Tekst i zdjęcia:  Wojciech Dąbrowski  © - text & photos

Część III C relacji z Rogu Afryki - OLD MASSAWA  - Horn of Africa - Part three  C

Asmara - stolica Eryterei jest bardzo sympatycznym i bezpiecznym miastem, ale niewiele w niej zobaczycie zabytków.  Aby zobaczyć i sfotografować stare budowle trzeba przyjechać do Massawy - erytrejskiego portu nad Morzem Czerwonym, w miejscowym języku nazywanym Mitsiwa. Wyspa Batse, na której rozłożył się także handlowy port, choć ucierpiała podczas działań wojennych ale wciąż ma wiele uroku.    

Architektura Starej Massawy pochodzi z różnych okresów - nałożyły się tu wpływy tureckie, egipskie, włoskie...  Pierwsze zapiski o muzułmańskim porcie pochodzą z X wieku, od XVI wieku panowali w Massawie Turcy...

Już pięćset lat temu pływające po Morzu Czerwonym drewniane statki dostarczały towary i przywoziły budowniczych, którzy wznosili tu budowle w stylach panujących aktualnie w ich rodzinnych krajach. 

Miejscowi nazywają to architekturą mauretańską, ja bym powiedział ogólniej: ten styl nawiązuje do  tego, co widzi sie w Północnej Afryce... Wiele starych budowli wciąż pełni swoje pierwotne funkcje. Pokoje w hotelu Torino są niestety droższe i mniej wygodne niż te na Tualud. 
Dirty Jewel of the Red Sea - napisałem o Massawie w relacji z podróży do moich przyjaciół rozsianych po świecie.   Kiedyś te kamienne budowle musiały rzeczywiście wspaniale wyglądać! Piszą, że do budowy większości z nich użyto bloków koralowej skały.

Nieliczne odnowiono, ale pozbawiając je jednocześnie architektonicznych detali, co jak sądzę nie dało korzystnego rezultatu. To na przykład hotelik - bodaj najtańszy na wyspie - dla ubogich ma nawet wyplatane łóżka stojące na świeżym powietrzu - pod arkadami na piętrze. 

To nazywa się maszrabija. Takie drewniane elementy architektoniczne  widziałem wcześniej w Jemenie. Nie dziwi ich obecność i tutaj - Jemen jest przecież o pół dnia żeglugi - po drugiej stronie morza.... Maszrabije miały przez swoje szczeliny łapać najmniejszy powiew wiatru i chłodzić wnętrze domu.

Te ażurowe żaluzje mają na pewno już więcej niż sto lat - jak długo jeszcze przetrwają bez konserwacji?

To też niegdyś była architektoniczna perełka. A dziś? Byle tyko nikt nie wypadł na ulicę...

 

 

Wąskie, piaszczyste uliczki biegną w kierunku centralnego placyku, na którym wystrzela w górę minaret meczetu...
Na rogu jegomość sprzedający  tabakę. - Do wąchania? -upewniam się. Nie, do żucia...

Sheikh Hanafi Mosque. Po bokach meczetowego placyku herbaciarnie: w nich sami mężczyźni siedzący przy wystawionych na piasek stolikach.
Pod murem w starej uliczce zaimprowizowana kawiarnia. Wypaloną w małej blaszance i utłuczoną w moździerzu kawę nie parzy się, ale gotuje się w małej ceramicznej lub metalowej kolbie nazywanej dżabaną. Dżabanę ustawia się na węglu drzewnym tlącym się na prymitywnym piecyku.

   

  -Proszę się poczęstować!  Kawa po erytrejsku: słodka, gęsta i czarna prawie jak smoła...

 

 Wypiłem ją siedząc na niskim stołeczku, a potem ruszyłem w następną uliczkę. Znalazłem tam tłum przepychający się pod zamkniętymi drzwiami piekarni. Ktoś wyjaśnił: to jedyna piekarnia na Batse. Tu jedyny osiągalny w massawie rodzaj pieczywa - bułki sprzedają po 0,35. W markecie na głównej ulicy te same bułki są po 0,60!  Więc tutaj jest znacznie taniej!  Tylko trzeba przyjść z własną torebką, bo oni za reklamówkę biorą 1 nakfa - równowartość 3 bułek!

Centralny meczet Sheikh Hanafi - ten wyglądający jak nowy nie jest jedynym w Starej Massawie - są i inne - starsze i znacznie mniejsze - jak ten.
   

  Uliczna pralnia, bosonogie dzieci kręcą się wokół pracującej mamy. 
I jeszcze jeden piękny, choć zrujnowany dom - trudno nawet powiedzieć, czy ktoś tu mieszka...

Te misternie niegdyś wystrugane żaluzje okienne wkrótce rozpadną się do reszty....
Ileż trudu musieli włożyć dawni rzemieślnicy w takie wyprofilowanie ościeżnic!

W Starej Massawie jest kilka grobowców muzułmańskich świętych. Ten - niestety bardzo zaniedbany i trudno mi było ustalić kto tu leży... Już po wyjeździe z miasta wyszperałem w pożyczonym, nowym przewodniku, że to Sheikh Durbush Tomb
Szukając drugiego grobowca trafiłem do tego starego meczetu obok rosochatej palmy.

Budowla była niewielka i skromna. Ktoś podpowiedział, że to Hamal An Sari Mosque.  

Z małego dziedzińca wchodziło się do przysadzistego minaretu. Ale nowoczesność i tu już dotarła: gdy przyszła pora modlitwy mułła nie musiał wydzierać się z galeryjki na minarecie, tylko śpiewał do mikrofonu, a jego głos wzmacniany był przez zainstalowane na górze megafony.

Za tą solidną ścianą z prymitywnymi płaskorzeźbami (takie zdobnictwo to rzadkość w meczetach) znajduje się sanktuarium z grobowcem jakiegoś kolejnego miejscowego świętego. Niestety w przewodnikach nic o nim nie piszą...
 

Muzułmanie w takich miejscach zwykle nie pozwalają fotografować, ale tu akurat nikogo nie było - no i dzięki temu możecie zobaczyć jak taki grobowiec wygląda w środku. Kamienny nagrobek zawsze nakryty jest zieloną tkaniną.
N

 

Prawda, że to ciekawa twarz?  To strażnik sanktuarium.

 

Zaskoczył mnie... Nie było w nim nic z tej obowiązkowej nieufności i zacietrzewienia ogarniającego przeciętnych mułłów na widok białego człowieka. Zgodził się nawet pozować do zdjęcia!  Ciekawa jest jego szata - na ulicach Massawy  takich ubrań się nie widzi.  Wygląda więc  na to, że to coś w rodzaju sutanny.
Żal patrzeć na te sterty rupieci zgromadzonych w sąsiedztwie zupełnie nieźle zachowanych zabytkowych bram.  Nieporządek miły... Ale można wyobrazić sobie, jak kiedyś wyglądało to miasto i zrozumieć dlaczego nazywano je Perłą Morza Czerwonego.

Może orzeszków?   Ta uliczna sprzedawczyni to katoliczka... Muzułmanki ubierają się inaczej... - zobaczcie zresztą na kolejne zdjęcie. 

   
   
Jest jednak w Starej Massawie przy głównej ulicy jeden odrestaurowany dom o koronkowej architekturze, który pokazywany jest na wszystkich pocztówkach z Massawy. A to właśnie ten.... Mnie też się podobał...

Przy głównej ulicy starówki jest jeszcze sporo innych podcieniowych domów, ale nie są one już zdobione tak filigranowo. Tu na parterze mieści się jedyna przyzwoita groseria. Karton soku kosztował tam 35 nakfa, banany 10 za kilo, pudełko serków - 25, 100g masła (nie kupujcie więcej, bo się w tym skwarze rozpuści) - 24 nakfa
Prawda że taki uśmiech to może rozbroić?!  Nie da się ukryć - polubiłem Erytrejczyków - to dla mnie zdecydowanie najsympatyczniejszy naród na Czarnym Kontynencie....

Wędrując w skwarze dalej (a właściwie przemykając od cienia do cienia) trafiłem do meczetu Shafi. Gdzieś w przewodniku napisano, że ma 1000 lat, czyli zbudowano go w XI wieku...
Jego wnętrze było puste, więc znów mogłem coś pstryknąć. Jak widać siermiężnie tu - ale las kolumn pomalowanych olejną farbą robi wrażenie.  

 

 
I znowu ten odnowiony meczet na głównym placyku. W Massawie jest biuro informacji turystycznej (na wyspie Tualud), ale nie dysponuje planem miasta - więc błądząc uliczkami można ten minaret wykorzystać jako punkt orientacyjny.

Chłopcy wracający ze szkoły - tam też noszą swego rodzaju mundurki, których uzupełnieniem są plastykowe klapki...
W polecanej przez miejscowych restauracji przy głównym placu zafundowałem sobie posiłek: ryż z dwoma kawałkami smażonej ryby, cebulą i pomidorem oraz woda mineralna - 55 nakfa... Wodę mineralną - jak nigdzie - podają tu w półlitrowych kapslowanych butelkach po piwie...
I co tu robić?...  Miejscowe podlotki godzinami przesiadują przed domami...
Im ten krajobraz na pewno dawno już spowszedniał, dla mnie wciąż wionął fascynującą, biedną egzotyką.  Te łuki to pozostałości dawnego krytego bazaru.

   
To kiedyś chyba była  brama wejściowa na kryty bazar. Dziś funkcjonuje tu biedna, uliczna kawiarnia... Przysiadłem na twardej ławce, by zrobić notatki. Podobał mi się nastrój tego miejsca...

 

 

Bawili się razem przed domem... Czyżby braciszek i siostrzyczka?  Tylko (biorąc pod uwagę kolor skóry) chyba od dwóch różnych tatusiów...
Odpowiedzią na zainteresowanie samotnego cudzoziemca jest spontaniczna radość. A ten mały - czyżby to drugi braciszek? Niestety mimo dobrej woli obu stron nie mogłem się z nimi nijak dogadać...

Mama też zgodziła się na fotkę....
   
A to babcia - nie chciała początkowo zgodzić się na zdjęcie. Tu dobrze widać z czego i w jaki sposób wzniesiono ich dom...  
Kiedyś te bazarowe uliczki nakryte były drewnianym dachem, do dziś jego szczątki pozostały tylko w jednym miejscu...

Pod koniec XIX wieku Massawa była przez jakiś czas stolicą włoskiej kolonii. Powstało wtedy wiele nowych budynków w orientalnym stylu. 

Tylko przy jednej nadbrzeżnej ulicy - tej, która prowadzi do bramy handlowego portu zachował się taki ciąg podcieni, które chronią przechodniów przed dokuczliwym słońcem. Najgorzej znieść tutejszy gorący i wilgotny klimat w okresie od kwietnia do września, gdy temperatura w ciągu dnia sięga nawet 45 stopni.

W jednej z uliczek trafiłem na moment wypieku yndżery. Oto wystawiony przed dom piecyk zrobiony z połowy beczki i kilku kątowników. Pod stożkową pokrywą jest dopasowana do otworu beczki płyta- patelnia, na której układa się placek. W oryginale  - kiedyś - ugniatany był z ciemnej mąki specjalnego zboża - teffu. Wiem, że teraz stosują domieszki...

Tak wygląda cieniutka yndżera w trakcie pieczenia... (specjalnie dla mnie zdjęli na moment pokrywę)...
Dzieci zawsze są ciekawym tematem dla zdjęć. Te z Massawy nie są płochliwe i chętnie pozują. Każda twarz wyraża coś innego... Korzystałem z okazji...
Ten mały chłopczyk to wyjątek w towarzystwie dziewczynek - zwróciłem uwagę, że dziewczynki i chłopcy w wieku szkolnym bawią się w osobnych grupkach No cóż, tu jednak dominują muzułmanie i ich surowa obyczajowość...
   
Moja mała modelka z muszką na nosku...

 

 

Gdzieś tu pod arkadami mieszczą się nieliczne agencje turystyczne. Można w nich kupić m.in. bilety na niedrogie loty  krajowe. Specjalnie dla was wynotowałem ceny obowiązujące turystów (rezydenci płacą mniej):

Asmara - Massawa 25 USD, Asmara - Assab - 50 USD, Assab - Dahlak - 40 USD

 

Mimo, że budowle Starej Massawy nie posiadają jakiejś specjalnej nocnej iluminacji miasto wieczorami prezentuje się ciekawie. Warto po zmroku pospacerować starymi uliczkami. Nie ma już takiego wściekłego upału jak w  ciągu dnia i jest bezpiecznie - nikt nie zaczepia, w wielu miejscach ludzie siedzą przed swoimi domami...

Przy skromnych barach na waterfroncie po zmroku wystawiają na chodnik stoliki dla gości. Portowe miasta mają pewną wspólną cechę: można tam spotkać kobiety, które umilają marynarzom (i nie tylko) ich krótkie pobyty na lądzie. W Massawie cena usługi nie jest wysoka: tylko 10 dolarów. Ja jednak wolałem przeznaczyć je na zwiedzenie okolic Massawy - o ty na następnej stronie relacji z Rogu Afryki...

 

 

>>>>>Przejście do kolejnej części relacji z Erytrei

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory