Tekst i zdjęcia - Wojciech Dąbrowski © - text and photos

Część 1 - Part one

 

Have you heard about the Republic of the Monks? There is something like this - a dependent territory of Greece. But it is governed by their own laws. They do not tolerate the presence of women and require men to apply for a special entry permit several months in advance. With the help of famous Greek traveler Harry Mitsidis I was able to obtain such a permit. At the end of September 2011 I went with my backpack to Mt Athos. I planned to wander from monastery to monastery for few days. hoping that my fitness and the weather will be good enough to meet this challenge... Malev airlines took me to Thessaloniki.

 

Czy słyszeliście o Republice Mnichów? Jest takie terytorium -położone na Półwyspie Athos, zależne od Grecji, ale rządzące się swoimi własnymi prawami. Nie tolerują one obecności kobiet, a od mężczyzn wymagają specjalnego zezwolenia na wjazd, o które trzeba ubiegać się z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Dzięki pomocy znanego greckiego podróżnika Harry'ego Mitsidisa udało mi się uzyskać takie zezwolenie i pod koniec września 2011 wyjechałem z plecakiem na Mt Athos, by wędrować przez kilka dni od klasztoru do klasztoru.

 

Na początek musiałem dotrzeć do Salonik (mapka obok). Okazało się, że węgierskie linie lotnicze Malev oferują niedrogie bilety na trasę Warszawa - Saloniki z przesiadką w Budapeszcie.

W Salonikach byłem już kiedyś, ale bardzo dawno temu - w 1974 roku. Miałem więc możliwość przypomnieć sobie to duże (drugie co do wielkości w Grecji) miasto. Miejski autobus 78 przywiózł mnie za 0,80 euro do centrum, gdzie zamieszkałem w niedrogim, nostalgicznym hoteliku "Atlantis" przy głównej ulicy Egnatia.

Już na wstępie przekonałem się, że Grecja w dobie panującego tam kryzysu jest droga. Przykładowo, gdy w Polsce za kostkę masła płaciliśmy 4 złote, to tam podobna kostka kosztowała w sklepie aż 4 euro...

Najbardziej charakterystyczną budowlą Salonik jest tzw. Biała Wieża, stojąca przy nadmorskiej promenadzie. Zbudowano ją z rozkazu otomańskiego sułtana Sulejmana Wspaniałego w XVI wieku, była fragmentem fortyfikacji miejskich : 

Thessaloniki  

 

Centralnym punktem Salonik jest wydłużony Plac Arystotelesa (na zdjęciu poniżej). Na obrzeżach placu znaleźć można liczne kawiarnie, bary i restauracje. Odniosłem wrażenie, że Grecy nie przejmują się zbytnio tragiczną sytuacją gospodarczą swojego kraju: nie widziałem żadnych demonstracji, a w środku dnia w kawiarniach było tłoczno, wesoło i gwarno. A sezon turystyczny właściwie się już skończył, więc ci, co tam siedzieli to przecież nie byli turyści... 

Thessaloniki.  

 

Poza Białą Wieżą w Salonikach można znaleźć także i inne zabytki - niektóre jeszcze z czasów rzymskich. Z tamtego okresu pochodzi miedzy innymi Rotunda pomyślana jako grobowiec dla władcy (na zdjęciu poniżej) przebudowana w późniejszych wiekach na chrześcijański kościół. Rotunda znajduje się na liście World Heritage prowadzonej przez UNESCO.

     

 

Kościołów chrześcijańskich wschodniego obrządku jest w Salonikach więcej. Najciekawszym wydał mi się bogato dekorowany kościół Świętego Dymitriosa, w którym można zobaczyć m.in. mozaikę pokazaną na zdjęciu obok. Niestety w ciągu dnia kościoły są w większości zamknięte. W miejscowym biurze informacji turystycznej można otrzymać listę świątyń z godzinami ich otwarcia - warto się po nią pofatygować, by uniknąć rozczarowań.

 

Kilka razy dziennie z peryferyjnej Chalkidiki Bus Station ( końcowy przystanek miejscowego autobusu 45A) odjeżdżają dalekobieżne autobusy do Ouranoupolis - niewielkiego miasteczka położonego u nasady Półwyspu Athos, które jest praktycznie jedyną bramą wjazdową do Republiki Mnichów. Korzystnie jest kupić od razu bilet powrotny - zapłaciłem za niego 22 euro. W autobusie nie było tłoku. Z Salonik wyjechaliśmy autostradą w kierunku wschodnim, ale wkrótce zjechaliśmy na podrzędną drogę prowadzącą w kierunku gór. Przystawaliśmy w górskich wioskach. Najciekawszym miasteczkiem na 2.5-godzinnej trasie była Arnea.  Potem nasz autobus zjechał z gór ku błękitnemu morzu

     
   

Ouranoupolis wyraźnie dzieli się na dwie części: wczasowisko z plażowymi hotelami (na zdjęciu poniżej) położone jest u wjazdu do miejscowości. Jadąc dwa kilometry dalej szosą dotrzecie do starej części osady, gdzie rozłożyły sie sklepiki, jedyny kościółek i przystań. Tu także znaleźć można kilka hotelików różnych kategorii.

     

Wybrałem (chyba trafnie) na podstawie internetowych informacji hotelik "Makedonia" położony w bocznej uliczce obok kościoła. Właściciel - sympatyczny Stelios odpowiedział na mój e-mail już po dwóch dniach. Pokój z łazienką, lodówką, TV i balkonem kosztował u niego 30 euro (śniadanie z którego zrezygnowałem - dodatkowo 5 euro). W hollu przy recepcji był dostępny na stałe notebook z szybkim internetem. Ouranoupolis jest maleńki więc od Steliosa wszędzie było blisko.

Miejscowość żyje z turystyki. Tu zatrzymują się wszyscy pielgrzymi zmierzający do Republiki Mnichów. Mały Ouranoupolis ma swoją stronę internetową, przez którą można między innymi rezerwować zakwaterowanie: www.ouranoupoli.gr/

Ouranoupolis

 

 

Pierwsze kroki skierowałem oczywiście do biura wydającego zezwolenia na wjazd do Republiki. Mieści się ono w starej części miasta przy stacji benzynowej (zdjęcie obok). Tu trzeba przyjść, bo wstępne potwierdzenie zezwolenia otrzymuje się e-mailem lub faksem. Należy je potwierdzić na dwa tygodnie przed zaplanowanym wjazdem. Ale właściwy, papierowy dokument otrzymuje się dopiero po przybyciu do  Ouranoupolis i to (jak się okazało) tylko w dniu wjazdu. Widać mnisia administracja nie nadąża z przygotowaniem permitów z wyprzedzeniem, skoro ustaliła takie reguły...  Trudno. Sprawdzono w komputerze, że mają moje nazwisko, a potem zapytano, którym statkiem zamierzam wjechać do Republiki. I tu czekała mnie niespodzianka...

Do Republiki nie prowadzi żadna szosa. Można się do niej dostać tylko drogą morską. I praktycznie tylko z Ouranoupolis. Słyszałem wprawdzie (i czytałem) o możliwości dopłynięcia do klasztorów także z porciku Ierissos położonego po drugiej stronie półwyspu u jego nasady, ale na miejscu powiedziano mi, że takie okazje zdarzają sie rzadko. Bo morze po wschodniej stronie półwyspu jest z reguły bardziej burzliwe. A niewielkie kutry, które stamtąd płyną działają na zasadzie wynajmowanych okazjonalnie water-taxis. Jest grupa - to dogaduje sie z szyprem i płynie...

Z Ouranoupolis stateczki pływają regularnie każdego dnia tygodnia - z mnichami, pielgrzymami i całym zaopatrzeniem dla klasztorów. Spore promy mieszczące nawet po kilka samochodów i małe, pasażerskie speedboaty...  Byłem przekonany, że najlepszą i najtańszą opcją dla mnie będzie taki prom - bo ma odkryte pokłady, na które można wyjść i fotografować.

Od lat (pisze o tym w literaturze) taki prom wypływał z Ouranoupolis do Dafni - głównej przystani na półwyspie - o godz. 9.45. Dopiero od mnichów dowiedziałem się, że ten prom się popsuł. Zastąpiła go odpływająca już o 6.00 "Agia Anna". -Rezerwacji nie trzeba; bilety sprzedają na pokładzie! Trzeba tylko przyjść pół godziny wcześniej. -A moje zezwolenie? -Dostaniesz je dopiero przed wejściem na pokład!

 

 

 

 

Skąd pochodziła moja wiedza o Republice Mnichów? Oczywiście z internetu. Najbardziej użytecznym portalem okazał się tu website Przyjaciół Athosu oferujący oprócz wiedzy historycznej bardzo wiele informacji praktycznych. Tu znajdziecie m.in. informację jak i gdzie ubiegać się o zezwolenie na wjazd:

www.athosfriends.org/PilgrimsGuide/information/

Radzę jednak zawartą tam wiedzę traktować z pewną rezerwą - nie wszystkie informacje są na bieżąco aktualizowane!

Poza tym miejscem zdjęcia i informacje znajdziecie w tych, znacznie skromniejszych serwisach:

http://odysseus.culture.gr/h/2/eh220.jsp?era=3&group=7

www.mountathos.gr

www.mountathos.info/

www.mountathos.co.uk/

a także na cytowanej już wyżej stronie miasteczka Ouranoupolis.

Najtrudniej jest z mapami. Bo jakże tu zaplanować sobie wędrówkę przez półwysep bez mapy? Jak wybrać klasztory, które warto i które da się odwiedzić podczas tych czterech dni, na które wydawane jest zezwolenie?    

Jedyna mapka, którą udało mi się znaleźć w sieci (to ta obok) może być użyta jedynie dla orientacji i zawiera pewne nieścisłości - np nie precyzuje, które klasztory leżą na wybrzeżu, a które w głębi lądu.

W Ouranoupolis w każdym sklepiku z pocztówkami można kupić kilka różnych map półwyspu po 5-10 euro. Najdokładniejsza ma skalę 1:75000. Ale nie są to mapy wojskowe, tylko turystyczne i nie są one wolne od błędów... Na jakiej zatem podstawie planować wędrówkę? Aby pomóc moim sympatycznym czytelnikom postanowiłem czasowo udostępnić skan mapy pokazującej najistotniejszy fragment półwyspu. Znajdziecie go tutaj.

 

 

Długo zastanawiałem się, jak zaplanować moją czterodniową wędrówkę, by zobaczyć nie tylko jak najwięcej, ale także to, co najciekawsze. Pierwsza istotna informacja, którą wziąłem pod uwagę mówiła, że najciekawszym krajobrazowo fragmentem półwyspu jest jego koniec - tereny położone na południe od porciku Dafni. To tam wznosi się w niebo święta góra - Mount Athos. Na oglądanych zdjęciach klasztory zbudowane w tej części półwyspu wydały mi się ciekawsze, jeśli chodzi o położenie i architekturę niż pozostałe...

Postanowiłem zatem: klasztory leżące pomiędzy Ouranoupolis i Dafni obejrzę tylko ze statku. Nie wysiadając w Dafni popłynę od razu dalej - aż do Agia Anna, fotografując z morza te następne. Po dotarciu do Agia Anna pozostałe pół dnia przyjazdu  przeznaczę na marsz wzdłuż wybrzeża, by dotrzeć chociaż do klasztoru Św. Pawła. Drugiego dnia przejdę najtrudniejszy odcinek szlaku - do największego i najstarszego klasztoru Megistis Lavra. Kolejnego dnia - zwiedzając klasztory wschodniego wybrzeża pomaszeruję do Pantokratos. Ostatniego dnia, przez stolicę republiki i klasztor Xiropotamu dotrę do porciku Dafni, skąd o 15.45 odpływa mój prom.

Moja trasa zaznaczona jest czerwoną linią na mapce umieszczonej powyżej.

Ouranoupolis  

W Ouranoupolis znalazłem plakat z plastyczną mapą półwyspu, która daje pewne wyobrażenie o jego ukształtowaniu. Trochę naiwne to malarstwo, ale postanowiłem ją także tu pokazać:

   

Taki statek jak na plakacie w sezonie dwa razy dziennie wyrusza na wycieczkę wzdłuż brzegów półwyspu, aby także i ci, którzy nie uzyskali zezwolenia na wjazd mogli choć z odległości popatrzeć sobie na klasztory zbudowane na brzegu. Dotyczy to w szczególności kobiet, którym surowe prawa półwyspu zabraniają wstępu do Republiki Mnichów. Niewiasty powinny trzymać się w odległości 500 metrów od brzegu! Przypuszczam, że statek z paniami na pokładzie podpływa jednak nieco bliżej...  :)

Zastanawiające jest jednak to, że mnichom wolno opuszczać półwysep, a wtedy przecież mają niejedną okazję do spotkań z przedstawicielkami płci przeciwnej. (nie, nie - proszę mnie źle nie zrozumieć!)

Słyszałem jednak, że są także i tacy mnisi, którzy z własnej woli i zgodnie z głosem powołania wcale nie opuszczają półwyspu...

 

Mały prom "Agia Anna", którym miałem popłynąć powraca ze swojej trasy codziennie około godziny 18 - tuż przed zachodem słońca. Poszedłem na przystań, popatrzeć jak wygląda statek, który zabierze mnie do tej enigmatycznej krainy. Nie tylko ja czekałem na krótkim, betonowym nabrzeżu...

 

Mnisi nie chcą się fotografować. Kilka razy prosiłem o pozwolenie, ale za każdym razem spotkałem się z odmową. Prawdopodobnie mnisi uważają uwiecznianie się na zdjęciach za objaw próżności. Cóż mi pozostało - postanowiłem fotografować ich z większej odległości. Są przecież w swojej teokratycznej republice ważnym elementem rzeczywistości. Bez nich obraz półwyspu byłby przekłamany. Zazwyczaj nie wiedzieli wcale o tym, że są fotografowani. Nikt zatem nie ma prawa zarzucić im próżności... A świat może się mimo wszystko dowiedzieć jak wyglądają.

   

Tak wyglądała "Agia Anna" czyli "Święta Anna", gdy po raz pierwszy zobaczyłem ten mały prom w Ouranoupolis:

     

Gdy "Agia Anna" bezpiecznie zacumowała, ze stateczku wysypał się tłum brodatych mnichów przemieszanych z cywilami. Niektórzy z nich pospiesznie zmierzali na placyk przy stojącej nieopodal Bizantyjskiej Wieży (wieżę pokazałem na zdjęciu poniżej). Tam zawsze czeka skomunikowany z promem, ostatni tego dnia autobus do Salonik... Nie wiem jak długo czeka on w przypadku opóźnionego przybycia promu. Zatem planujcie swoja podróż z pewną rezerwą czasu - teoretycznie dotarcie do Salonik tego samego wieczoru jest możliwe, ale jeżeli planujecie następnie nocny lot z Salonik w świat, to lepiej przewidzieć dzień wypoczynku tu, w Ouranoupolis... 

 

 

 

   

 

 

Athos ma bogatą historię...

Warto może wspomnieć chociaż ogólnie, jak to się zaczęło z tą Republiką Mnichów. Już w 885 roku bizantyjski cesarz Bazyli I wydał mnichom przywilej przebywania na półwyspie zabraniając jednocześnie osiedlania się na Atosie rolnikom, wędrownym pasterzom i innym osobom świeckim.  W 943 roku republika miała już dokładnie wytyczone granice i swoją głowę, którą był Protos - Pierwszy Mnich. W 958 roku w Karies wzniesiono pierwszy, istniejący do dziś kościół - Protaton. W 963 roku powstały pierwsze budowle najstarszego i do dziś największego klasztoru Wielka Ławra (Megistis Lavras). W kolejnych stuleciach powstawały następnie klasztory. Dziś jest ich 20. Do nich należy dodać 12 "skitów" (sketes) czyli sub-klasztorów podległych tym najważniejszym z pierwszej dwudziestki...

 

W 2009 roku ilość mnichów żyjących w republice po raz pierwszy w dziejach zbliżyła się do liczby dwóch tysięcy...  A że Ouranoupolis pozostaje praktycznie jedyną bramą wjazdową na półwysep, to czarne habity mnichów widzi się na uliczkach miasteczka niemal bez przerwy.

 

Placyk przy starej wieży w starym Ouranoupolis (na zdjęciu poniżej) to centrum turystycznego biznesu. Na porterach starych domów krytych dachówką mieszczą się sklepiki sprzedające przewodniki, mapy, pocztówki. Na pięterkach domów znajdziecie pokoje do wynajęcia (paradoksalnie - ze względu na centralne położenie droższe od mojego pokoju w "Makedonii"). Z tyłu za tymi domami ciągnie się wzdłuż plaży uliczka nadmorskich restauracyjek oferujących dania greckiej kuchni, w tym przyrządzane na różne sposoby ryby. 

Ouranoupolis    

 

Tower of Andronikos - the best-known landmark of Ouranoupolis: the alert signaling tower of the city for centuries, built in 1344 by the monastery Vatopediou as a protection from the pirates:

   

Sama Bizantyjska wieża urosła do rangi symbolu miasteczka. Zbudowano ja w 1344 roku na polecenie przeora klasztoru Vatopediou jako wieżę obserwacyjną, mającą umożliwić ostrzeganie mnichów o zbliżaniu sie piratów. Oficjalnie nazywają ją Tower of Andronikos. Wewnątrz funkcjonuje dziś małe muzeum.

     

 

Poza wieżą w Ouranoupolis niewiele jest turystycznych atrakcji. Jest mała plaża (morze na przełomie września i października było już jednak zbyt chłodne na kąpiel). Na tej plaży znalazłem wypożyczalnię motorowych łodzi. Wypożyczenie takiej kilkuosobowej łódki na cały dzień kosztuje 35 euro plus koszt spalonego paliwa (w sezonie zapewne biorą nieco więcej). Łodzią można sobie popłynąć na wysepki rozrzucone w zatoce między półwyspami Athos i Sithonia. To może być ciekawa wycieczka pod warunkiem, że z Ouranoupolis zabierzecie ze sobą  całe zaopatrzenie - przede wszystkim napoje.

 

 

 

 

Zdjęcie poniżej przedstawia zachód słońca fotografowany z tarasu restauracji w Ouranoupolis. Pierwszy, bliższy kontur to wyspa, góry na horyzoncie to już Półwysep Sithonia... Wielu turystów, ale także i miejscowych przychodzi podziwiać opadające słońce przy szklance piwa. Każdego dnia zachód jest inny. Tylko w pochmurne dni nie widać go wcale...

     

 

   

Sklepiki w Ouranoupolis pełne są dewocjonaliów, które chętnie kupują  ortodoksyjni pielgrzymi. Wybór ikon jest olbrzymi...

 

 

Takie plakaty na ulicach Ouranoupolis są rzeczą normalna. Półwysep Athos jest miejscem szczególnego kultu Matki Bożej. W kościelnej literaturze Athos nazywany jest "Ogrodem Bogurodzicy". Wiąże się to ze starą legendą, która twierdzi, że Matka Boża przepływała w pobliżu na statku zmierzając w towarzystwie Św. Jana Ewangelisty z Joppy na Cypr, by odwiedzić Łazarza. Statek zniesiony silnym wiatrem musiał zmienić kurs i zakotwiczył u wybrzeży Athosu - w pobliżu obecnego klasztoru Iviron. Matka Boża zeszła na ląd i zachwycona pięknem półwyspu zwróciła się do swego Syna z prośbą, aby uczynił ten kraj jej ogrodem. Prośba została wysłuchana i od tego czasu chrześcijanie obrządku wschodniego nazywają Athos Ogrodem Bogurodzicy, odmawiając prawa wstępu na półwysep innym kobietom... 

Poza dewocjonaliami w sklepikach Ouranoupolis kupić można także wyroby z muszli...  

   

A pod Bizantyjską Wieżą codziennie rano pojawiają się okoliczni farmerzy oferujący na sprzedaż swoje plony: jabłka, nektarynki, winogrona. Kilogram owoców sprzedawanych z samochodu kosztuje 1,50- 2 euro.

 

 

Ostatnie wolne popołudnie w Ouranoupolis wykorzystałem na pieszą wycieczkę na granicę Republiki Mnichów. Ciekaw byłem, czy ta granica w ogóle jest pilnowana i czy nie jest to przypadkiem tylko granica umowna. Na szutrowej drodze za miasteczkiem stoi tablica z mapką szlaku. Ścieżka prowadząca ku granicy opuszcza tą drogę, kierując się na kamieniste wybrzeże. Te zabudowania nad wodą, widoczne na zdjęciu poniżej to już teren Republiki Mnichów:

     

     

Gdy zbliżyłem się, przekonałem się, że stare zabudowania z tamtej strony granicy robią wrażenie opuszczonych. Płot wyznaczający granicę (na zdjęciu poniżej) zbiega aż do wody. ale jak widać dla śmiałków jest to przeszkoda do pokonania...

     

 

Tyle tylko, że zawieszone na płocie dwujęzyczne tabliczki nie pozostawiają wątpliwości: przekraczanie granicy w tym miejscu jest karalne!

 

 

 

I choć żadnych strażników tu nie widać, to napis na tablicy zapewnia, że granica jest patrolowana.

 

Nieco dalej w głąb lądu, gdzie po greckiej stronie odbudowują niewielki, warowny klasztor znalazłem pomnik przypominający, że cały teren Agion Oros (Mount Athos) wpisany został przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa:

   

     

 

Było jeszcze ciemno, gdy następnego poranka przyszedłem z plecakiem na przystań. Na początku musiałem stanąć w kolejce, by odebrać moje zezwolenie na wjazd do Republiki Mnichów. Możecie je obejrzeć tutaj.  Zezwolenia wydawano przy latarce przez okienko stojącego na molo samochodu. Musiałem zapłacić za nie 30 euro. Potem, już na pokładzie promu wykupiłem za 9,80 euro bilet do Agia Anna. Było chłodno. Razem z innymi pielgrzymami i mnichami zająłem miejsce w dużej, wspólnej kabinie (zdjęcie obok).

 

 

 

Gdy kilka minut po szóstej odpływaliśmy z Ouranoupolis niebo dopiero szarzało. Cieszyłem się, bo właściwie dopiero w tym momencie zaczynała się dla mnie nowa, wielka przygoda: płynąłem ku tajemniczym klasztorom Athosu. Spośród dwudziestu monasterów chciałem odwiedzić te najciekawsze. O tym, czy mi się udało przeczytacie na kolejnych stronach tej relacji...

 

Skete Timiou Prodromou:    

     
Hot news from this route you will find here in my travel log.  

Krótkie zapiski z trasy pisane "na gorąco" jak zwykle znajdziecie - tutaj.    

     

 

To the next part of Mt Athos report  

Ciąg dalszy relacji z podróży do Republiki Mnichów

   

 

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory