tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos

Część III A - CHRISTMAS  ISLAND - part three A                     


Po zwiedzeniu Australii Zachodniej  wyruszyłem z Perth na dwie małe wysepki leżące na Oceanie Indyjskim: Cocos Islands i Christmas Island… Mało kto pamięta o tych niewielkich terytoriach administrowanych przez Australię. Znane przewodniki, jeśli w ogóle o nich wspominają to tylko bardzo pobieżnie. Znaczne oddalenie od macierzystego kraju sprawia, że transport  jest utrudniony i kosztowny.  

Obie wyspy, choć leżą w tej samej strefie klimatycznej różnią się bardzo, jeśli chodzi o krajobraz: Cocos to płaski koralowy atol, który uformował się na szczycie wygasłego podwodnego wulkanu. Christmas natomiast to wypiętrzona w wyniku ruchów tektonicznych wysoka klifowa skała, tylko w kilku miejscach pozwalająca na dostęp do morza.  Tak wygląda Wyspa Bożego Narodzenia z lotu ptaka. Zwróćcie uwagę, że w tej części wyspy nie widać żadnych osiedli ludzkich.  Wyspę oddziela od Perth aż 2600 kilometrów – leży ona znacznie bliżej Indonezji niż macierzystej Australii...  Warto pamiętać, że na Pacyfiku jest jeszcze jedna Wyspa Bożego Narodzenia, należąca do Republiki Kiribati i dostępna praktycznie tylko samolotem odlatującym raz w tygodniu z Honolulu.
 

 

Jedyne regularne połączenie lotnicze z Christmas Island na Oceanie Indyjskim utrzymywane jest przez małą linię National Jet dysponującą samolotem Avro RJ-70 - odpowiednim dla krótkich dróg startowych na wyspach. Brak możliwości uzupełnienia paliwa na wyspach zmusza go do lądowania w drodze z Perth w bazie lotniczej Learmonth na zachodnim wybrzeżu Australii koło Exmouth. Miałem początkowo nadzieję, że uda mi się tam wsiąść do samolotu ograniczając czas i koszt przelotu. Ale niestety, nic z tego nie wyszło. Choć w bazie wypuszczają pasażerów z samolotu do terminalu jest to wyłącznie lądowanie techniczne. Samolot ma tylko 54 miejsca, lata z Perth zazwyczaj dwa razy w tygodniu odwiedzając za każdym razem obie wyspy, ale kierunek lotu po trójkącie zmienia się w następujących po sobie rejsach, co umożliwia odwiedzenie Christms i Cocos w dowolnej kolejności.
Kilka lat temu istniała możliwość dotarcia na Christmas Island także z Dżakarty - samolotem indonezyjskiej linii Merpati. To była najtańsza droga lotnicza na Wyspę Bożego Narodzenia.  Ale w 2003 roku loty zawieszono jako nie spełniające wymogów bezpieczeństwa.  Warto jednak zawsze sprawdzić, czy przypadkiem nie otwarto ponownie tej furtki. Od połowy 2004 roku Garuda zaczęła latać raz w tygodniu z Denpasaru na Bali na Christmas Island. Powrotny bilet typu apex kosztował około 700 AUD.

 

Osiedla ludzkie skupione są w północnej części wyspy - leżą na kilku tarasach rozłożonych jeden ponad drugim: nad samym oceanem położona jest osada nazywana po prostu Settlement z instytucjami, sklepami i małym pomostem portu przy plaży w zatoce Flying Fish Cove (na zdjęciu obok). Po drugiej stronie plaży straszą urzadzenia do załadunku fosforytów. Powyżej – nad Settlementem, na tarasach klifu rozłożyły się osiedla robotnicze: Drumsite, Poon Saan i Silvercity.

Flying Fish Cove - widok z Drumsite

Rozczarują się wszyscy, którzy tak jak ja będą szukać powiązań dzisiejszej Christmas Island z Bożym Narodzeniem.  Jedyną chrześcijańską świątynią na Christmas jest maleńka kaplica katolicka (dumnie nazywana kościołem) schowana gdzieś za urzędem pocztowym. Kiedy zjawiłem się tam na nabożeństwo w niedzielny poranek okazało się, że cała katolicka społeczność wyspy to zaledwie kilkanaście osób, z czego połowa to przebywający tam czasowo wietnamscy azylanci. Katolicki ksiądz przyjeżdża na Christmas Island z Australii tylko raz w roku - przed Wielkanocą.
Na wewnętrznej, bocznej ścianie kaplicy zauważyłem mały obrazek przedstawiający pokłon trzech króli w stajence. I to już wszystko… Oczywiście Boże Narodzenie świętowane jest na wyspie - jako holiday – dzień wolny od pracy. I przez wszystkich obywateli. Ku mojemu zdumieniu okazało się, że wśród nich aż 60 procent stanowią  etniczni Chińczycy. Następna co do liczebności grupa to Malajowie, których jest 21 procent. Biali są w wyraźnej mniejszości.
Niegościnna wyspa zmieniała kilka razy nazwę i położenie na mapach.  William Mynors, który zjawił się u jej brzegów w dzień Bożego Narodzenia 1643 roku nie mógł wprawdzie wylądować, ale nazwa, którą z tej okazji nadał wyspie jak widać przetrwała.  W połowie XIX roku na wyspie odkryto złoża fosforytów, w latach dziewięćdziesiątych rozpoczęła się ich eksploatacja i trwała aż do 1987 roku. To właśnie do pracy w odkrywkowych kopalniach sprowadzono chińskich i malajskich robotników wraz z rodzinami. Bezrobocie i nacisk opinii publicznej spowodował wznowienie eksploatacji fosforytów. Trwa ona do dziś, ale ma ograniczoną skalę, bo złoża są prawie wyczerpane...
Nadlatując nad wyspę sądziłem, że zobaczę żałosny krajobraz podobny do tego, który oglądałem kiedyś na wyspie Nauru na Pacyfiku: nagie skały, pokryte pyłem z wyrobisk. Tymczasem Christmas Island okazała się zieloną, górzystą wyspą z beżowymi plamami odkrywek rozrzuconymi  tylko w południowej części.  Cała reszta wyspy to dżungla – obszar Parku Narodowego. Dawne kopalniane wyrobiska (na zdjęciu poniżej) zarosły i wcale nie rzucają się w oczy...
 

Jak dojechać z lotniska do miasta? Nie ma tu żadnego zbiorowego transportu. Przedstawiciele zarezerwowanych wcześniej hoteli odbierają swoich gości na lotnisku (czasem za dopłatą). Taksówki prywatne (trzy sztuki) są drogie (od 10 AUD za krótki kurs do 30 za kurs z hotelu na lotnisko). Czterogodzinna wycieczka taksówką po wyspie kosztuje 150 AUD.

 

 

Na Christmas Island oficjalnie rządzi tu gubernator  mianowany przez angielską królową.

Tai Jin House – dawna rezydencja gubernatora to jedna z ładniejszych budowli na wyspie. Podczas mojego pobytu mówiło się o zamiarze urządzenia w tym historycznym budynku muzeum.

 

Niedaleko Tai Jin House - na cyplu u wejścia do zatoki znaleźć można baterię, która broniła dostępu do tej jedynej na wyspie przystani. W okresie II wojny światowej wyspę zajęli Japończycy. Do walk nie doszło - hinduscy żołnierze brytyjskich wojsk kolonialnych aby ocalić własną skórę sami wymordowali angielskich oficerów i poddali się Japończykom.

 

Na Christmas Island mieszka zaledwie około 1200 ludzi. Podczas mojego pobytu miałem szczęście trafić na obchody Harmony Day (19 marca) - to święto symbolizuje jedność trzech grup etnicznych zamieszkujących na wyspie: Chińczyków, Malajów i białych. W miejscowej szkole, do której uczęszcza około 400 dzieciaków były występy, na które zostałem zaproszony... Dzieciaki jak widać doskonale się zintegrowały...

 

 

Na imprezie zobaczyłem tańce chińskie...

 

 

a także chiński taniec smoka...

 Najważniejszą siłą polityczną na wyspie są związki zawodowe, to one zorganizowały występy. W dwa dni później było kolejne święto - bodaj Union Day - dzień związków zawodowych z podobnymi występami na świeżym powietrzu, darmowym jedzeniem z ulicznych garkuchni i loterią - lubią tu świętować!

 

 

Na obu imprezach najbardziej podobały mi się pełne wdzięku choć nieco statyczne tańce malajskie...

 

 

Christmas Island ma kształt psa na którego głowie położone jest główne osiedle. Kolorem zielonym zaznaczono na mapie teren parku narodowego... Na szczęście dla turystów władze nie wpadły jeszcze na pomysł, aby pobierać opłaty za wstęp do parku...

Największą atrakcją turystyczną Christmas Island są… kraby.  Nie tysiące, ale miliony tych czerwonych kreatur o wielkości dużej dłoni zamieszkują tutejszą dżunglę. Pod koniec października schodzą masowo w dół – na plaże na okres godów blokując przy okazji drogi i sprawiając nie lada kłopot miejscowym władzom, które zmuszone są nawet ustawiać specjalne znaki drogowe. Widowisko kończy się na początku grudnia, ale to nie znaczy, że poza tym okresem nie widać krabów – widziałem ich setki także w marcu - w dżungli.
 

 

Spotkałem także na drogach i ścieżkach brązowo-błękitne rober crabs - znacznie większe od tych pospolitych – czerwonych. Ten okaz miał jakieś 40 cm po przekątnej!

 

 

A co jeszcze poza krabami warto zobaczyć na wyspie?   Przy portowej plaży we Flying Fish Cove - bez wątpienia najładniejszej i najłatwiej osiągalnej - rozłożył się malajski kampong z ładnym meczetem.

 

 

 

Można bez problemu zajrzeć do tego meczetu - tutejsi muzułmanie są przyjacielscy i najwyraźniej nie prowadzą świętej wojny z niewiernymi...

A to mała taoistyczna świątynia w centrum Settlementu z charakterystycznym piecem do spalania ofiarnych (fałszywych) pieniędzy. W osiedlach robotniczych na górnych tarasach są także małe świątynie taoistyczne i buddyjskie.  Najlepszy widok z klifu na malowniczą zatokę Flying Fish i Settlement otwiera się z Territory Day Park w osiedlu Drumsite (zdjęcie powyżej). Niestety panoramę psują urządzenia do załadunku fosforytów. I to już w zasadzie wszystko, co można obejść pieszo, bazując w hotelu.
 

Aby zobaczyć na wyspie coś więcej trzeba wynająć samochód, najlepiej terenowy, bo dojazd do niektórych atrakcji krajobrazowych jest trudny. To jest najlepsza, ale niestety dość kosztowna metoda zwiedzania wyspy.  Wypożyczenie samochodu np. terenowej toyoty na 24h kosztuje  65 AUD + około 15 AUD na paliwo. Na wyspie dobrze funkcjonuje autostop, tyle, że ruch poza głównym szlakiem Settlement – lotnisko jest niewielki. Wyruszyłem samochodem wzdłuż wschodniego wybrzeża, zaczynając trasę od Settlementu. Na początku były dwa ciekawe cmentarze – chiński  (na zdjęciu obok) i malajski.

 

 

Potem mała strzałka przy drodze wskazała krótką, ale zarośniętą ścieżkę do "The Grotto" -  małej groty w zaroślach na wybrzeżu, gdzie jest czyste  bajorko z dostateczna ilością chłodnej wody, aby zanurzyć w niej spocone ciało. Dalej pasek asfaltu prowadzi na pole golfowe urządzone pod palmami i wreszcie do chińskiej świątyni Bogini Morza (na zdjęciu obok).

 

Christmas Island Resort – to najlepszy na wyspie, drogi ośrodek z kasynem. Stał pusty. Kiedyś przylatywali tu bogaci Indonezyjczycy aby zażywać zakazanej w ich muzułmańskim kraju rozpusty. Potem pojawiły się pogłoski o praniu pieniędzy, a w dodatku zawieszono loty do Dżakarty.  No i klapa... w luksusowym "resorcie" podczas mojego pobytu straszyła przeraźliwa pustka...  Ale może się to zmieni w związku z otwarciem połączenia lotniczego na Bali...

 

Kilka kilometrów za ośrodkiem ukryte są w skalistych zatoczkach małe plaże Lilly Beach i Ethel Beach, połączone ze sobą kilkusetmetrowym drewnianym chodnikiem zbudowanym przez rangerów. Do tych plaż można jeszcze dojechać normalnym samochodem osobowym - do następnych trzeba pojazd z napędem na 4 koła...  Są to czyste plaże, ale niestety zamiast piasku znajdziecie tu drobne kamyki...

 

Wśród bujnej zieleni wystają ostre, koralowe skały. Na wycieczkę w teren trzeba ubrać solidne buty na twardej podeszwie, chroniące kostkę...

Panujący tu klimat to wilgotny tropik. Od grudnia do kwietnia trwa pora mokra - monsunowe deszcze, ale nie znaczy to, że w tym okresie bez przerwy pada. Dzienne temperatury od 22 stopni w sierpniu do 28 w kwietniu.

 

 

A to już Ethel Beach - niedawno zbudowano tu pochylnię do spuszczania na wodę łodzi i motorówek. Są tu także dobre warunki do uprawiania snorkelingu - pod warunkiem, że ocean nie jest za bardzo rozkołysany.

 

Na południowym cyplu wyspy można obejrzeć wciąż eksploatowane wyrobiska fosforytów i stojącą wśród nich małą chińską świątynię. Kiedyś w ten rejon docierała wąskotorowa linia kolejowa - do dziś pozostały resztki stacyjki. Dziś niemrawo budują tu space center czyli kosmodrom, która to inwestycja ma wybawić wyspę z kłopotów finansowych.

 Odgałęzienie drogi prowadzi do blowholes – naturalnych fontann na skalistym wybrzeżu (na zdjęciu obok), które jednak funkcjonują tylko wtedy, gdy jest wysoka fala i to z właściwego kierunku. Jak widzicie po lewej - nie miałem  szczęścia.

 

Po wędrówce do blowholes wróciłem do samochodu -  musiałem okrążyć lotnisko by znaleźć się przy punkcie widokowym Margaret Knoll – z wysokiej platformy na rusztowaniu otwiera się tu szeroki widok na wybrzeże i wzgórza porośnięte gęstą, dziewiczą dżunglą - to teren parku narodowego.

 

 

W parku narodowym Christmas Island gniazduje wiele gatunków ptaków - głównie morskich. A że nie ma tu tłumów turystów to nie są one szczególnie płochliwe - tego brown boobie (zdaje się, ze tak się nazywa) fotografowałem z odległości zaledwie półtora metra. Był trochę zdziwiony...

 

To mój samochód na trasie. Miał na szczęście klimatyzację, bo inaczej w blaszanym pudle w środowisku wilgotnego, dusznego tropiku trudno by było wytrzymać. Wyruszając w trasę warto pamiętać o zabraniu odpowiedniej ilości napojów gdyż w interiorze wyspy nie ma żadnych osiedli, sklepów, stacji benzynowych ani źródeł bezpiecznej wody – wszystkie zapasy na taką wycieczkę trzeba zabrać ze sobą z Settlementu.

 

 

 

Bardzo ładną plażą schowaną pod klifem (schodzi się do niej po solidnej drabinie) jest Greta Beach - mająca kilkadziesiąt metrów szerokości. Od niej pieszy szlak (jakieś pół godziny marszu) prowadzi do położonej jeszcze dalej Dolly Beach – jedynej plaży na Christmas, która ocieniona jest palmami.

 

Zachodnie wybrzeże wyspy jest dzikie i niedostępne. U krańca wyboistego traktu trzeba  zostawić samochód na leśnym parkingu  i następnie dobrze oznaczonym szlakiem można dojść do kilkumetrowego wodospadu Hugh’s Dale – bodaj jedynego na wyspie. Gdy do niego dotarłem okazało się, że to zaledwie strużka wody ściekająca po głazach... Zdecydowanie nie warta wysiłku półgodzinnego marszu... Tym bardziej, że kaskada położona jest w mrocznym lesie.

Druga ścieżka prowadzi od parkingu do punktu widokowego na klifie: Martin Point (zdjęcie obok).  Stąd, szczególnie pod koniec dnia otwiera się wspaniały widok na klify i spieniony ocean - taki jak na zdjęciu obok..

Teraz kilka słów o zakwaterowaniu na wyspie: Na Rocky Point znalazłem prymitywną „Coconut Grove Backpackers Accommodation” gdzie niejaki Billy (tel. 9164 7421) udostępnia pokoje z wiatrakiem po 20 AUD, a inne -  z huczącym klimatyzatorem po 30. W przewodnikach o nim nie piszą. Natomiast najtańszym hotelikiem jest CI Lodge w Poon Saan, gdzie za double room z prysznicem trzeba zapłacić 50 AUD - jest on jednak odległy od turystycznych instytucji głównej, nadmorskiej osady. Hotele nad morzem w Settlement - np "VQ3" żądają za pokój od 100 AUD wzwyż.
 

 

Nasi też tu są!  Polacy z pochodzenia, państwo Nowaccy są właścicielami eleganckiego Mango Tree Lodge – na zdjęciu obok. Pensjonat jest bardzo ładny. Nie obiecujcie sobie jednak po spotkaniu z nimi zbyt wiele. To będzie już raczej australijska gościnność niż polska...   Ale dowiedziałem się od nich, że kapitanem statku zaopatrzeniowego, który średnio raz na miesiąc przypływa tu z Australii jest też Polak.

 

Głodny tramp szuka zazwyczaj taniej i czystej restauracji... W centrum Settlement jest chińska jadłodajnia "Noodle Shop" z daniami od 5 AUD.

Z zaopatrzeniem nie jest tu źle: W każdym z osiedli na tarasach jest przynajmniej jeden sklep spożywczy dobrze zaopatrzony w australijskie towary ...   Przykładowe ceny: chleb 0,5 kg - 3 AUD, puszka mielonki – 3,90, kostka masła – 2,50, puszka parówek – 4, miód 0,5 kg – 4,20, cola 1,25l – 2,70, pocztówka – 1. W biurze informacji turystycznej jest duży wybór widokówek, wydawnictw i pamiątek.

 

Biuro informacji turystycznej - Christmas Island Visitor Information Centre mieści się we Flying Fish Cove tel. +61 8 9164 8382. Kompetentny personel wypożycza również rowery (12 AUD za dzień) i prowadzi Internet cafe (2 AUD za kwadrans). Udziela informacji o możliwości uprawiania snorkelingu i divingu (Christmas Is słynie z doskonałych warunków do nurkowania).  Na lotnisku niestety nie ma żadnego punktu informacji.

Informacje o Christmas Island w internecie znajdziecie pod adresem: www.christmas.net.au    oraz   www.citravel.com.au

 

Jak najtaniej dolecieć na Christmas?  Długie studiowanie taryf zakończyłem wnioskiem, że najtańszym rozwiązaniem będzie jednak wykupienie w agencji w Perth całego „package” - pakietu obejmującego trzy segmenty lotu i zakwaterowanie na wyspach, ponieważ tylko agenci w Australii mają dostęp do specjalnych taryf, niedopuszczonych do powszechnej sprzedaży.  W cenach takich wycieczek występuje sezonowość – najdroższe są wyjazdy w okresie australijskich wakacji, czyli naszą zimą. Planując podróż trzeba też pamiętać o konieczności posiadania wielokrotnej wizy australijskiej – władze imigracyjne Australii traktują wypad na Christmas i Cocos jako opuszczenie terytorium kraju. Odlot w Perth odbywa się z terminalu międzynarodowego, dość odległego od krajowego (zbudowano go po drugiej stronie lotniska).

Agencje w Australii specjalizujące się w organizowaniu wyjazdów na Christmas i Cocos:

Christmas Island Travel tel. +61 8 9481 1200   fax: 9481 2005   info@citravel.com.au

Island Bound Travel tel. +61 8 9381 3644   fax: 9381 2030  info@islandbound.com.au

 

              Pod koniec roku 2006 udało mi się odwiedzić drugą Wyspę Bożego Narodzenia, należącą do leżącego na Pacyfiku państewka Kiribati.  Ba, spędziłem tam nawet święta Bożego Narodzenia realizując marzenie znanej polskiej dziennikarki Elżbiety Dzikowskiej!  Więcej na temat tamtej wyspy Bożego Narodzenia możecie przeczytać w relacji z Siódmej Podróży Dookoła Świata.

 

 

Przejście do kolejnej strony relacji z tej podróży - na Cocos Island 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory

Powrót na początek strony