Część 8 - Part eight - Sikkim 2

tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos

At the beginning of the year 2009 I departed for my eight round-the-world voyage. After a month spent in equatorial Africa I flew to South America for few weeks. Then I turned north to Alaska and crossed the Pacific with stopovers on the couple of tropical islands. On the other side of he ocean I landed in Australia. After visit on Lord Howe and Tasmania I flew onward - to the bottom of Himalaya Mountains. Just  look at the map below:   Na początku 2009 roku wyruszyłem w ósmą podróż dookoła świata. Po prawie miesiącu wędrowania w równikowej Afryce poleciałem ponad południowym Atlantykiem na kilka tygodni do Ameryki Południowej. Potem zawróciłem na północ - aż na Alaskę i przeciąłem Pacyfik zatrzymując się na kilku tropikalnych wyspach. Po drugiej stronie Oceanu Spokojnego wylądowałem w Australii. Po odwiedzeniu wyspy Lord Howe i Tasmanii poleciałem dalej - do stóp Himalajów. Popatrzcie na mapkę poniżej:

     

I wasn't lucky regarding weather during my stay in the capital city of Sikkim - Gangtok. It was cloudy and sometimes it was even raining. I embarked a public jeep to Peelling with a hope for the better at the destination. Pelling is a little township  in the southwest Sikkim famous for the great view of Himalaya.  The ticket for one person cost only 150 rupees.  Book a day in advance to get the best places no. 1 & 2 - near the driver...

 The route was very picturesque - the narrow road was climbing up to the ridges and then descending  down to the valleys to cross the rivers by the narrow bridges. Some of them (see bottom picture) were suspension bridges with a limited load capacity. It was the real road to the clouds - very often I saw the clouds at our foots...

When we finally reached our destination I found out that it is hard to call Peelling beautiful. Its trashy housing is spread along the main Genzing - Yuksom road. Beginning of the settlement  is located on the pass and the hotels located there one by one have the best view of the mountains. It is worth to visit few hotels before you will make a choice. I stayed in "Norbu", where they charged 400 rupees for the night - recommended! See the view from "Norbu" on the right...

Himalaya Mountains were completely covered by clouds when I arrived to Pelling.

Local agents offer excursions to he tourist attractions of the area. It is worth to know, that some of hem you can visit on your own - walking. I started from the old Pemayangtse monastery. To get there you have to follow main road back in the Genzing direction trough the nice pine forest. At the ornate gate you must turn to the narrow road heading uphill.

First building you will see is a little, new pavilion (picture on the right column) housing prayer wheel of enormous size. It is very impressive - even in Tibet I did not see such a huge wheel. The lady has a problem to move it.   

On the picture down on the right column you can see the main monastery's temple. There was only one friendly monk. When he went for the moment out of the temple I had a chance to take few pictures in the interior. You can see below the monks' benches - where they sit during ceremonies.

 

Then I photographed the main altar decorated with flowers and a main statue on the altar. Sorry, I am not sure if this is Lord Buddha or maybe one of the holy Dalai lamas:

 

 Podczas pobytu w stolicy Sikkimu - Gangtoku w pierwszych dniach kwietnia nie miałem szczęścia do pogody: było pochmurno, a okresami nawet padał deszcz. Z nadzieją wsiadłem do publicznego jeepa jadącego do Pellingu - miasteczka w południowo- zachodniej części stanu, słynącego ze wspaniałego widoku Himalajów. Radzę wykupić bilety z jednodniowym wyprzedzeniem - wtedy jest szansa, by dostać najlepsze miejsca - nr 1 i 2 (koło kierowcy). Bilet kosztuje tylko 150 rupii. 

Malownicza trasa to wspinała się na górskie grzbiety, to spadała w doliny, by przekraczać rzeki po wąskich mostach. Niektóre z nich (jak ten po lewej) były mostami wiszącymi o ograniczonej nośności - na moście w danej chwili mógł być tylko jeden samochód. Była to prawdziwa droga nad chmurami - często mieliśmy obłoki u stóp...

 Gdy w końcu dotarłem do celu okazało się, że Pelling raczej trudno nazwać pięknym miastem. Jego kilkupiętrowa, byle jaka zabudowa rozciągnięta jest wzdłuż przelotowej drogi z Genzing do Yuksom. Początek miasteczka usadowił się na przełęczy i hoteliki, które właśnie tu są zlokalizowane oferują najciekawszy widok na okolicę. Zanim zdecydujecie, co wybrać odwiedźcie kilka sąsiadujących ze sobą noclegowni. Standard jest bardzo zróżnicowany. Ja wybrałem pokój z łazienką z widokiem na góry w "Norbu". Kosztował 400 rupii za noc - polecam!. Z okna widać było nie tylko góry, ale i pozostałą część miasteczka rozciągniętą w kierunku Yuksom: 

Ale tego dnia wysokie Himalaje całkowicie tonęły w chmurach...

Miejscowi agenci-pośrednicy oferują wycieczki jeepem do atrakcji turystycznych w okolicy. Ale ja wiedziałem że przynajmniej do części z nich można dotrzeć piechotą - na własną rękę. Na pierwszy ogień poszedł stary klasztor Pemayangtse. Aby dotrzeć do jego ozdobnej bramy (poniżej) trzeba cofnąć się około 2 km szosą w kierunku Genzing przez piękny iglasty las.

Przy ozdobnej bramie - takiej jak na zdjęciu powyżej trzeba skręcić w wąską drogę biegnącą w górę, przejść pod kolejną bramą i wkrótce już widać: najpierw taką oto nową budowlę z wielkim młynem modlitewnym w środku:

Przyznam, że ten potężny bęben ze świętymi wersetami (z bliska macie go na zdjęciu po lewej) zrobił na mnie wrażenie - takich kolosów nie widziałem nawet w Tybecie. Pani widocznej na zdjęciu z największą trudnością udało się wprawić młyn w ruch. 

Korzystając z chwilowej nieobecności mnicha zrobiłem kilka zdjęć we wnętrzu: po lewej u góry to ławy w których siedzą mnisi podczas wspólnych modlitw. A poniżej - główny ołtarz z posągiem. Niestety nie jestem pewien czy to Budda czy jeden ze świętych dalajlamów :

 

     

Pemayagtse Monastery was build on a hill. From the left corner of the temple building you will see in the distance the ruins of the second capital of Sikkim - Rabdentse. To reach  them you have to go back to the main road and turn left. After about 2 kms walk there will be walkway to the left (another 500 m). Entry to the ruins is free but you will pay 25 rupees if you use video camera. Rabdentse was the capital of Sikkim from 17th to 19th century. Local ladies wear noserings: 

It was already the dusk when I returned to my hotel in Pelling. Soon it became very cold. Cheap hotels have no heating. So after the big cup of hot tea I went to the bed. Fortunately I stayed alone in the twin room and it was possible to use two quilts. I survived!

 

Klasztor Pemayangtse zbudowano na wzgórzu. Z lewego narożnika klasztornego budynku widać w dali, na innym wzgórzu ruiny drugiej stolicy Sikkimu - Rabdentse. Aby do nich dojść trzeba jednak wrócić do głównej szosy i iść nią dalej w kierunku Gezing około 2 km. A potem kolejne pół kilometra ułożonym z kamieni chodnikiem. Wstęp do starannie odrestaurowanych ruin nic nie kosztuje. Ale trzeba zapłacić za filmowanie 25 rupii - jeśli znajdzie się dozorca. Uwaga na agresywne małpy!  Rabdentse było stolicą Sikkimu od XVII do XIX wieku.

 

Zmierzało się już gdy dotarłem z powrotem do mojego hoteliku w Pellingu. Po zmroku zrobiło się nagle bardzo zimno. W tanich hotelikach nie ma ogrzewania. Pozostało mi zatem pośpiesznie wysiorbać kubek gorącej herbaty i wejść pod dwie kołdry. 

Alarm clock woke me up at 5.30. It was worth to get up early. Ten minutes later the rising sun shined already on the white summits of Himalaya. I saw the massive Kanchenjunga - the third peak on our Earth - 8598 m high (on the picture below) and also few lower peaks. Below the peaks - in the valley there was still the ocean of clouds. This was the moment I was dreaming about! After 20 minutes the curtain of the clouds covered the panorama. 

 

Nastawiłem budzik na 5.30 i nie zawiodłem się: dziesięć minut później słońce zabłysło na odsłoniętych, ośnieżonych szczytach, które zamykały horyzont. Widać było masywną Kanczendzongę (na zdjęciu poniżej)  i  kilka sąsiednich szczytów. W dolinie poniżej zalegało morze białych chmur. To był ten moment o którym marzyłem!  Po 20 minutach kurtyna chmur się zasunęła, by odsłonić się ponownie na jakiś kwadrans o 6.30. Ale to był już koniec spektaklu - więcej tego dnia Kanczendzongi nie widziałem...

     

Normally they charge 1500 rupees for the full day tour from Pelling to the waterfalls and holy places on the way to Yuksom. This is the cost of whole jeep. I found two companions, and we paid 500 each - very reasonable price.  After a weak breakfast (bread, jam and butter only - no eggs in a hotel or in a shop) we started at 8.30 a.m. Our young driver spoke very little English so I prepared on a piece of paper a list of places to visit.  Narrow road took us on the slopes of the mountains giving us a chance to enjoy panoramic views of the little villages and miniature fields on the terraces. The road was partly paved, partly gravel. But there were also section with holes and through the landslides...

People, who live here without electric power or reliable water pipes are very poor. Villages are rare. But the forest scenery around is very picturesque. 

On the right column picture you can see how they pave the roads. Everything is made by hands...

The first tourist attraction on our route was Rimbi Fall (on the picture below) located just by the road. It disappointed me. As you can see it is only the week stream of water dripping down from the height of around 80 meters... 

Driving further we passed through several suspension bridges: 

 

Normalne właściciele miejscowych jeepów biorą 1500 rupii za całodniową wycieczkę po okolicy - do wodospadów i świętych miejsc przy trasie do Yuksom. 1500 rupii to koszt całego jeepa. Udało mi się znaleźć jeszcze dwóch innych podróżników i zapłaciliśmy po 500 rupii...  Po skromnym śniadaniu (chleb, masło i dżem, bo okazało się, że ani w hotelowej restauracji ani w sklepiku nie ma jajek) o godzinie 8.30 wyruszyliśmy na trasę. Młody kierowca słabo mówił po angielsku więc na wszelki wypadek wszystkie obiekty, które mieliśmy odwiedzić spisałem mu na kartce... Wąska droga biegła zboczami gór otwierając przed naszymi oczami widoki na zawieszone na przeciwległym stoku maleńkie wioski i poletka na wąskich tarasach - takie jak na zdjęciu obok.

Droga miejscami była asfaltowana, miejscami szutrowa, ale zdarzały się też odcinki prowadzące przez wyboje i skalne rumowiska.  Kolejne zdjęcie przedstawia, jak prowadzone są tu prace związane z układaniem asfaltowej nawierzchni (mijaliśmy kilka takich miejsc). Wszystko odbywa się ręcznie! Tłuczenie kamieni na drobny tłuczeń, który dodaje się do roztopionego na ognisku lepiku. Układanie warstwy większych, na którą wyleje się warstwę lepiku, rozgarnianie lepiku. Tylko dyszący walec jest mechaniczny. ale biegną za nim dwaj chłopcy z bańkami, polewając wodą wielki wał.

Pierwszą atrakcją turystyczną na trasie był Wodospad Rimbi (na zdjęciu obok) spływający ze skalnej ściany tuż przy szosie. Dla mnie jego widok był małym rozczarowaniem. Jak sami widzicie, jest to zaledwie wąska strużka wody spadająca po kamieniach z wysokości około 80 metrów. Ale moim towarzyszom się podobał - wszystko zależy od tego, co się wcześniej w świecie widziało!   

 

Postój trwał może kwadrans. Potem ruszyliśmy dalej kołysząc się w kałużach, podskakując na dziurach i cierpliwie czekając na mijankach. Czasem zauważywszy pojazd zbliżający się z naprzeciwka trzeba się cofnąć do rozszerzenia jezdni, aby go przepuścić... Kierowcy są spokojni i wyrozumiali - nikt tu nikomu nie posyła "wiązanek"... 

 

 

Bardzo emocjonujące chwile przeżywaliśmy pokonując kolejne wiszące mosty przerzucone ponad górskimi rzekami - tak jak ten na zdjęciu poniżej. Akurat był naprawiany...  

 

     

Kanchenjunga Fall was the second waterfall on our route. As you can see on the picture below it is only 20 m high but the volume of the water is much bigger. So the rumble and hum are also more impressive then at Rimbi. There is about 100 m walk by path from the stalls on the main road to the fall... It is a nice spot:

From the main road heading to Yuksom you have to turn left uphill to get to the sacred lake Khecheopari. The road ends in the little settlement where  you will leave the car . Then there is about 15 min walk through the nice forest. On the bank of the little lake you will see old, very small gompa built of timber and stone - see it on the right column. Along the bank there are many long strings with the prayer flags.

But the most interesting stuff is the wooden pier running into the lake with bells and lines of prayer wheels on both sides. I did not see anything like this in the Buddhist temples before. of course if you want to enter the pier you have to remove your shoes.

 Then we were driving another half an hour, passing next suspension bridge. Just after the bridge was the trailhead and stairs heading to the Phamrong waterfall. i did not see any other tourist here - that's pity because Phamrong is the most interesting of the three falls seen during the Pelling - Yuksom tour.

Phamrong Fall is also unusual: as you can see on the picture there is a drop - cascade in the upper part of he fall and a long slide of water on the monolith rock in the lower part.

Continuing our route to Yuksom we met few cars decorated with Sikkim's national flags. I recognized that it was the propaganda action before the elections carried out few days later.

All the way to Yuksom there were beautiful mountainous landscapes. We wee driving  empty roads. It was very different from the crowded rest of India... 

We reached Yuksom at 2 p.m. I found it very pleasant. We were already hungry. In the thatched arbor (see picture above) in front of the only "restaurant" I enjoyed two plates of tasty momo dumplings, 15 rupees each (in the tourist Pelling they cost 25). The supply of goods is very limited - basic stuff is for sale in the little shacks, mini-shops on the stilts (see picture on the right column).  Yes, there is one bigger shop - very important for the trekkers - Yuksom is the trailhead for the people taking multi-day trek to the bottom of Kanchenjunga. From Yuksom Kanchenjunga is not visible.

Right in the center of the village you will see first gompa - Kathok Wodsallin Gompa:

The most important gompa - Dubdi - is up on the hill who dominate over Yuksom. But to get there you will need at least 40 minutes walk each way - I did not have such a time... 

Foreigners are coming to Yuksom mostly just for few hours - to see the remains of the first capital of Sikkim. Main structures are located in Norbugang Park - on the little hill at the end of settlement. After 10 minutes walk from the road and sacred Khatok Lake I found there four structures: old gompa (locked), ornate pavilion housing enormous prayer wheel (on the picture below), huge white chorten and coronation throne made of stones (picture on the right column) where first chogyal - king of Sikkim was coronated by 3 Tibetan monks in 1641.  

On the return leg we met a "public" jeep - as you can see on the peripheral roads where police is not present you can travel also on the roof of the jeep - paying lower fee.

 

 

Kolejnym wodospadem na naszym szlaku był Kanchenjunga Fall (na zdjęciu obok) - ten ma zaledwie jakieś 20 metrów wysokości, ale za to wolumen spadającej wody jest tu większy. Zatem i wrażenia akustyczne- szum i huk są bardziej efektowne. Do wodospadu trzeba dojść ścieżką od stojących przy szosie kramików z napojami - jakieś 100 metrów. Potem skacząc po kamieniach można dostać się nad sam staw u podnóża kaskady - by zrobić pamiątkowe zdjęcie. 

Z głównej drogi do Yuksom trzeba było zjechać w lewo w górę, aby dotrzeć do świętego jeziorka Khecheoparli. Droga kończy się w małym przysiółku, gdzie przy kilku mizernych sklepikach trzeba zostawić samochód. Jakiś kwadrans szedłem następnie drogą przez las. Nad niewielkim jeziorkiem stoi stareńka gompa zbudowana z kamieni i drewna (na zdjęciu poniżej). Nie jest to żadne dzieło architektury, ale wygląda bardzo autentycznie. Wzdłuż brzegu jeziorka rozwieszone są sznury modlitewnych chorągiewek.

Ale najciekawszą rzeczą nad Khecheoparli jest wybiegający w jeziorko drewniany pomost z dzwonkami i rzędami modlitewnych młynków po bokach. Czegoś takiego w buddyjskich świątyniach jeszcze nie widziałem. Oczywiście, aby wejść na pomost trzeba zdjąć obuwie...

Potem było kolejne pół godziny jazdy, pokonaliśmy kolejny wiszący most i zraz za nim zaczynają się schodki prowadzące do wodospadu Phamrong. Tu już wcale nie widać turystów, a chyba niesłusznie, bo Phamrong jest najciekawszym spośród trzech wodospadów, które ogląda się podczas wycieczki z Pelling do Yuksom. Jest przy tym bardzo oryginalny: jak widać to na zdjęciu poniżej u góry ma kaskadę wolno spadającej wody która opada na nachyloną litą skałę i ześlizguje się po niej spienioną wstęgą...

Na drodze do Yuksom spotkaliśmy samochody udekorowane flagami Sikkimu. Okazało się, że to akcja propagandowa przed wyborami, które miały się odbyć za kilka dni.

Aż do Yuksom towarzyszyły nam wspaniałe górskie krajobrazy. Puste drogi. Jakże to odmienny krajobraz od zatłoczonej reszty Indii!

Yuksom do którego dotarliśmy o 14.00 okazał się bardzo sympatyczną miejscowością. Byliśmy już głodni. W altanie krytej strzechą należącej do jedynej miejscowej "restauracji" zjadłem z apatytem dwie porcje pierogów momo po 15 rupii  (w turystycznym Pellingu są droższe - 25). Zaopatrzenie jest tu bardzo skromne, w budkach na palach, pełniących funkcję sklepików można dostać tylko podstawowe artykuły: 

Na szczęście dla turystów, jest też jeden nieco większy sklep. Na szczęście, bo Yuksom jest punktem początkowym wielodniowej trasy trekkingowej prowadzącej pod Kanczendzongę. Niestety usytuowanie Yuksomu w dolinie sprawia, że Kanczendzongi stąd nie widać. Może właśnie dlatego nie zbudowano tu jeszcze takich piętrowych hoteli jak w Pellingu. Na zdjęciu po lewej widać pierwszą gompę - to nowa Kathok Wodsallin Gompa. Najważniejsza i najstarsza gompa w Yuksom - Dubdi - zbudowana została na zalesionym wzgórzu nad osadą - to niestety minimum 40 minut marszu w każdą stronę - tyle czasu niestety już nie miałem.

Przeciętny turysta przybywa do Yuksom na kilka godzin - zobaczyć pozostałości po pierwszej stolicy Sikkimu. Budowle zgrupowane są w tzw. Norbugang Park - na wzgórku, około 10 minut od głównej drogi i świętego jeziorka Kathok. W "parku" znalazłem cztery obiekty: Starą, zamkniętą gompę, ładnie zdobiony pawilon z olbrzymim młynem modlitewnym wysokim na jakieś 5 metrów (na zdjęciu po lewej), wielki biały czorten i wreszcie zbudowany z kamienia tron, na którym w 1641 roku trzej mnisi przybyli z Tybetu koronowali pierwszego władcę Sikkimu - chogyala. Ten tron oczywiście sfotografowałem:   

W drodze powrotnej z Yuksom spotkaliśmy "publicznego" jeepa jadącego do osady. Jak widać na peryferyjnych górskich drogach, gdzie nie ma policji można podróżować także na dachu (przypuszczam, że za obniżona opłatą. Do Pellingu dotarliśmy dopiero o zmroku. To był długi i ciekawy dzień. Aby go pełniej wykorzystać radzę wam wyruszyć w trasę już o 7.00.

 

On he next it was the time to say goodbye to Sikkim. I was traveling - of course by the next jeep - to Silguri in West Bengal. It is a long way - ticket cost 175 rupees. For the foreigner it is still not much regarding that you are getting 50 rupees for one dollar. We departed at 7.30.  Mountain road descended first to Legship, and then took us along the river to Jorethang. The road construction is difficult in Sikkim - just look at this picture:

Before the border crossing post in Melli Indian passengers in our jeep bought few bottles of alcohol in the well-supplied liquor shop. Alcohol is less expensive i Sikkim. Indian government has made Sikkim a tax-free zone. India invested a lot of money into road building, electricity, water supplies and local industry.

Just before Siliguri, in the point where the river leaves mountain valley I had a chance to take the picture of the nice bridge (picture on the right column). Years ago I crossed the river by this bridge coming back from my expedition to Bhutan...

In Siliguri our public bus sleepy colonial throw us out just on unknown courtyard. It was extremely hot. It was hard to believe that in the early morning the temperature was freezing. It was necessary to take a rickshaw - it took me for 30 rupees to the main street where another jeeps going to the Nepaleese border were waiting.  But about my way to Nepal you will read on the next web page...

 

Następnego dnia zamierzałem pożegnać Sikkim. Jechałem  -oczywiście kolejnym jeepem - do Siliguri w Zachodnim Bengalu. To daleka droga - bilet kosztuje aż 175 rupii. Aż - dla miejscowych, ale zważywszy, że 1 dolar wart jest aż 50 rupii, dla polskiego trampa nie jest to wielka suma. Jeep odjechał o 7.30. Górska droga prowadziła w dół do Legship, a potem wzdłuż rzeki do Jorethangu.  Trudno tu budować drogi - często osuwają się w dół - popatrzcie na zdjęcie obok.

Przed przejściem granicznym w Melli jadący ze mną Hindusi zaopatrzyli się w dobrze zaopatrzonym sklepie w alkohol, który w Sikkimie jest znacznie tańszy. Rząd Indii by ściągnąć do anektowanego stanu inwestorów i turystów uczynił z niego strefę wolnocłową wydając jednocześnie wielkie kwoty na budowę dróg, elektryfikację i przemysł.

Tuż przed wjazdem do Siliguri, tam, gdzie rzeka wypływa z górskiej doliny i rozlewa się po nizinie udało mi się sfotografować most, przez który przejechałem wiele lat temu wracając z wyprawy do Bhutanu. Mijała piąta godzina jazdy.

W Siliguri nasz publiczny jeep wyrzucił nas po prostu na jakimś podwórku. Z nieba lał się żar tropiku - nie chciało się wierzyć, że rano, tam w górze szczękałem zębami. Musiałem wziąć rowerową rikszę za 30 rupii, która zawiozła mnie do miejsca na przelotowej ulicy, gdzie stały kolejne jeepy jadące do nepalskiego przejścia granicznego. Ale o tym napisałem już na kolejnej stronie...

     

   

 

Sikkim i jego górskie drogi wspominam z dużym sentymentem. Sikkim jest najczystszym z 22 stanów Indii. Może dlatego, że wprowadzono tu zakaz sprzedaży towarów w plastykowych torebkach, a dla tych, co zanieczyszczają górskie rzeki przewidziano kary. Cieszę się także, że udało mi się zobaczyć trzeci szczyt świata - ośnieżoną Kanczendzongę.

I like very much mountainous Sikkim. I think it is cleanest one of the 22 states of India. State government has earned a reputation as the most environmentally aware in India, banning plastic bags and fining people who pollute rivers. I was also very happy to see snowy Kanchenjunga - the third peak on our Earth

     

You can read hot news from the road as usual in my travel log -  here.

 

 

Zapiski robione na gorąco na trasie znajdziecie jak zwykle w dzienniku podróży. 

 

To the next part of my 8RTW report  

Przejście do kolejnej części relacji z 8RTW

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory