Part two   - Arkansas to Nebraska -   Część II

2012

Tekst i zdjęcia - Wojciech Dąbrowski © - text and photos


In April 2012 I went once again to the United States. I knew from my previous trip east, west and south of the US, but I've never been to the vast Great Plains, which occupy the center of the continent. Preparing for this trip for several years I initially planned to cross the Great Plains by low-cost Megabus - just like many years ago, when I crossed America from ocean to ocean on Greyhound buses. But the Megabus unfortunately did not reach all the places that I would like to see. So when the fate sent me down a partner who was willing to go with me, I decided that we will travel by rented car. We started from Chicago and on May 1st we entered Arkansas. Look at the map - we covered by car about 11 000 kms route long.

 

W kwietniu 2012 roku wyruszyłem po raz kolejny do Stanów Zjednoczonych. Znałem z moich poprzednich podróży wschód, zachód i południe USA, ale nigdy nie byłem na tych rozległych Great Plains, które zajmują środek kontynentu. Przygotowywałem się do tej podróży od kilku lat. Początkowo planowałem przejechać Great Plains tanim Megabusem. Tak jak wiele lat temu, kiedy to przejechałem Amerykę od oceanu do oceanu autobusami Greyhounda. Ale autobusy firmy Megabus nie docierały wtedy do wszystkich miejsc, które chciałbym zobaczyć, a w kilku stanach ten przewoźnik był jeszcze całkiem nieobecny. Toteż gdy los zesłał mi partnera, który gotów był wyruszyć ze mną w drogę zdecydowałem, że będzie to dająca znacznie większe możliwości podróż wypożyczonym samochodem. Bo paliwo w Stanach było prawie o połowę tańsze niż w Polsce. Polecieliśmy więc do Chicago i stamtąd wyruszyliśmy w wielką pętlę, której skrajnymi punktami były Great Smoky Mountains National Park na wschodzie i słynny Mount Rushmore na zachodzie.   Popatrzcie na mapkę obok - to było około 11 000 kilometrów trasy pokonanych samochodem...

Z Chicago jechaliśmy przez Missouri, Indianę, Ohio, Kentucky i Tennesee. Napisałem o tej części trasy w pierwszej części mojej relacji. Pierwszego maja rano wjechaliśmy z Tennesee do stanu Arkansas.

 

 

   

 

ARKANSAS 

 

 

 

 

 

Z Memphis w stanie Tennesee wystarczy przejechać żelazny most na Mississippi aby znaleźć się w Arkansas.

Ludność Arkansas to niecałe 3 miliony przy obszarze rozległym jak pół Polski. Wyczytałem przed wyjazdem, że połowę powierzchni stanu pokrywają lasy, że uprawia się tu soję, ale także ryż...

 

We entered Arkansas via the iron bridge over Mississipi River.

Zmierzaliśmy do stolicy stanu - miasta Little Rock, które jest jednocześnie największym miastem Arkansas. Jak na Amerykę to maleńkie miasto - tylko 180 tysięcy mieszkańców.  W jego centrum - jak widać na zdjęciu obok - stoi tylko kilka wieżowców.

 

 

W Arkansas urodził się były prezydent USA Bill Clinton. I mimo, że ze swego urzędu odszedł w niesławie (dzięki słynnej "aferze rozporkowej") to tutaj wciąż jest lubiany. Jego imieniem nazwano stanową bibliotekę. Ma też swoją ulicę w centrum miasta! 

Ten niezwykły pomnik fotografowałem w dzielnicy River Market przylegającej do rzeki Arkansas. Poza wieloma samoobsługowymi restauracjami oferującymi przysmaki kuchni z prawie całego świata znajdziecie tutaj farmers market - coś co przypomina nasze targowisko, na którym  miejscowi ogrodnicy i rolnicy sprzedają swoją produkcję.

 

 

Ale obok straganów z z warzywami i owocami na rynku w Little Rock widziałem kramy z rękodziełem: dziergane szaliczki i czapki. W Stanach Zjednoczonych takie widoki są rzadkością. 

    Najbardziej reprezentacyjną budowlą Little Rock jest oczywiście siedziba stanowych władz - The State Capitol:
     

 

   

Po drugiej stronie rzeki Arkansas - w willowej dzielnicy North Little Rock warto odnaleźć stary młyn - replikę autentycznego młyna zbudowanego przez pierwszych osadników. Replika pochodzi wprawdzie z 1933 roku, ale w amerykańskich warunkach jest to już zabytek. Młyn zagrał w słynnym filmie "Przeminęło z wiatrem". To cichy i malowniczy zakątek, który na pewno warto odwiedzić będąc w Little Rock. Wstęp jest bezpłatny.

     

     
   

Arkansas ma przydomek "The natural state" Odnosi się on do krajobrazu tego stanu, w którym jest wiele kompleksów leśnych oraz jezior. Pod tym względem pewne fragmenty Arkansasu przypominają nasze Mazury. Wokół jezior i w niewysokich górach Ozark urządzono aż 52 parki stanowe i liczne tereny rekreacyjne. W takim właśnie krajobrazie jechaliśmy z Little Rock w kierunku granicy Oklahomy:

     
   

Po drodze, tuż przy granicy leży niewielkie miasteczko Van Buren, reklamujące swoją starą wiktoriańską zabudowę. Postanowiliśmy przystanąć w Van Buren, by zrobić kilka zdjęć. Zaparkowaliśmy samochód na bezpłatnym parkingu przy jednym z licznych kościołów i ruszyliśmy pieszo w kierunku starego centrum robiąc po drodze zdjęcia co ciekawszych budowli. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy wkrótce zatrzymał się przy nas samochód miejscowego szeryfa i przedstawiciel władzy zaczął nas wypytywać kto my, co tutaj robimy i dlaczego fotografujemy budynki. Takie pytania w kraju, który reklamuje się jako ostoja wolności i demokracji!?  Po kilkunastu minutach pojechaliśmy dalej. Sami oceńcie, czy warto było zatrzymać się w Van Buren:

     

 

     
   OKLAHOMA  

 

Do Oklahomy wjechaliśmy autostradą I40 (na zdjęciu powyżej). Kilkanaście mil od granicy warto było zjechać do wyjątkowo dobrze zaopatrzonego w mapy i prospekty Welcome Center (zdjęcie obok). Ba, tu gości częstowano nawet gratisową kawą z termosu! Oklahomę poznawaliśmy z najlepszej strony.

Potem przemknęliśmy obok zjazdu do "Seminole Nation Casino" zapewne zlokalizowanego na terenie eksterytorialnego rezerwatu i pomyślałem sobie że to paradoksalne, że potomkowie dawnych Indian - właścicieli tych ziem muszą dziś zarabiać na hazardzie.

Do stolicy stanu dotarliśmy wczesnym popołudniem. Tutejszy motel 6 okazał się najtańszym na całej trasie: za pokój z darmowym dostępem do internetu zapłaciłem tylko 38 dolarów.  Łącznie z podatkiem. Te ceny wahają się w zależności od lokalizacji, wieku motelu i wysokości stanowych tax. Najwyższą kwotą było 58 $.

Zwiedzanie Oklahoma City zaczęliśmy od stanowego kapitolu. W informatorze turystyczny podkreślali, że ma nową kopułę:

     

     

Oklahoma City: state capitol building (above) and Crystal Bridge (below).

 

W centrum miasta zwraca uwagę niezwykła budowla (zdjęcie poniżej). Czegoś takiego jeszcze nie widziałem! Nazwali to poetycznie Crystal Bridge. A tak naprawdę jest to gigantyczna szklarnia w kształcie cylindra przerzuconego nad sztucznym stawem. Obok jest jeszcze amfiteatr. Ciekawe miejsce!

     

     
     

 

 

Między wielkim Convention Center i imponującą areną pomaszerowaliśmy pieszo do starej dzielnicy Bricktown. Jak sama nazwa wskazuje dominują w niej ceglane domy - w większości dawne składy, które współcześnie odnowiono i zamieniono na sklepy i obiekty gastronomiczne. A po kanale przecinającym Bricktown duże spacerowe motorówki wożą turystów. Przewodnicy podczas rejsu snują opowieści  o dawnej Oklahomie ilustrowane muzyką country.

 

 

 

W najnowszej historii Oklahoma City jest bardzo smutna karta. w 1995 roku miał tu miejsce zamach na budynek federalny, w wyniku którego zginęło ponad 160 osób. Ofiarom zamachu wzniesiono oryginalny pomnik. Na równo przystrzyżonym trawniku (zdjęcie poniżej) ustawiono krzesła z nazwiskami ofiar. Dolna część krzeseł jest wykonana ze szkła i podświetlona po zmroku, co daje ciekawy efekt...

 

 

 

 

 

 

 

Oklahoma jest stanem, w którym żyje najwięcej współczesnych Indian, należących do różnych szczepów. Nie widać ich na ulicach miast. Aby poznać stare tradycje warto odwiedzić dobrze zorganizowane "Cowboy & Western Heritage Museum". Ekspozycja obejmuje bardzo szerokie spektrum: od Indian i pierwszych osadników do tradycji rodeo i filmów-westernów. jest też ekspozycja malarstwa i rzeźby związanej z tematem. To z niej pochodzi ten piękny obraz przedstawiający indiańskiego wodza.

 

 

 

 

 

 

W dobrze zaopatrzonym muzealnym sklepie można kupić prawdziwy indiański pióropusz (taki jak na obrazie - za 700 dolarów), kowbojskie kapelusze i buty.

Miłośników broni na pewno zainteresuje rewelacyjna kolekcja coltów, winchesterów i dosłownie wszystkiego, z czego strzelano na Dzikim Zachodzie:

   

 

 

 

   

 

Cowboy & Western Heritage Museum in Oklahoma City.  

W wielkiej mrocznej hali odtworzono małe miasteczko z Dzikiego Zachodu ze wszystkimi jego instytucjami. jest biuro szeryfa z aresztem, kościółek, szkoła, saloon... A wszystko tonie w mroku wieczoru. Bardzo ciekawy pomysł inscenizacyjny!

     

     

Za wstęp do muzeum trzeba zapłacić 12 dolarów. Uważam, że warto, bo można tam spędzić nie nudząc się ładnych kilka godzin!

 

KANSAS

 

   

 

Kolejnego poranka wstaliśmy wcześnie, bo droga zapowiadała się daleka. Wypiliśmy darmową kawę serwowaną zawsze rano w recepcji, zatankowaliśmy paliwo (tu po 3,49 za galon, podczas gdy na północy, w Chicago prawie 4 dolary) i pomknęliśmy wśród prerii i pól uprawnych do Kansas.

Za granicą stanu powitał nas nowoczesny welcome center. Bardzo często w takich centrach są darmowe hot-spoty. Ale aby połączyć się z siecią trzeba mieć własny komputer...

 

 

Wichita was our first stop in Kansas. The well - known landmark of Wichita is 44 ft-high sculpture The Keeper of the Plains. It sits at the confluence of the Arkansas and Little Arkansas Rivers:

  Pierwszym miastem w Kansas, które chcieliśmy odwiedzić była Wichita - największe miasto stanu Kansas, które zasłynęło przed wojną jako ośrodek produkcji samolotów.

Wichita leży u połączenia rzek Arkansas i Little Arkansas. Właśnie w tym miejscu ustawiono jeden z obecnych symboli miasta - 13-metrową rzeźbę Indianina The Keeper of the Plains. Jej twórcą jest Indianin z plemienia Kiowa-Komanczów Blackbear Bosin:

     

     
   

Na peryferiach Wichita odnaleźliśmy bez trudu Old Cowtown Museum - odtworzone w plenerze XIX-wieczne kowbojskie miasteczko z autentycznymi sprzętami i narzędziami  z tamtej epoki. W dodatku jest to tzw. living museum, gdzie personel chodzi w historycznych strojach, odbywają się różne pokazy... 

 

 
     

 

W drukarni zobaczyć można jak składano z czcionek lokalną gazetę, a w kuźni, jak wyglądała praca kowala. Dzieciaki mają frajdę mogąc przejechać się wozem zaprzężonym w perszerony, którym kiedyś dowożono dzieci do szkoły.

 

A w stacji dyliżansów można wejść do prawdziwego dyliżansu na nieogumionych kołach. Albo wdrapać się na kozioł woźnicy... Całe szkolne klasy przyjeżdżają tu na lekcje historii.

Za wstęp do muzeum trzeba zapłacić 8 dolarów. Warto.

     

 

 

 

 

 

Kansas City w MISSOURI    
     

 

Za tym mostem na rzece Missouri czekało na nas Kansas City. Paradoksalnie Kansas City nie leży wcale w stanie Kansas, ale w stanie Missouri. Na zachodnim brzegu Missouri - w stanie Kansas leżą tylko mało efektowne przedmieścia tej półmilionowej metropolii, a downtown czyli centrum (widoczne na zdjęciu poniżej) rozsiadło się po stronie Missouri.

To downtown w Kansas Cty wyróżnia się niesamowitą plątaniną autostrad, estakad, pochylni i rozjazdów. Zanim wjedziecie w ten labirynt wypełniony pędzącymi samochodami radzę dobrze przestudiować trasę.

Dobry pilot wpatrzony w mapę w takich miejscach jest bezcenny. Nam udało się jakoś dotrzeć do naszego motelu 6 na północnych peryferiach, a potem wróciliśmy do centrum na zwiedzanie. Oto Kansas City z bliska:

 

     
     

     
Downtown Kansas City (Missouri) - above and Liberty Memorial (below).  

Na wzgórzu w centrum miasta wzniesiono tu oryginalny pomnik - kolumnę nazywaną Liberty Memorial. W środku kursuje winda dowożąca turystów na taras obserwacyjny na szczycie (normalnie 4 $, ale akurat winda była w remoncie). Ładny widok na centrum otwiera się również od cokołu pomnika. W podziemiach pod pomnikiem jest muzeum I wojny światowej.

     

     
   

W kilka kilometrów w przeciwnym kierunku niż downtown arto odnaleźć dzielnicę Country Club Plaza. Ta nazwa jest bardzo myląca - nie wiadomo właściwie czego oczekiwać. Dopiero na miejscu okazuje się, że są tu fontanny, kawiarniane ogródki i wieża przypominającą jako żywo miasta południowej Hiszpanii. Ale nie jest to wieża kościoła - należy do Cheesecake factory:

     

     
   

Mało kto w Europie wie, ze Kansas City nazywane jest miastem fontann. Ma ich ponoć ponad 200 i wśród miast całego świata ustępuje pod tym względem tylko Rzymowi. Wiele fontann ozdobionych jest ciekawymi rzeźbami  - jak choćby ta - stojaca u wejscia na Country Club Plaza:

     

     
     
IOWA  

Jadąc z Kansas City wzdłuż Missouri dotarliśmy do stanu Iowa. Byłem w stania Iowa. Przez kilka godzin. Tyle trwał przejazd przez ten stan, w którym niestety nie znalazłem nic na tyle ciekawego, aby zboczyć z autostrady. Iowa, którą zobaczyłem to ciągnące się kilometrami płaskie pola i łąki... Sąsiedzi śmieją się z mieszkańców Iowa, że w tym stanie na każdego jednego człowieka przypada osiem hodowanych świń. Nie mam z Iowa ani jednego zdjęcia, które warto by było tu pokazać. Sorry...

     
     
NEBRASKA   

 

 

 

 

 

Stan Nebraska ma tylko 1,8 miliona mieszkańców i dwa tylko duże miasta: Lincoln i Omaha. Aby odwiedzić Omaha przyszło nam znowu wrócić na zachodni brzeg Missouri. Tu, wjeżdżając do nowego stanu niestety nie spotkaliśmy po drodze żadnego welcome center.  Ale i w takich sytuacjach można sobie poradzić - wystarczy zajechać do pierwszego lepszego hotelu w mieście i na pewno coś się znajdzie.   Tak też zrobiliśmy...

 

Old part of Omaha:

 

 

Z mapką bez problemów dotarliśmy do najstarszej części miasta - dzielnicy Old Market zabudowanej ceglanymi domami o trzech-czterech kondygnacjach. Kiedyś było to składy. Dziś dla wielu z nich znaleziono nowe przeznaczenie, tworząc dzielnicę kultury i rozrywki mającą wymiary 3 na 4 blocks (3 na 4 kwartały ulic). Ładnie to wygląda. Tyle tylko, ze takie stare ceglane budynki zamienione na sklepy, kawiarnie i restauracje można spotkać w wielu miastach Stanów...

     

 

 

 

 

 

 

Strategic Air & Space Museum - 30 miles om Omaha:

 

Coś niepowtarzalnego można natomiast odnaleźć 30 mil od Omaha w szczerym polu. To Strategic Air & Space Museum. W czasach zimnej wojny gdzieś tutaj mieściło się dowództwo eskadr strategicznych bombowców przenoszących ładunki nuklearne. Dziś w dwóch wielkich hangarach zgromadzono dziesiątki samolotów różnych typów, a przed wejściem ustawiono międzykontynentalne rakiety:

     

 

 

 

Statki kosmiczne reprezentowane są przez jedną kapsułę "Apollo" i jeszcze dwa inne statki niewielkich rozmiarów. Cała reszta to narzędzia wojny. Wielka gratka dla miłośników lotnictwa. Ale wśród osób znających trochę historię zwiedzanie tej kolekcji musi budzić mieszane uczucia. Bo stoją tu nie tylko takie samoloty, jakie zrzuciły bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki, ale także takie, jakie bombardowały Koreę oraz superfortece, co bombardowały Wietnam.   

     

 

   

Jest bombowiec B-1 (na zdjęciu powyżej) i najnowszy "niewidzialny" myśliwiec SR, helikoptery i tankowiec, który przekazuje samolotom bojowym paliwo w powietrzu. Można też obejrzeć makietę bomby o sile wybuchu 1 megatony. Ot, taka trochę większa beczka... Ale do wnętrz samolotów nie można wchodzić.

     
     

     
     

 

Autostradą I29 zmierzaliśmy potem dalej na północ. Tuż przed Sioux City zwrócił naszą uwagę ustawiony na wzgórzu wysoki obelisk.  Przystanęliśmy zaciekawieni. Okazało się, że to pomnik wzniesiony dla upamiętnienie sierżanta armii USA, członka ekspedycji Lewisa i Clarka, który zmarł właśnie tutaj w trakcie wyprawy. Lewis i Clark - nam to nic nie mówi, ale w Ameryce zna te nazwiska każdy uczeń. Była to pionierska wyprawa przez nieznane wówczas zupełnie tereny Indian. Ekspedycja dotarła do wybrzeża Oceanu Spokojnego i powróciła na wschodnie wybrzeże przecierając szlak dla osadników.

 

 

 

 

 

 

Od stóp obelisku otwierał się widok na rzekę Missouri (zdjęcie poniżej). Tereny po drugiej stronie to już nowy stan na naszym amerykańskim szlaku -  Południowa Dakota.

     

     
    Południowa Dakota ma wiele atrakcji turystycznych i po wizycie w tym stanie oczekiwałem bardzo wiele. O tym, czy oczekiwania się sprawdziły napisałem już na kolejnej stronie...
     
     

 

My hot news from this expedition (in English) you can read in my travel log:  www.globosapiens.net/travellog/wojtekd 

 

 

Notatki robione "na gorąco" na trasie podróży (po angielsku) można przeczytać w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net

     
To the next part of my US report  

Przejście do kolejnej części relacji z USA

   

 

 

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory