czyli  Wyspa Świętego Tomasza

Część III B relacji z podróży po Afryce Równikowej  -    Part three "B"

Tekst i zdjęcia:  Wojciech Dąbrowski  © - text & photos

Do końca XVIII wieku podstawą gospodarki Wyspy Świętego Tomasza były plantacje trzciny cukrowej i pośrednictwo w handlu afrykańskimi niewolnikami.  Potem na plantacjach rozwinięto produkcję kakao. Na początku XX wieku większość kakao importowanego do Europy pochodziła właśnie z Sao Tomé, nazywano ją nawet Czekoladową Wyspą...  Na plantacjach pojawiły się także krzewy kawy...  Łagodny klimat wyspy i obfitość opadów sprzyjały rozwojowi tych upraw.

STomap.jpg (47584 bytes)

Rok wcześniej odwiedziłem inne wyspy leżące u wybrzeży Afryki, które też niegdyś były portugalską kolonią: Wyspy Zielonego Przylądka (Cabo Verde). I choć dzieje obu wyspiarskich krajów i ich położenie  są podobne to różnią się one diametralnie krajobrazem i klimatem: Cabo Verde jest suche, spalone słońcem i cierpi ustawicznie na niedostatek wody, natomiast Sao Tome dyszy dosłownie bujną, wilgotną zielenią.  Najgęściej zaludnione są północne regiony tej wyspy i pewnie dlatego krajobraz tu jest nieco odmienny - dominuje w nim trawiasta sawanna (drzewa zapewne poszły pod topór osadnika). Dalej na południe wyrastają zielone, pokryte tropikalnym lasem góry.  

STom2523.jpg (57612 bytes) Kakaowe drzewa o dużych liściach i wrzecionowatych czerwono-brązowych owocach spotyka się na całej wyspie. Często rosną w przydrożnym gąszczu - przez nikogo nie doglądane i zdziczałe. Po uzyskaniu przez kraj niepodległości portugalscy właściciele plantacji wyjechali w obawie przed represjami.  Plantacje bez zarządców zaczęły podupadać, a spadek cen kakao na światowych rynkach dokonał reszty.  Dziś owoce kakaowca wciąż są  głównym artykułem eksportowym Sao Tome (to 90% eksportu), ale przychody z ich sprzedaży nie pokrywają wartości nawet najbardziej niezbędnego importu. Wyspiarski kraj tkwi po uszy w długach. Nie zmienił tego nawet fakt umorzenia 200 mln dolarów tego długu w 2000 roku... 

STom2508.jpg (45646 bytes)

Od uzyskania niepodległości w 1975 roku minęło ponad ćwierć wieku. W tym czasie większość starych budowli wzniesionych przez plantatorów popadła w ruinę. Ludzie zamieszkują dalszym ciągu w dawnych budynkach folwarcznych, ale najwyraźniej nikt o nie nie dba i nikt ich nie konserwuje. Zespoły budynków dawnych plantacji określane są tutaj słowem roça (wymawia się to [rosza]).   "Rosze" rozrzucone są w dolinach na obszarze obu wysp. Często są bardzo malowniczo położone...  Wiele spośród nich zasługuje na miano zabytków...

STom2698.jpg (55672 bytes)

Niektóre budowle jednak przetrwały w przyzwoitym stanie - być może dzięki temu, że zmieniono ich funkcje.  Na zdjęciu obok  Roça de Sao Joao - znajdziecie ją po prawej stronie tuż przed zjazdem do miasteczka Sao Joao dos Angolares, na wschodnim wybrzeżu.  Ten biały budynek mieści obecnie szkołę.    Gdy Portugalczycy opuszczali swoją kakaową kolonię 90% krajowców było analfabetami. Dziś ten wskaźnik wynosi tylko 20% - w tej dziedzinie dokonano tu rzeczywiście olbrzymiego skoku!  

W północnej części wyspy warta zobaczenia jest Roça Agostinho Neto - bodaj największa na wyspie Sao Tome. 

Zapisałem w notatniku: "...ta wyspa to jeden wielki ogród, tyle że mocno zapuszczony..."   Dookoła rośnie kawa, ananasy, banany, papaje (jak na zdjęciu obok). Owoce zbiera się przez okrągły rok choć de facto rok dzieli się tu na dwie pory: deszczową (chuva) od października do maja i suchą (gavana) od maja do września.  Średnie temperatury wynoszą: w porze deszczowej 20-25 stopni, a w porze suchej 25-30 stopni Celsjusza.  Jeżeli zamierza się odwiedzić w jednej podróży kilka krajów o różniących się okresach deszczów nie jest łatwo dokładnie "wpasować" się wszędzie w porę suchą.  Tak było przypadku mojej wyprawy na Sao Tome.  Byłem w tym kraju w okresie pory deszczowej.    Ale nie było tak źle: podczas tygodniowego pobytu miałem jeden pochmurny dzień i godzinę opadów na Principe - nie było powodów do narzekania.  W porze deszczowej wzrasta niestety ryzyko "złapania" malarii i dlatego wtedy szczególnie warto pamiętać o profilaktyce antymalarycznej.  Jeśli chodzi o szczepienia to przy podróżach do Sao Tome obowiązkowa jest (jak w całej Czarnej Afryce) żółta febra...  

STom2699.jpg (59735 bytes)

STom2693.jpg (48075 bytes) Wracając do Roça de Sao Joao to warto wiedzieć że w jednym z budynków plantacji miejscowy artysta (malarz i rzeźbiarz) Joao Caros Silva założył mały guesthouse (to ten na zdjęciu obok - do pokojów wchodzi się z werandy na piętrze).  Przyjmuje tu na nocleg indywidualistów i zorganizowane grupki przysyłane m. in. przez biuro Mistral Voyages. Za nocleg w pokoju z moskitierą i skromnym śniadaniem płaci się: single 20, double - 25 USD.   Dla grup gospodarz aranżuje występy miejscowego zespołu folklorystycznego.

Tutaj z reguły kończą się piesze wyprawy  z przewodnikiem przecinające wnętrze wyspy i docierające na najwyższy szczyt wyspy: Pico de Sao Tome mający 2024 m.

Tradycyjnym punktem z którego wyruszają grupy na górski treking jest osada Bom Sucesso. W ciągu 5 godzin można stąd przejść do Bombaim, a w ciągu 3 godzin do Zampalma. Wejście na Pico de Sao Tome zabiera dwa dni, z nocowaniem w namiotach pod szczytem. Szlaki nie są znakowane, brak dokładnych map - lokalny przewodnik na takim trekingu staje się koniecznością.

Jedną z największych atrakcji przyrodniczych Sao Tome jest Wodospad Świętego Mikołaja (Cascadas de Sao Nicolau). Miejsce to ma ponadto dla turysty tą zaletę, że stosunkowo łatwo do niego dotrzeć - nawet bez przewodnika.   Lokalnym transportem można dojechać ze stolicy wyspy do Boa Vista - dawnej plantacji, której główny budynek zaadoptowano na pustawy hotel ze wspaniałym widokiem na wschodnie wybrzeże. To 15 kilometrów jazdy zbiorową taksówką za niecałego dolara.  Dalej jest wprawdzie wąska, leśna droga, ale rzadko cokolwiek nią jeździ.  Ostatnie 3 kilometry przemaszerowałem zatem pieszo w towarzystwie żołnierza zmierzającego na przepustkę do rodzinnej wioski.  On w swoich służbowych buciorach przeszedł suchą nogą. Ja niestety "pływałem"  w moich sandałach, bo miejscami  droga zamieniała się w koryto leniwego potoku.

Ale było warto! Kaskada spienionej wody spada z pionowej ściany mającej jakiejś 30 metrów w oprawie z bujnej, tropikalnej roślinności. Trzeba chronić aparat, bo wiatr niesie od wodospadu chmurę wodnego pyłu.

STom2504.jpg (40214 bytes)

Ze znalezieniem powrotnego transportu w późne popołudnie było znacznie gorzej: wracałem od wodospadu pieszo ciesząc oczy wspaniałą, bujną przyrodą.  Kwiaty zwisające z gałęzi drzewa na zdjęciu obok mają jakieś 25 cm długości!..  Pamiętam je z Papui Nowej Gwinei - nazywają je tam Angel's trumpets -  Anielskie trąbki. Takich niesamowitych kwiatów rośnie na Sao Tome wiele. Są też wspaniale ubarwione ptaki przelatujące między koronami sędziwych drzew i skrzeczące w zaroślach. Niestety ptaki znacznie trudniej fotografować... 

 STom2514.jpg (36601 bytes)

STom2510.jpg (68582 bytes) Gdzieś po drodze od głównej szosy odgałęzia się boczna droga  prowadząca do "roszy" Monte Cafe.   W przewodniku nie piszą jak to daleko - okazuje się, że około dwóch kilometrów - lekko pod górę. Kawowe krzewy widać oczywiście już po drodze. Popatrzcie na zdjęcie obok - tak tu wygląda zadbana plantacja kawy... 

Monte Cafe to sztandarowa marka wśród kaw produkowanych na Sao Tome. Wyczytałem gdzieś, że to najdroższa kawa na świecie.   Nie wiem, czy to prawda - wśród kompleksu budynków plantacji zauważyłem starą suszarnię z datą 1904 na fasadzie ale nie było miejsca gdzie można by było degustować markę "Monte Cafe"...   

STom2509.jpg (42006 bytes) Widziałem za to,   jak "Monte Cafe" rośnie na krzewach...  i zastanawiałem się, jak w czasach olbrzymiej konkurencji na światowych rynkach produkcji kawy można  znaleźć nabywców na taki drogi produkt i to w dodatku dysponując ograniczonymi przecież przez krajową biedę środkami na jego promocję...
-Potrzcie, patrzcie! Samotny biały maszerujący szosą!  Takie zdziwione spojrzenia spotykałem po drodze często.  Ci chłopcy czekali przy szlaku z garścią owoców podobnych do malin, ale smakujacych zupełnie inaczej.

Podobno pierwotnie wyspy tego kraju były bezludne. Na temat pochodzenia pierwszych mieszkańców Sao Tome jest kilka teorii.  Jedna z nich mówi, że to Portugalczycy przywieźli ich celowo z afrykańskiego kontynentu, aby zasiedlić swoją kolonię.    Inni twierdzą, że pierwsi mieszkańcy pojawili się tu, gdy na skałkach Sete Pedras u południowych wybrzeży Sao Tome rozbił się statek wiozący czarnych niewolników. Wreszcie kolejna wersja wspomina o zasiedleniu przez czarnych marynarzy przybyłych z niedalekiej przecież Angoli. W czasie kolejnych wieków murzyńska ludność wymieszała się z Europejczykami - większość dzisiejszych mieszkańców Sao Tome to Mulaci o jaśniejszym od Murzynów odcieniach skóry.  

STom2512.jpg (37014 bytes)

STom2516.jpg (61669 bytes) Centralnym punktem wioski jest punkt pobierania wody. Tu przychodzi się po wodę używaną w kuchni. Tu robi się przepierki, tu myje się warzywa przed ich zabraniem na targ.  Często widziałem kobiety, które wykorzystywały wioskową studnię jako miejsce towarzyskich spotkań, gdzie można przez godzinkę czy dwie poplotkować ze znajomymi...  
Maszerując drogą za kolejnym zakrętem spotkałem chłopców strącających z drzewa owoce jaco [żako] (jackfruita).  Jasnozielone, okrągłe lub jajowatego kształtu i wielkości  głowy małego dziecka mają w środku biały, włóknisty miąższ o smaku zbliżonym do mało soczystego ananasa. Poczęstowali mnie, pogadaliśmy (niestety - głównie na migi)   i... pomaszerowałem dalej.

 

STom2518.jpg (38947 bytes)

STom2680.jpg (50985 bytes) Górzystego wnętrza wyspy nie przecina żadna droga - cały transport odbywa się po jej obwodzie.   Ale komunikacyjny krąg wokół wyspy nie jest zamknięty. Z tego powodu turysta chcący poznać całą wyspę zmuszony  jest zorganizować sobie dwie kolejne wyprawy: jedną wzdłuż wschodniego wybrzeża, drugą wzdłuż zachodniego...  

Takie drogi jak ta wybudowali na Sao Tomew ramach pomocy...  Chińczycy z Tajwanu.   Niektóre odcinki już zarastają - chyba nie ma komu ich konserwować...

STom2661.jpg (45805 bytes)

Turystyczny raj - brakowało tylko błękitnego nieba - to niestety był właśnie ten jedyny pochmurny dzień...

Aby dotrzeć na południowy kraniec wyspy publicznym transportem trzeba wstać wcześnie.  Do Porto Alegre w ciągu dnia jedzie z reguły tylko jeden zbiorowy minibus i to właśnie rano...    Za przejazd 37-kilometrową, najdłuższą na wyspie trasą płaci się 25 000 dobra czyli niecałe 3 dolary.

Mówi się potocznie, że Wyspa Świętego Tomasza leży na równiku.  Ale tak naprawdę, to linia równika przebiega przez niewielką wysepkę Ilheu das Rolas - Wyspę Żółwi, leżącą u południowych wybrzeży Sao Tome.  W Porto Alegre- wiosce wysunietej najbardziej na południe wynająłem chybotliwą, motorową pirogę i popłynęliśmy po rozhuśtanych falach przez cieśninę.  Emocjonująca przeprawa trwała jakieś 40 minut.  Bryzgało tak, że bałem się choć na chwilę wyciągnąć kamerę...    Wylądowaliśmy na  takiej oto wspaniałej plaży...        

STom2666.jpg (51093 bytes)

Za pieniądze inwestorów z Portugali na Wyspie Żółwi zbudowano luksusowy ośrodek wypoczynkowy, który widać na zdjęciu obok.  Nazywa się Equator's Line - Rolas Island Resort.  Niezależnie od wspaniałych piaszczystych plaż w obrębie ośrodka jest duży basen. Przestronna restauracja zlokalizowana jest na półwyspie w górnej części zdjęcia. Goście za dodatkową opłatą mogą wypożyczyć motorówki do połowów na pełnym morzu i sprzęt do nurkowania.  Tylko te ceny: 123 euro za pokój ze śniadaniem! Tygodniowe "pakiety specjalne" też nie wydają się rewelacją cenową: 161 euro za jeden nocleg z pełnym wyżywieniem. Zaproponowano mi lunch serwowany za zryczałtowaną opłatą 30 euro (lokalnej waluty tu nie przyjmują)...

 Cała wyspa Rolas pocięta jest siecią dobrze utrzymanych ścieżek spacerowych.  Jedna z nich wspina się na niewielkie wzgórze przez stoki którego przebiega równik. Tam trzeba było oczywiście dotrzeć. Oto skromny pomnik równika na wysepce Rolas. Wokół niego trwały prace porządkowe. Przypomniałem sobie w tym miejscu inny pomnik na równiku - w Ekwadorze. Tylko że tamten, oglądany kilka lat wcześniej był kilkadziesiąt razy większy... Taras przed pomnikiem, ze starannie wyciętymi drzewami jest doskonałym punktem widokowym: roztacza się stąd wspaniały widok na cieśninę i główną wyspę Sao Tome z najwyższym szczytem i oryginalnymi skalnymi filarami tak urozmaicąjącymi krajobraz. 

Warto było tu dotrzeć nie tylko ze względu na urodę tej małej wysepki, której nieco spłaszczony, kopulasty kształt rzeczywiście przypomina skorupę żółwia... Przelatywałem ponad równikiem wiele razy, ale niewiele było okazji aby stanąć na równiku okrakiem - a to jest właśnie takie miejsce!   

 STom2669.jpg (60898 bytes)

STom2647.jpg (61600 bytes)

Dla zamożnych gości na Wyspie Żółwi są luksusowe bungalowy.  Dla hotelowej administracji i obsługi - kilka skromnych domków skupionych przy kaplicy św. Franciszka Xaviera.    A robotnicy utrzymujący ścieżki i wycinający maczetami chwasty mieszkają ze swoimi rodzinami w takiej oto uliczce przy plaży - to już zupełnie inny świat... 

Moi przewoźnicy ze swoją pirogą czekali na plaży.  Turystów przybywających do luksusowego ośrodka na wielki ląd wozi "resortowa" motorówka.   Ale ona nie zmierza do Porto Alegre ale do małej przystani w pobliskim Punta Bailea.  W powrotnej drodze naszą pirogą też solidnie huśtało - to była jeszcze jedna przygoda... 

Po wylądowaniu w Porto Alegre pojawił się jeszcze większy problem: okazało się, że nikt nie wiedział, czy tego popołudnia przyjedzie tu jakikolwiek środek publicznego transportu. -Poczekaj, może przyjedzie! Zacząłem rozpytywać czy w wiosce jest jakikolwiek samochód czy motocykl, który mógłby podwieźć mnie gdzieś bliżej świata. Nie  było!   Miałem do wyboru: czekać z perspektywą noclegu w prymitywnych warunkach lub wyruszyć pieszo mając nadzieję, że im bliżej będę odległej o 35 km stolicy  wyspy tym większa będzie szansa na złapanie jakiejś "okazji".   Ruszyłem pieszo tym chińskim asfaltem...

Wilgotna duchota tropiku, zwarta, zielona ściana dżungli po obu stronach.  Prawdziwa Afryka...     Ta malownicza skałka nazywa się Maria Fernandez. 

STom2700.jpg (46947 bytes)

STom2711.jpg (52992 bytes)

Po dwóch godzinach marszu wśród ciszy przerywanej tylko skrzeczeniem  ptaków usłyszałem warkot nadjeżdżającego z tyłu samochodu.  Za kierownicą siedział biały mężczyzna o zadziwiająco swojskich rysach...  Oni przystanęli, a ja odetchnąłem, bo już wyglądało na to, że noc zastanie mnie na szosie. -A senior z jakiego kraju? -Z Polski!  - A to możemy mówić po rosyjsku!

 

Moi wybawcy: ukraińscy lekarze pracujący na Sao Tome: Żanna i Anatolij.

Jechali do swojej kwatery w Sao Joao dos Angolares. Zapadał powoli zmrok...

Po drodze zdążyłem jeszcze sfotografować jedną z tych malowniczych skalnych iglic - Pico de Cao Grande (na zdjęciu obok).

W miasteczku okazało się, że tego wieczoru nie ma już szans na znalezienie jakiegoś publicznego transportu do stolicy.   Żanna i Tolik zaprosili mnie na nocleg do swojego małego, skromnego domku, stojącego dokładnie tam, gdzie od głównej szosy odgałęzia się brukowana droga do Roça de Sao Joao.  Ugościli mnie "czym chata bogata"...  To było niespodziewane i bardzo miłe spotkanie, przegadaliśmy cały wieczór...  Zakontraktowani przez portugalską organizację pomocową AMI pracują tu już ponad rok.  Małym terenowym samochodem co kilka dni objeżdżają wioski na południu wyspy. Udzielają ludności porad i rozdają podstawowe leki.  Dla portugalskich lekarzy słabo płatna (jak na zachodnie warunki) praca w tej "dziurze" daleko od świata nie była atrakcyjna...  A Ukraińcy z  Łucka   nauczyli  się  portugalskiego i przyjechali...  Będą  tu jeszcze co najmniej przez rok, zapraszają...    

STom2691.jpg (18775 bytes)

STom2710.jpg (60464 bytes) Rano moi sympatyczni przyjaciele z Ukrainy jechali do stolicy wyspy. Zabrałem się oczywiście z nimi.  Po drodze przystanęliśmy przy Boca de Inferno. To taka atrakcja przyrodnicza. W skałach na brzegu morza woda wyrzeźbiła długą szczelinę. Gdy fale są odpowiednio duże wlewają do tej szczeliny co kilka minut pod ciśnieniem  masy wody, która wytryskuje następnie przez górny otwór jak z fontanny...   Piekielna "boca" jest tuż przy głównej drodze, a władze zadbały o to, aby obok pojawił się mały parking i altana chroniąca obserwatorów przed słońcem.  Warto się tu zatrzymać na moment pod warunkiem, że morze jest choć trochę wzburzone...   W przeciwnym przypadku ta naturalna fontanna jest mało efektowna...   
STom2704.jpg (61116 bytes) Do stołecznego miasta Sao Tome jechaliśmy oczywiście wzdłuż wybrzeża. Makaki przeskakiwały  przez drogę. Za oknem otwierały się pyszne widoki. Praia Micondo. Praia das Sete Ondas - Plaża Siedmiu Fal - co za poetyczne nazwy!  Tu, na wschodnim wybrzeżu znajdziecie obramowane palmami najładniejsze plaże na Sao Tome. Puste, bez turystów, bez jakiejkolwiek infrastruktury... Ale ubrań i innego dobytku bez opieki lepiej na nich nie zostawiać...
Wycieczka wzdłuż wschodniego wybrzeża aż do wyspy Rolas zabrała mi 1,5 dnia. Kolejnego poranka wyruszyłem   na zwiedzanie północnego i zachodniego wybrzeża wyspy. Ale o tym już na kolejnej stronie...        

>>>>>>>>>>>>>>>>>>CIĄG  DALSZY - przejście do trzeciej części relacji z Sao Tome

Powrót na początek relacji z tej podróży

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory