb 0,5 kg – 3 AUD, duża bułka – 1, puszka rybek – 4, puszka lub butelka coli – 1,20, kostka masła 2,30, piwo w klubie – 2,50. Jedyna restauracja na West Island: "Tropika" – naprzeciw terminalu otwierana jest tylko w porze posiłków (7-9, 11-13, 18-20).  Warto wiedzieć, że jeśli miejscowi mówią lub piszą o „charter days” to chodzi o te dwa dni w tygodniu, kiedy przylatuje samolot (nazywany czarterem). Wtedy na krótko otwierają sklepik z pamiątkami i kawiarnię na lotnisku.

   
 

Przejście do kolejnej strony relacji z tej podróży - do wysp Pacyfiku.

                                                                         

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory

Powrót na początek strony