tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos

Część VIII A - TOKELAU - part eight A                     


Z Samoa wyruszyłem na Tokelau... Słyszeliście kiedykolwiek o Tokelau?  Popatrzcie na mapkę powyżej... To zaledwie trzy samotne atole: Fakaofo,  Nukunonu  i Atafu leżące na południowym Pacyfiku - około 500 kilometrów na północ od Samoa. To jedne z najbardziej izolowanych wysp Polinezji. Idealne miejsce dla tych, którzy chcą uciec na malownicze wysepki ocienione palmami ukryte naprawdę daleko od zgiełkliwego świata.  Słowo „tokelau” po polinezyjsku znaczy właśnie „północny”. Niegdyś była to kolonia brytyjska nazywana Union Islands. Dziś teoretycznie jest to terytorium administrowane przez Nową Zelandię, którego głową jest królowa brytyjska. Ale będąc na Tokelau nie mogłem dopatrzyć się żadnych śladów obecności administratorów poza tym, że jako środka płatniczego używa się tam nowozelandzkiego dolara…

 

 

 

Przed laty, kiedy przecinając Pacyfik w mojej trzeciej podróży dookoła świata po raz pierwszy trafiłem na Samoa dowiadywałem się o możliwość dostania się na te wysepki...  Zabrakło wtedy czasu na czekanie na statek, który był akurat w morzu i pieniędzy pozostawionych na drogiej Francuskiej Polinezji. Nie udało się... Ale już wtedy wiedziałem, że kiedyś popłynę ku tym tak trudno dostępnym dla turystów atolom...

 

 

Na żadnym z trzech atoli nie ma lądowiska. Na Tokelau można dotrzeć tylko stateczkiem zaopatrzeniowym wyruszającym nieregularnie z Apii na Samoa. Pierwszeństwo w uzyskaniu miejsc na statku mają miejscowi.  „Tokelau” – jednostka przerobiona z katamaranu wyrusza w trasę 1 lub 2 razy w miesiącu odwiedzając po kolei wszystkie trzy atole według następującego schematu: Apia – Fakaofo -  Nukunonu – Atafu - Nukunonu – Fakaofo - Apia. Okrężny rejs trwa około tygodnia, w zależności od stanu morza i objętości ładunku.   Kiedy  zjawiłem się przy kei doznałem wielkiego rozczarowania. Coś, co w podróżniczej literaturze nazywano zaopatrzeniowym statkiem m/v „Tokelau” okazało się zaledwie 31-metrową, niską, dwupokładową jednostką dzięki spłaszczonej sylwetce przypominającą kalosz. "Kalosz" ma tylko jedną dwuosobową kabinę pasażerską okupowaną zazwyczaj przez miejscowych oficjeli lub honorowych gości (jest dwa razy droższa od zwykłego miejsca).
Korespondowałem z Tokelau Apia Liaison Office reprezentującym interesy Tokelau na Samoa przez ponad 3 miesiące, podając moje dane, deklarując datę mojego przybycia do Apii i prosząc o miejsce na statku. Na tydzień przed przylotem dostałem e-mailem wstępne potwierdzenie, a po przybyciu do Apii radosną wiadomość, że statek odpływa pojutrze i miejsce jest. Był to sukces, bo "Tokelau" zabiera ograniczoną ilość pasażerów: maksymalnie 60.  Koszt mojego okrężnego rejsu z wliczonym wyżywieniem wyniósł 286 NZD (biuro w Apii przyjmuje także równowartość w samoańskich tala, dolarach australijskich lub amerykańskich). Statystyki mówią, że w ciągu całego 2003 roku na pokładzie m/v „Tokelau” dotarło na atole tylko 120 cudzoziemców, wliczając w to ekspertów i pracowników organizacji pomocowych. Miałem być jednym z około setki szczęśliwców czy może raczej ryzykantów, których spodziewano się na archipelagu w 2004 roku...
Z Apii wypłynęliśmy rano. Podróżowałem oczywiście na deku. Okazało się, że są tam trzy miejsca do wyboru na legowisko. Pierwsze to przylegająca do kambuza mesa (jadalnia) z dwoma zamocowanymi na stałe stołami i ławkami. Obok jest telewizor do wyświetlania filmów z magnetowidu. Na stołach, ławkach i podłodze wokół nich śpią miejscowe kobiety i dzieci (także w dzień). Drugie to pokrywa przedniej ładowni na dolnym pokładzie (na zdjęciu obok), gdzie po zakończeniu załadunku miejscowi rozkładają swoje maty i materace – Marynarze na czas rejsu rozpinają nad ładownią brezentowy daszek chroniący przed słońcem i deszczem, ale to miejsce ma wadę: już na pierwszym atolu trzeba zwijać swoje posłanie, aby umożliwić dostęp do ładowni.

Trzecia możliwość koczowania to fragment górnego pokładu za nadbudówką – osłonięty daszkiem z brezentu i w razie potrzeby – bocznymi płachtami. To miejsce jest najlepsze dla podróżnika: jest tu nawet kilka przytwierdzonych na stałe ławek. Po przybyciu na statek należy jak najszybciej rozłożyć swoje posłanie – najlepiej tuż za nadbudówką na osi statku, gdzie najmniej odczuwa się kołysanie.

W cenę rejsu wliczone są trzy proste posiłki dziennie, roznoszone przez marynarzy do legowisk pasażerów. Na obiad dostaje się talerz ryżu z rybą (jeżeli udało się ją złowić) lub spaghetti z kawałkiem wołowiny plus surówka z kapusty. Na śniadanie i kolację tosty z jajecznicą. W ciągu dnia można zawsze odwiedzić życzliwego kucharza i poprosić o dodatkową, bezpłatną kawę czy herbatę (najlepiej do własnego, dużego kubka).   Drugiego dnia żeglugi po rozkołysanym Pacyfiku około południa na pustym dotychczas horyzoncie zamajaczyła pierwsza wysepka - to była Fale na Fakaofo.
Atol Fakaofo jest najgęściej zaludniony. Czy potraficie wyobrazić sobie 400 ludzi mieszkających na takiej wysepce jak powyżej?  Wielu spośród nich spędziło na tym skrawku lądu całe swoje dotychczasowe życie...

Misjonarze: katolik i protestant przybyli niegdyś na ten atol prawie jednocześnie i od tego czasu społeczność jest podzielona i ma dwa odrębne kościoły. Tak jak i pozostałe atole Fakaofo ma rozległą lagunę otoczoną mniejszymi i większymi wysepkami – motus. Tylko dwie z nich są zasiedlone: na małej wysepce Fale poza domkami mieszkańców stłoczone są: dwa kościoły, piętrowy budynek administracyjny ze sklepem i pocztą, oraz wielkie fale – dom spotkań (zdjęcie obok)  z koralowym głazem symbolizującym Tui Tokelau – bożka z czasów przedchrześcijańskich (na zdjęciu poniżej).

Na wysepce jest naprawdę ciasno. Z braku innego miejsca na skale rafy urządzono małą, odkrytą świniarnię – inwentarz w porze przypływu brodzi tam w wodzie… Oryginalne to, ale podczas odpływu brzydko pachnie.

Na Fale rośnie wiele chlebowców, a mieszkańcy znani są z wyrobu pięknych tac i koszyków z liści pandanusa. Całą wysepkę można obejść bez pośpiechu w pół godziny.

Europejczycy zawitali tu po raz pierwszy w 1765 roku – ale widzieli wtedy tylko Atafu. Misjonarze i wielorybnicy pojawili się dopiero w następnym stuleciu... Wszystkich wysepek w państewku jest aż 127, ale w każdym z trzech atoli zasiedlona jest tylko jedna lub dwie.. Całe Tokelau ma w sumie tylko 12 kilometrów kwadratowych powierzchni, ale za to aż 290 tysięcy kilometrów kwadratowych wód terytorialnych!

Przekonałem się,  że to bardzo konserwatywne społeczeństwo. Mieszkańcy atoli wciąż rządzą się sami - zgodnie z odwieczną tradycją: władzę na każdym z atoli sprawuje faipule - jakby wójt – wybierany spośród mieszkańców na trzyletnią kadencję. Organem doradczym faipule jest taupulega – rada starszych. Każda taupulega deleguje 6 spośród swoich członków do General Fono – Rady Państwa, odpowiednika parlamentu, zbierającej się dwa razy do roku kolejno na poszczególnych atolach. A pomiędzy jej posiedzeniami państewko reprezentuje mniejsza rada złożona z trzech faipule (to jakby tutejszy „rząd”) pod przewodnictwem Ulu o Tokelau – tytularnej głowy państwa, która to godność co roku przechodzi na innego faipule. I pomyśleć, że wszystkie te organy reprezentują społeczeństwo składające się z zaledwie około 1500 obywateli. (podobno jeszcze trzy razy tyle Tokelauańczyków żyje w Nowej Zelandii)…
 

Oddalona o 3 kilometry od Fale jest znacznie większa i ładniejsza wyspa Fenuafala. Zbudowano tam szkołę (na zdjęciu obok - dzieci codziennie dowożone są tam łodziami). Jako nauczyciele zatrudniani są na semestralne okresy Nowozelandczycy. Mało kto wytrzymuje dłużej w takim odosobnieniu...

Na Fenuafali jest także szpitalik w którym zatrudniani są na krótkich kontraktach lekarze z Europy, kolejny kościół i Tele-tok – centrum telekomunikacyjne w którym funkcjonują już pierwsze na archipelagu stanowiska internetowe, ale wiele domen jest zablokowanych z polecenia Rady Starszych, dbającej o morale młodzieży.

 

 

Płynąc z Fale na Fenuafalę warto zwrócić uwagę na maleńkie motu pomiędzy nimi. Zlokalizowany jest na nim pod palmami malowniczy katolicki cmentarz. Lądowanie na wysepce wymaga brodzenia po koralowych skałach - nie zapomnijcie zabrać odpowiedniego obuwia!...

 

Ludzie uśmiechają się, są otwarci i bardzo życzliwi. Z czego żyją? Dochody państewka to przede wszystkim roczna dotacja rządu Nowej Zelandii: 4 mln NZD. Część tych pieniędzy wędruje bezpośrednio do mieszkańców – w zamian za konkretne prace wykonywane na rzecz wyspiarskiej społeczności. Inne, skromne dochody kraju pochodzą ze sprzedaży prawa do połowów ryb w strefie ekonomicznej, sprzedaży znaczków i rękodzieła. Kopry, której tu jest dostatek dzisiaj już nikt nie chce kupować.

 

Ta pani wyplata właśnie zgrabną tackę z pasków pandanusowego liścia...

 

 

 

 

 

A z jednego palmowego liścia, który leży tu na ziemi można w ciągu kwadransa upleść dwa takie wielkie kosze na bulwy tato, albo na kokosowe orzechy... Nie wierzycie?  Jedźcie sami sprawdzić!

 

Szmaragdowa woda laguny, palmy, łagodny powiew bryzy - dla nas wielka egzotyka...  Dla nich - codzienność...

Tokelau ma łagodny, tropikalny klimat, ze średnią temperaturą oscylującą wokół 28 stopni. Krótkotrwałe, ulewne deszcze zdarzają się w ciągu całego roku (deszczówka jest jedynym źródłem słodkiej wody).

Najodpowiedniejsza pora dla wizyt to okres od kwietnia do października, gdy wieją łagodne pasaty. Od listopada do lutego mogą zdarzać się huragany.

 

Z Fakaofo popłynęliśmy na pozostałe atole - to były już tylko kilkugodzinne przeskoki...  I tu pora wyjawić, że na atolach nie ma żadnej przystani, a dno gwałtownie opadające zaraz na zewnątrz bariery rafy uniemożliwia rzucenie kotwicy. Stateczek zmuszony jest bez przerwy dryfować, czasem popłynąć na noc na przeciwną stronę atolu, by schować się przed wiatrem.

Czas dryfowania przy jednej wyspie wyznaczony jest przez wyładunek i załadunek towarów i pasażerów. Zdarza się, że „Tokelau” dociera do wyspy pod wieczór i rozładunek zaopatrzenia można rozpocząć dopiero rano – wtedy podróżnik odbywający okrężną podróż ma szansę spędzenia tej nocy na wyspie – tak właśnie było dwukrotnie w moim przypadku – na Atafu i Nukunonu.

Rozładunek statku na rozkołysanym oceanie jest widowiskiem samym w sobie: z atolu przypływa przeskakując przez wąskie przejście w barierze rafy płaskodenna motorówka na którą na roztańczonym morzu przeładowuje się worki, paczki, meble i… pasażerów. Obraca ona wiele razy przywożąc z lądu duże, puste beczki na paliwo dla spalinowej elektrowni, które następnie napełniane są ze statkowych zbiorników i ponownie zabierane na wyspę…  Przy wysokiej fali dzieje się to w warunkach dużego ryzyka – polski inspektor BHP złapał by się za głowę i szybko zamknął tą linię żeglugową! Ale wypadki u wybrzeży Tokelau są podobno rzadkością… Przygotujcie się na to, że przy pokonywaniu rafy skropi was zwykle wodą – radzę zabezpieczyć kamery. A jeśli nie umiecie pływać - poprosić o kamizelkę (z reguły o nich zapominają)
Gdy na takiej motorowej łodzi opuszczałem Nukunonu trzy razy zawracaliśmy podchodząc do rafy, czekając na moment odpowiedni dla przeskoczenia spienionej bariery. W końcu udało się – oczywiście „na mokro”. Mimo doświadczenia miejscowych marynarzy którzy znają kaprysy rafy takie przeprawy dostarczają zawsze wiele emocji i... są na pewno dodatkową atrakcją rejsu na Tokelau.
 

 

Atol Atafu - leży 92 kilometry od Nukunonu i jest najbardziej odległy od Samoa. W związku z tym w każdej podróży statek zaopatrzeniowy odwiedza Atafu tylko jednokrotnie. Mieszkańcy Atafu to protestanci. Wznieśli na jedynej zasiedlonej wysepce Vao okazały halowy kościół. Ciekawy jest prymitywny cmentarz na brzegu od strony oceanu, gdzie zarysy wielu starych nagrobków wyznaczone są muszlami.

Atafu jest najbardziej konserwatywnym spośród trzech atoli Tokelau. Tu z największym szacunkiem ludzie odnoszą się do tradycji. I tylko tutaj można jeszcze zobaczyć tradycyjne canoe z bocznym pływakiem dłubane z jednego pnia. Takie canoe zresztą wciąż się tu wyrabia - widać to na jednym ze zdjęć poniżej...

 

Wokół głównego placu przy przystani stoją najważniejsze budowle atolu: „fale” - owalne lub prostokątne budowle bez ścian służące jako miejsca spotkań. Jest tu także mały budyneczek Radia Atafu nadającego głównie muzykę i lotala – małe fale w którym przez całe dnie przesiadują miejscowe kobiety wyplatając wachlarze i koszyczki, a po południu grające zbiorowo w loteryjkę. Gdy poprosić, odłożą swoje robótki, włożą na głowy kwiatowe wianki, zaśpiewają swoje rozkołysane pieśni a nawet zatańczą…

 
 

Zaskoczeniem dla przybysza są europejskie nazwiska, które nosi wielu Tokelauańczyków – to pamiątki po marynarzach z wielorybniczych statków, którzy na przełomie XIX i XX wieku chętnie zawijali na Tokelau pozostawiając po sobie potomków.

 

W budynku administracji jest tu poczta... Barczysty Mr Rupena – policjant i naczelnik poczty w jednej osobie paradujący jak wszyscy w spódniczce sprzedaje po 1,20 ładne widokówki, znaczki i przystawia pamiątkowe pieczątki w paszportach. Można stąd wysłać list (który i tak popłynie tym samym statkiem) - Znaczki na pocztówkę kosztują: na inne wyspy Pacyfiku: 1 NZD, a poza Pacyfik 2 NZD.

 

Te panie nie dały się długo prosić - szybko uplotły sobie wianki (bez wianka nie wypada widać występować!) zaśpiewały specjalnie dla Polaka  i zatańczyły...   Hmm... wiecie zapewne, że na Tokelau i na wielu innych wyspach Polinezji tańczą tylko ręce kobiet...

Nie byłem pierwszym Polakiem odwiedzającym Tokelau – na Atafu pamiętają Polkę, która przyjechała na krótko z Nowej Zelandii i pozostawiła wyspiarzom płytę z niezrozumiałymi niestety dla nich polskimi kolędami…  W historii Tokelau jest także inna polska karta: stateczek, który zaopatrywał wyspy zanim pojawił się tu obecny „kalosz” był małym frachtowcem zakupionym w Polsce – prawdopodobnie od PLO. Potem sprzedali go do Nowej Zelandii.    

 

 

A tu mamy dłubane canoe w trakcie produkcji - oj trzeba wiele miesięcy ciapać małą siekierka przypominającą motyczkę, aby dojść do takiego stadium...

Tyle tylko, że pływanie takim canoe poza rafą jest dla dzisiejszych, niezbyt już wprawnych żeglarzy dosyć ryzykowne. Na Nukunonu widziałem za to dużą motorówkę, która podobno przy spokojnym morzu może dopłynąć do sąsiednich, siostrzanych atoli.  Mówiono mi jednak, że wykorzystują ją tylko w nadzwyczajnych sytuacjach - ze względu na dużą odległość i koszt paliwa – turysta na nią nie ma co liczyć.

 

Kokosów jest - jak się pewnie domyślacie - dostatek i są one ważnym elementem tutejszej diety. Na zdjęciu produkcja wiórków kokosowych. Chłopiec siedzi na stołeczku z którego wystaje stalowe ostrze do skrobania...

Z wiórków można wycisnąć kokosowe mleczko (oni mówią: coconut cream) które dodaje się do wielu potraw...

 

Jedna z rodzin na Atafu: O’Brianowie ma duży, europejski dom, a w nim pokoje gościnne udostępniane oficjalnym gościom, a także - za zgodą rady starszych – turystom. Zwyczajowo w takich sytuacjach, gdy turysta mieszka przy rodzinie za zakwaterowanie i posiłki płaci 20-30 NZD. Gdybyście woleli żywić się sami (nie polecam) to na wszystkich trzech atolach są sklepiki oferujące nowozelandzkie konserwy, makarony i oleje, ale wybór jest niewielki, a ceny takie jak w Nowej Zelandii.

 

 

 

Trzeci atol - Nukunonu, ten środkowy, odległy jest od Fakaofo o 64 kilometry. Ma on opinię najlepiej rozwiniętego, a jego mieszkańcy – prawie wyłącznie katolicy – opinię najbardziej przedsiębiorczych w tym wyspiarskim kraju. To jedyny atol, gdzie dwie sąsiadujące ze sobą wysepki: Vao i Motusaga połączone są mostem.

 
Na Nukunonu znajduje się jedyna instytucja turystyczna na Tokelau: Luciano Perez - emerytowany kierownik szkoły prowadzi mały guesthouse „Luana Liki” zlokalizowany w piętrowym domu na brzegu laguny (na zdjęciu obok). Za 50 NZD oferuje pokój z pełnym wyżywieniem, (30 NZD bez posiłków). Sprawdzam książkę gości – ostatni turysta był tu 4 miesiące temu! Luciano ma łódź z silnikiem, którą wozi tych swoich rzadkich gości po lagunie – na snorkeling i łowienie ryb. Dla amatorów robinsonady ma zaś w łańcuchu motus otaczających lagunę swoją prywatną wysepkę z palmami i białym piaskiem. Sunąc łodzią przez szmaragdową lagunę dotarliśmy do motu najbardziej wysuniętego na północ, które tak jak całe państewko nazywa się Tokelau. Ciekawostką na motu Tokelau jest głęboka, zaciszna zatoczka z wejściem od strony laguny. W środku zatoczki stoi figurka Matki Bożej. To jedno z najbardziej uroczych miejsc na atolu.  

 

Byłem tu na ciekawej niedzielnej mszy śpiewanej w polinezyjskim języku... W ładnym, wzniesionym w 1930 roku kościele warto zwrócić uwagę na ciekawy krucyfiks wykonany przez miejscowego artystę z jednego pnia drzewa. Przy kościele rezyduje kapłan – 78-letni staruszek, nazywany przez miejscowych biskupem. Rzeczywiście, sympatyczny Patrick O’Connor  - Irlandczyk z pochodzenia występuje w purpurowych szatach… Biskup jednej parafii i zarazem jej jedyny kapłan od dawna już nie opuszcza swojego atolu, choć wciąż jeszcze codziennie odprawia mszę.

 
A jak ma postępować, ktoś, kto chciałby dłużej posiedzieć w tym zapomnianym raju?   Wizy zastępuje tu zezwolenie wydawane przez „Tokelau Apia Liaison Office” – biuro łącznikowe tego kraju w Apii na Samoa. Na odbycie podróży okrężnej i dzienne lądowania nie potrzeba permitu. Natomiast ktoś, kto chce pozostać tu na dłużej (minimum dwa tygodnie – do ponownego przybycia statku) musi ubiegać się o "visitor permit". Aby uzyskać permit (koszt 20 NZD) należy poprzednio uzyskać potwierdzenie odpłatnego zakwaterowania na wybranym atolu/atolach (przy rodzinie lub w jedynym guest-house na Nukunonu) – w tym pośredniczy biuro w Apii - i opłacić powrotny bilet na statek. Po złożeniu aplikacji biuro kontaktuje się (faksem lub przez radio) z taupulegą - radą wyspy by uzyskać  akceptację. Odmowy zdarzają się rzadko. E-mail do biura w Apii: zak-p@lesamoa.net
 

 

 

 

 

Najwyższy punkt terenu na Tokelau wystaje zaledwie na 5 metrów ponad poziom oceanu. A że na skutek efektu cieplarnianego poziom mórz nieustannie się podnosi nie wiadomo jak długo jeszcze mieszkańcy Tokelau przetrwają na swoich wyspach. Warto więc może zawczasu pomyśleć o odwiedzeniu tego zapomnianego zakątka Polinezji…

 
   
 

Przejście do kolejnej strony relacji z tej podróży - do Niue 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory

Powrót na początek strony