2013

tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos

 

Returning from the interesting expeditions I always try to write a travel report - to share my updated knowledge and to help other travelers in their preparations to the voyage. A lot of such reports you can already see on my website - sorry - most of them in Polish only.  New reports require work and time. Unfortunately it is now harder and harder for me to find the time.  On this page you will see some interesting pictures from the last years. They are waiting to be used in the coming reports. I hope to write them someday...    

 

Po powrocie z każdej ciekawej podróży staram się napisać ilustrowany raport, by podzielić się moją świeżo zdobytą wiedzą i w ten sposób pomóc innym podróżnikom w ich przygotowaniach do wyjazdów. Wiele takich raportów znajdziecie już na moich stronach. Niestety pisanie tych raportów to praca pochłaniająca sporo cennego czasu. Nie zawsze mogę znaleźć ten czas... Na tej stronie znajdziecie co ciekawsze zdjęcia do tematów, które czekają na przygotowanie raportów. Mam nadzieje, że kiedyś doczekają się one osobnych stron... Niektóre już się doczekały...  

     
     
     

The end of each calendar year in Poland is a time of  the rainy weather, cold, short and dark days. That's why I try to  to travel each autumn to warmer regions of the world, to know new places, take a look at the previously visited places from a new perspective and experience new adventures. Also in the year 2013 I made such a trip. It began on the flight from Warsaw to New York - for the first time in my life I flew Boeing 787 - Dreamliner operated by LOT. It turned out that this type of aircrafts are quieter and have (even in economy class) enough room for my long legs. Unfortunately, the level of service can not be improved ...

 

Koniec każdego kalendarzowego roku to w Polsce czas dżdżystej lub śnieżnej pogody, chłodu, krótkich i ciemnych dni. Dlatego staram się wykorzystać ten czas na podróże do cieplejszych regionów świata, by poznać nowej miejsca, spojrzeć na te wcześniej odwiedzone z nowej perspektywy i przeżyć nowe przygody. Także i w roku 2013 odbyłem taką podróż. Rozpoczęła się ona od lotu do Nowego Jorku - po raz pierwszy w życiu leciałem boeingiem 787 - Dreamlinerem eksploatowanym przez LOT. Okazało się, że samoloty tego typu są cichsze i mają nawet w klasie ekonomicznej dość miejsca na moje długie nogi. Niestety poziom obsługi się nie polepszył... 

     

One-day stay in New York allowed me recall the well-known places in the city that "never sleeps". Evening Times Square is lit now with even more commercials. I also had a chance to look at the city from a new vantage point - the top terrace of Rockefeller Center (look at the photo above - you can see there even the Central Park!)

 

Dzień pobytu w Nowym Jorku pozwolił mi przypomnieć sobie dobrze znane miejsca w tym mieście, które "nigdy nie śpi". Wieczorny Times Square rozświetlony jest jeszcze większą ilością reklam. Miałem też okazję popatrzeć na miasto z nowego punktu obserwacyjnego - ze szczytowego tarasu na Rockefeller Center (to zdjęcie powyżej - widać na nim Central Park!)

I was eagerly awaited the long-distance train journey, which was to begin in New York. The first of its passage led from a bit dirty Pennsylvania Station to Chicago. The first time I traveled by train in the U.S. and in the lowest class, which here is called a "coach". It was a completely new experience! After a short stay in Chicago I jumped on another train going through the Rocky Mountains, the picturesque state of Utah and Nevada deserts up to San Francisco. On the mountain station Fraser where they  let us for a moment to get off  white snow was lying, and the temperature dropped below zero Celsius.

 

Niecierpliwie oczekiwałem na długodystansową podróż pociągiem, która miała się rozpocząć w Nowym Jorku. Pierwszy jej fragment prowadził z zapyziałej Pensylwania Station do Chicago. Po raz pierwszy podróżowałem przez USA pociągiem i to w najniższej klasie, która tu nazywa się "coach". To były zupełnie nowe doświadczenia! Po krótkim pobycie w Chicago pojechałem kolejnym pociągiem dalej: przez Góry Skaliste, malowniczy stan Utah i pustynie Nevady aż do San Francisco.  Na górskiej stacyjce Fraser gdzie pozwolili nam na moment wysiąść leżał śnieg, a temperatura spadła poniżej zera: 

     

     

San Francisco is one of my favorite cities. Due to its unusual location, the scenery of the hills and uncommon architecture. I have not been there for 20 years so I was pleased to walk once again the Fishermen Wharf and Chinatown and to enjoy the view of one of the most beautiful bridges in the world - the Golden Gate:

 

San Francisco to jedno z moich ulubionych miast. Decyduje o tym jego niezwykłe położenie, sceneria wzgórz i nietuzinkowa architektura. Nie byłem tam od 20 lat więc z przyjemnością spacerowałem raz jeszcze po Fishermen Wharf i Chinatown i na nowo cieszyłem oczy widokiem jednego z najpiękniejszych mostów na świecie - Golden Gate:

     

 

In San Francisco, I rented a car to drive (in three daily stages) famous of scenic views stretch of highway number 1 - along the Pacific Coast down to Los Angeles. It was a ride on the high cliffs, which opened the great views of the mountains and the unspoiled beaches. It turned out that California's Highway 1 is worth its fame:

   

W San Francisco wynająłem samochód by przejechać nim (w trzech dziennych etapach) słynny z malowniczych widoków odcinek szosy numer 1 - wybrzeżem Pacyfiku aż do Los Angeles. Była to jazda po wysokich klifach, z których otwierały się wspaniałe widoki na góry i na dziewicze plaże. Okazało się, że kalifornijski Highway 1 wart jest swojej sławy:

     

I made many detours from it to explore the old Spanish missions, but also old lighthouses and nature reserves - as Guadalupe Dunes (photo below) or a colony of elephant seals at Piedras Blancas (pictured on the right column)

 

Zbaczałem z niego, by zwiedzać stare hiszpańskie misje, ale także stare latarnie morskie czy rezerwaty przyrody - jak diuny Guadalupe (zdjęcie na sąsiedniej kolumnie) czy kolonia słoni morskich w Piedras Blancas (na zdjęciu poniżej).

 

 

 

Samochodowa trasa skończyła się w San Pedro koło Los Angeles, gdzie czekał na nas w porcie piękny biały statek. Wyruszyłem nim dalej na południe - przez Kanał Panamski - aż na Florydę! Na początku zawijaliśmy do portów Meksyku i Kostaryki. Wiele spośród nich znałem z moich poprzednich podróży. Ale starałem się odwiedzać w tych portach nowe miejsca. Była to także okazja, by poznać nowych ludzi. Latynosi są bardzo przyjacielscy:

 

My car tour ended in San Pedro near Los Angeles, where beautiful white ship was waiting for us at the port . It was scheduled to sail to the south - via the Panama Canal - up to Florida! At the beginning we visited several ports of Mexico and Costa Rica. Many of them I knew from my previous voyages. But I tried to visit in those ports new places. It was also an opportunity to meet new people. Local people - as you can see on the right column - are very friendly.

 

The biggest highlight of this cruise was no doubt a full day's passage through the Panama Canal. Although I have seen the channel locks from the land, but now I know that watching the operation of this engineering marvel from the deck of the ship provides a much more interesting experience. We had on board a special commentator, explaining the operation of the all equipment to keep the channel. Despite the tropical heat most of the day I spent on the deck. Here are the Gatun locks:

 

Największą atrakcją tego rejsu było bez wątpienia całodzienne przejście przez Kanał Panamski. Widziałem wprawdzie śluzy kanału od strony lądu, ale teraz już wiem, że obserwowanie działania tego cudu techniki z pokładu statku dostarcza   znacznie ciekawszych wrażeń. Mieliśmy na pokładzie specjalnego komentatora, objaśniającego na bieżąco działanie urządzeń kanału. Mimo tropikalnego upału większość tego dnia spędziłem na pokładzie. Oto śluzy Gatun: 

But also after passing through the channel one more pleasant surprise was waiting for me: the old Cartagena - Colombian port with a rich history and great old architecture. Today I know that it is Cartagena is the most interesting and most beautiful old architecture complex in the Caribbean. Wandering almost the entire day among the historic buildings there I took many interesting photos that I'm going to show on a separate page. Let this image will  an example of what you can see in Cartagena:

 

Ale i po przejściu przez kanał czekała na mnie jeszcze jedna miła niespodzianka. Stała się nią stara Cartagena - kolumbijski port o bogatej historii i wspaniałej starej architekturze. Dziś wiem, że to właśnie Cartagena jest najciekawszym i najpiękniejszym zespołem starej architektury w basenie Morza Karaibskiego. Snując się niemal cały dzień wśród zabytkowych budowli zrobiłem  tam wiele ciekawych zdjęć, które zamierzam pokazać na osobnej stronie. Niech to zdjęcie będzie przykładem tego, co w Cartagenie można zobaczyć:   

We said goodbye to our ship in Miami, Florida. I was not in a hurry to return to the cold and rainy Europe. I spent two more days at the beach in Miami Beach (pictured below) enjoying the sun and warm sea. It turned out that in the vicinity of the famous beach you can find quite affordable budget hotels - they offer even the common kitchen, where guests get ready his own, cheap meals.

 

Nasz statek pożegnaliśmy w Miami na Florydzie. Wcale mi się nie spieszyło do powrotu do zimnej i dżdżystej Europy. Spędziłem jeszcze dwa dni na plaży w Miami Beach (zdjęcie poniżej) ciesząc się słońcem i ciepłym morzem. Okazało się, że w sąsiedztwie słynnej plaży znaleźć można całkiem niedrogie hoteliki - nawet z kuchnią, w której goście przyrządzają sobie własne, tanie posiłki.

Huge areas of wetlands of Florida are converted to the Everglades National Park. When I previously stayed in Miami I haven't been there so it was a good opportunity for taking a half-day trip to the park. Tourists explore the Everglades aboard just such a strange boat called the airboat. Flat-bottomed boat is powered by a large propeller located behind the skipper of this extraordinary vessel:

 

Olbrzymie połacie mokradeł Florydy zajmuje Park Narodowy Everglades. Ponieważ wcześniej tam nie byłem była to dobra okazja dla odbycia półdniowej wycieczki do parku. Everglades zwiedza się na pokładzie takiej oto dziwnej łodzi zwanej airboatem. Płaskodenna łódź napędzana jest wielkim śmigłem umieszczonym z tyłu za sternikiem tego niezwykłego statku:

     

 

Podczas rejsu widzieliśmy mniejsze i większe aligatory. Ale z bliska można było im się przyjrzeć podczas specjalnego show organizowanego przez rangerów na koniec pobytu w parku. Niektóre gady pozowały tam do zdjęć z otwartą paszczą - jak ten na zdjęciu obok.  :)

During the airboat trip we saw smaller and larger alligators. But up close you could look at them during a special show organized by the rangers at the end of your stay in the park. Some big reptiles posed for pictures there with an open mouth - like the one in the picture above. :)

 

From sunny Florida, via New York flew off into the dark and cold of Europe. The only satisfaction was that a lot of miles appeared again on my frequent flyer account   - I will soon be able soon to claim another free ticket. Map this trip and more photos I will published already on a separate page of my site: Back to America.

I published also short messages from the route, as always, in my travel travel log on globosapiens.net  website (in English).

 

 

Ze słonecznej Florydy przez Nowy Jork odleciałem do ciemnej i zimnej Europy. Jedyna pociecha, że dzięki temu na moim koncie frequent flyer znów przybyło sporo mil - wkrótce będę mógł wystąpić o kolejny bezpłatny bilet. Mapkę tej podróży oraz więcej zdjęć umieściłem już na osobnej stronie mojego serwisu: Powrót do Ameryki.

Krótkie wiadomości z trasy tej podróży znajdziecie jak zawsze w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net 

 

     
     

 

On the eve of All Saints' Day 2013 I happily returned from another great trip. It was already my eleventh voyage around the globe. And as I wrote in my travel log I did not want to beat any records but I use a simple logic: if anyone already sailed from America to Asia, then there is no point in returning to Europe via America. Just such a simple approach  created this eleventh loop... The first visited place was Vancouver in Western Canada. It was a pleasure to see again this beautiful city and its surroundings. I met there outstanding Polish sailor - Jurek Kuśmider - see the picture on the right column.

In Vancouver I embarked the ship, which at the beginning sailed Inside Passage  along the coast of Alaska, allowing me to enjoy the famous glaciers - see College Fjord on the pictures below:

And then the ship crossed the North Pacific heading for Asia. It was for me something completely new, because I had never sailed all the Pacific aboard the ship.

 

W wigilię Wszystkich Świętych 2013 roku wróciłem szczęśliwie z kolejnej wielkiej podróży. Była to już moja jedenasta  wyprawa wokół globu. I jak to napisałem w dzienniku podróży nie chodziło mi o bicie jakichkolwiek rekordów ale o zwykłą logikę: jeśli ktoś już przepłynie z Ameryki do Azji to nie ma sensu wracanie do Europy przez Amerykę. I tak powstała ta jedenasta pętla... Pierwszym etapem podróży był Vancouver w Zachodniej Kanadzie. Z przyjemnością przypomniałem sobie to piękne miasto i jego okolice. Spotkałem tam także wybitnego polskiego żeglarza - Jurka Kuśmidera:

W Vancouver wsiadłem na statek, który początkowo płynął wzdłuż wybrzeży Alaski pozwalając mi oglądać słynne lodowce (na zdjęciu poniżej macie Harvard Glacier w College Fjord), a potem przeciął Północny Pacyfik kierując się do Azji. To było dla mnie coś zupełnie nowego, bo nigdy dotąd nie pokonałem Pacyfiku na pokładzie statku.

After visiting several ports in Japan, Russia and South Korea I said goodbye to a ship in the Chinese port of Tianjin. Then, traveling mostly by train  I went to see unknown to me places in the North China: Old Dragon's Head where the Great Wall reaches the sea, The Canyon of Changbai Mts (below) and the palace of the last emperor of China in Changchun - on the right column.

Low-cost airline Air Asia  took me then to a warm Malaysian Borneo where I observed the wild orangutans, admired Mount Kinabalu and getting to know the culture of the various tribes living on the big island.

Another big island, which was visited was Indonesian Sumatra. There I was sailing the famous Lake Toba, but much more I was impressed by the picturesque volcanic Lake Maninjau (see the picture below).

I will publish also short messages from the route, as always, in my travel travel log on globosapiens.net website (in English).

 

Po odwiedzeniu kilku portów w Japonii, Rosji i Korei pożegnałem statek w chińskim porcie Tianjin. Podróżując głównie pociągami dotarłem potem do kilku nieznanych mi miejsc w Północnych Chinach: do Głowy Starego Smoka, gdzie Wielki Mur dociera do morza, do drugiego Zakazanego Miasta w Shenyang, do Kanionu w Górach Changbai (zdjęcie na lewej kolumnie) i pałacu ostatniego cesarza Chin w Changchun:

Tania linia lotnicza Air Asia zabrała mnie następnie do ciepłej Malezji, gdzie na Borneo podpatrywałem żyjące na wolności orangutany,  podziwiałem Mount Kinabalu i poznawałem kulturę poszczególnych plemion mieszkających na tej wielkiej wyspie. Udało mi się zobaczyć w dżungli kwitnącą raflezję - największy kwiat naszego globu.

Drugą wielką wyspą, którą odwiedziłem była indonezyjska Sumatra. Tam pływałem po słynnym Jeziorze Toba, ale znacznie większe wrażenie zrobiło na mnie malownicze wulkaniczne Jezioro Maninjau koło Bukittinggi (na zdjęciu poniżej).

Krótkie wiadomości z trasy tej podróży znajdziecie jak zawsze w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net 

     

     

During this great journey I met hundreds of people of different nationalities, races, different faith and beliefs. Openness to them meant that they were always pleasant and often very funny meetings, allowing both parties to better understand each other. I had a lot of fun. On the right column, for example, see me with the Muslim students in Indonesia.

 

And below is a frog seller from Song Jang He market in Manchuria:

This trip is definitely worth a comprehensive report. The first series of pictures you can already see by clicking here: 11RTW.

 

Podczas tej wielkiej podróży spotykałem setki ludzi różnych narodowości, ras, różnej wiary i poglądów. Otwartość w stosunku do nich sprawiała, że były to zawsze miłe, często bardzo zabawne spotkania, pozwalające obu stronom bliżej się poznać. Mnie dostarczyły wiele radości. Tu na przykład muzułmańskie studentki z Indonezji:

A obok - to sprzedawca żab z Mandżurii.    Ta podróż warta jest na pewno obszernego sprawozdania. Pierwszą serię  zdjęć możecie już teraz zobaczyć klikając tutaj: 11RTW.

     
     
     

In April I returned happy and full of new, positive impressions from the Laughing Islands  :)  I call them so for my own use - for simplicity, because how else to call it when one of them is called Chichi, and the second Haha?  They lie in the Pacific Ocean, separated from the homeland of Japan by the distance of a thousand kilometers! These one thousand kilometers occurred to me to beat on the ship "Ogasawara Maru" in one bedroom with one hundred twenty Japanese - like on the picture ...

The expectations come true. When I got to the islands I met there those smiling and friendly people. How can you not love them?

During my stay on Ogasawara I was there probably the only foreign visitor... English is rarely spoken there... The life of westerner is not easy...

 

W kwietniu wróciłem szczęśliwy i pełen nowych, pozytywnych wrażeń z Roześmianych Wysp :)  Nazwałem je tak na własny użytek - dla uproszczenia, bo jakże nazywać je inaczej, gdy jedna z nich nazywa się Chichi, a druga Haha?  Leżą na Pacyfiku i dzieli je od macierzystej Japonii odległość aż tysiąca kilometrów! Te tysiąc kilometrów przyszło mi pokonać na pokładzie statku "Ogasawara Maru", w jednej sypialni ze stu dwudziestoma Japończykami, śpiącymi  jeden obok drugiego - tak jak na zdjęciu obok... 

Moje oczekiwania się sprawdziły. Gdy w końcu dotarłem na te wyśnione wyspy codziennie spotykałem tam uśmiechniętych i życzliwych ludzi. Jak tu takich nie kochać?:

Przyszło mi być jednym zachodnim turystą na Wyspach Ogasawara. Życie takiego turysty nie jest łatwe. :)  Nie tylko dlatego, że angielski jest tam językiem nieznanym. Na japońskiej diecie z ryżu, zupki miso i wyschniętych ryb wytrzymałem trzy dni. Potem na szczęście zaprzyjaźniona sklepowa "zorganizowała" dla mnie bochenek chleba - taki jak na zdjęciu obok.

Ogasawara, zaliczona przez UNESCO do Światowego Dziedzictwa dzięki swojej unikalnej przyrodzie zaskoczyła mnie swoją urodą... Wspinałem się tam na wulkaniczne szczyty dla widoków, a z pokładu motorówki oglądałem tam wieloryby:

 

Only 2000 people live on Chichi, on Haha you will find them even less (only 400).

Ogasawara, included in the UNESCO World Heritage List due to its unique nature surprised me with its beauty ... I climbed there of the volcanic peaks for the great views. From the deck of the little motorboat I was watching the whales (see the picture on the right column).

 

 

Sometimes, wandering alone well-maintained mountain trails for half a day I have not seen another tourist. Under such conditions the receiving of surrounding untouched nature by the  traveler is very different. It was worth to climb the highest peak of Ogasawara (on the Haha island) for such a view:

 

Zdarzało się, że samotnie wędrując dobrze utrzymanymi górskimi szlakami przez pół dnia nie widziałem innego turysty. W takich warunkach zupełnie inaczej odbiera się otaczającą podróżnika dziewiczą, tropikalną przyrodę. Warto było wspiąć się na najwyższy szczyt Ogasawary (na wyspie Haha) dla takiego oto widoku:

     

Of the 40 small and large islands of Ogasawara (formerly known as the Bonin Islands)  only two are inhabited- just Chichi and Haha. The rest of the islands you can reach by motorboat or renting a fishing boat, but this costs a lot of money, because Japan is generally very expensive for the traveler. I was able to visit with a small group only a little Minami-jima island, famous for its rock bridge:

 

Spośród 40 mniejszych i większych wysp Ogasawary (kiedyś Ogasawarę nazywano Bonin Islands) zamieszkane są tylko dwie - właśnie Chichi i Haha. Na pozostałe wyspy można popłynąć wynajmując motorówkę lub kuter rybacki, ale na to trzeba bardzo dużo pieniędzy, bo Japonia generalnie jest dla podróżnika bardzo drogim krajem. Udało mi się z małą grupą odwiedzić tylko niewielką wysepkę Minami-jima, słynną ze swego skalnego mostu:

 

     

When I was boarding the ship to sail back to Tokyo I regretfully said farewell to the Laughing Islands. Despite the language barrier, I managed to make friends with many residents of Chichi and Haha. I intend to develop a separate web page on the Ogasawara islands as part of my series "World of Islands", complete report in five pieces (probably the most comprehensive in the net) you can find already here.

 

Gdy przyszło mi wracać do Tokio z żalem żegnałem Wyspy Roześmiane. Mimo bariery językowej zdążyłem się zaprzyjaźnić z wieloma mieszkańcami Chichi i Haha. W ramach mojego cyklu "Świat wysp" już opracowałem osobną, obszerną stronę internetową poświęconą wyspom Ogasawara, kolejnych pięć części znajdziecie już tutaj. O ile mi wiadomo, nie ma w światowej sieci obszerniejszego raportu z Ogasawary.

 
     
     

Just before Easter of 2013 I got back from another long journey. I call this trip The Voyage around the Americas. Something like this in the history of my wandering around the world have not yet been! In the good and bad of this theorem sense. The journey began unluckily: first flight from Gdansk to Frankfurt shortly after the start turned back due to a technical fault. The flight was completely canceled, I lost the connection to Tobago, which Condor flies only once a week. When I reported to the office LOT they declared  that I could go via the same route a week later. :) There was an alternative route via the U.S., but LOT said that he could not issue me a ticket for this route because they do not have agreement with the Caribbean line, which appeared at the end of the flight ... They could not ...  I, the humble passenger I could! And three days later I reached Tobago with this line,  flying via Barbados. After that everything went "like clockwork." Tobago amazed me with its untouched nature. I was going around by local buses.

 

Przed świętami Wielkiej Nocy 2013 wróciłem z kolejnej dalekiej podróży. Nazwałem tą podróż podróżą dookoła Ameryk. Czegoś takiego w historii mojego wędrowania po świecie jeszcze nie było! W dobrym i złym tego twierdzenia znaczeniu.  Podróż zaczęła się feralnie: samolot LOTu z Gdańska do Frankfurtu zawrócił wkrótce po starcie ze względu na techniczną usterkę. Lot został całkowicie odwołany, straciłem połączenie na Tobago, na które Condor lata tylko raz w tygodniu. Gdy zgłosiłem się do biura LOT oświadczono mi, że mogę polecieć tą samą trasą za tydzień. :) Alternatywna trasa przez USA była, ale LOT oświadczył, że nie może mi wystawić na tą trasę biletu, bo nie ma umowy z linią Caribbean, której lot występował w końcówce...  Nie mógł...    Ja, skromny pasażer mogłem i trzy dni później doleciałem tą właśnie linią na Tobago przez Barbados. Potem już wszystko poszło "jak po sznurku".

Tobago zachwyciło mnie swoją dziewiczą przyrodą. Zwiedzałem je lokalnymi autobusami.

 

 

 

 

I also found a Polish footprint on Tobago: Great Courland Bay and the remains of the fort built sometime by the Duke of Courland - Polish vassal. You can find more Tobago pictures here.

After saying goodbye to the beautiful beaches of Tobago (pictured above) and the friendly inhabitants of this island. I flew onward to Jamaica. I have already been to Jamaica, but only to the north coast of this big island. Jamaica has a very interesting history - the present capital Kingston was once the capital of the Caribbean pirates. So I started from Kingston, which unfortunately still has opinion to be not very safe city . I stayed in the old pirate port of Port Royal - in the only hotel "Morgan's Harbour" 

I managed to visit without the unpleasant adventures Port Royal and Kingston, where you can see well preserved colonial buildings and the Queen Victoria still standing there on a pedestal in the main square of the city:

 

Then I went to the west coast of the island, famous for its beautiful beaches. It is here that the majority of tourists from America and Europe is landing. From Montego Bay I organized a trip to the mountainous interior of the island where you can watch the daily lives of Jamaicans. By the way, I could take a picture of YS Fall - supposedly the most beautiful waterfall in Jamaica: 

 

Odnalazłem też polski ślad na Tobago: Wielką Zatokę Kurlandzką i pozostałości fortu zbudowanego kiedyś przez kurlandzkiego księcia - lennika Polski.  Z żalem żegnałem piękne plaże (na zdjęciu obok) i przyjacielskich mieszkańców tej wyspy. Stworzyłem już osobną stronę o Tobago w ramach mojego cyklu "Świat wysp".  Znajdziecie ją tutaj: TOBAGO.

Z Tobago poleciałem na Jamajkę. Byłem już kiedyś na Jamajce, ale tylko na północnym wybrzeżu tej dużej wyspy. A przecież Jamajka ma bardzo ciekawą historię - jej obecna stolica Kingston była kiedyś stolicą karaibskich piratów. Zacząłem więc od Kingston, miasta które ma niestety wciąż opinię niezbyt bezpiecznego. Zatrzymałem się tam w dawnym pirackim porcie Port Royal - w jedynym czynnym tam hotelu "Morgan's Harbour" 

Udało mi się bez nieprzyjemnych przygód zwiedzić Port Royal, a następnie Kingston, w którym zachowały się budowle z czasów kolonialnych, a królowa Wiktoria wciąż stoi na cokole na głównym placu miasta (fotka obok).

Potem udałem się na zachodnie wybrzeże wyspy, słynące z pięknych plaż. To tutaj przylatuje czarterowymi samolotami większość turystów z Ameryki i Europy. Z Montego Bay zorganizowałem sobie wycieczkę do górzystego wnętrza wyspy. gdzie można podglądać codzienne życie Jamajczyków. Przy okazji mogłem sfotografować YS Fall - najładniejszy podobno wodospad Jamajki:

 

Local minibuses  took me then to the fashionable holiday resort Negril, famous not only with the seven-mile beach, but also with sections of cliff edge.

 

Lokalnymi mikrobusami dotarłem potem do modnego wczasowiska Negril, słynącego nie tylko z siedmiomilowej plaży, ale także z odcinków klifowego brzegu.

Directly from Montego Bay American Airlines took me to Las Vegas. Not for gambling, but to rent a car and to drive to the National Parks. I did not expect that there will be so much of snow in the mountains of Utah and Colorado:

I was impressed by the colors of Antelope Canyon:

 

Then I was driving to the covered by snow Black Canyon and to the Great Sand Dunes National Park at the bottom of snowy peaks:

 

Prosto z Montego Bay kolejny samolot zabrał mnie do USA, gdzie zatrzymałem się w słynnym mieście hazardu i rozrywki Las Vegas. Od czasu mojego ostatniego pobytu w Las Vegas wyrosły kolejne imponujące wieżowce. Ale wciąż można dostać tam pokój w dobrym hotelu za cenę łóżka w hostelu, bo właściciele tych obiektów liczą, że gość zostawi sporo pieniędzy w ich kasynie.

W Las Vegas wypożyczyłem samochód by dotrzeć do kilku parków narodowych USA - tych powszechnie znanych, by zobaczyć jak wyglądają zimą i tych nieznanych - do których dotychczas nie dotarłem. Już pierwszego dnia rozpoczęła się przygoda - jechałem podrzędnym górskimi drogami w śnieżycy. Nie wszędzie mogłem w taką pogodę dojechać. Ale dotarłem do słynnego Antelope Canyon, a następnie do malowniczej Monument Valley, gdzie wprawdzie śniegu już nie było, ale szalał wiatr.

 

 

 

 

 

 

Dalej jechałem przez stan Colorado, wspinając się do zasypanego śniegiem i bardzo dzikiego Czarnego Kanionu - Black Canyon. Wielkim zaskoczeniem był dla mnie Great Sand Dunes National Park - nie przypuszczałem, że jego piaszczyste wydmy wyrastają wysoko tuż u stóp ośnieżonych gór!

Zawróciwszy w kierunku Pacyfiku odwiedziłem ponownie Wielki Kanion. A dzięki temu, że dysponowałem samochodem mogłem spojrzeć na kanion z zupełnie nowych punktów widokowych. To było bardzo intensywne zwiedzanie - chciałem zobaczyć jak najwięcej. 

Turning back toward the Pacific I visited again the Grand Canyon. And thanks to the fact that I had a car I had a chance to look into the canyon from a completely new vantage points. It was very intense tour - I wanted to see as much as possible!

 

 

I saw also windy Monument Valley:

 

        Przejechałem także przez słynną Monument Valley:

 

     

I returned the car in Long Beach, near Los Angeles. There  was waiting for me nice ship sailing south - toward the end of America. The ship was big, and I was booked as usual for the cheapest inside cabin. However, this did not matter anyway because I spent most of the day on board or ashore, visiting the area.

 

 

Samochód oddałem w Long Beach koło Los Angeles, gdzie czekał już statek płynący na południe - aż na kraniec Ameryki. Statek był wielki, a ja płynąłem jak zwykle w najtańszej, wewnętrznej kabinie. Nie miało to jednak znaczenia bo i tak większość dnia spędzałem na pokładzie, lub na lądzie, zwiedzając okolicę.

 

 

 

 

 

 

 

 

Płynęliśmy z Kalifornii na południe odwiedzając po drodze znane i nieznane porty. W niektórych (jak na zdjęciu obok - w Arica) w związku z przybyciem statku organizowano barwne folklorystyczne występy.

 

We were sailing from California to the south visiting known and unknown ports. In some of them (like on the picture - in Arica) local authorities organized colorful folk performances just for the arrival of the ship .

The biggest attraction of the cruise was supposed to be a two-day cruising through the Chilean fjords - it was printed in the cruise program. The line, however, deceived passengers and the fjords for unexplained until the end reasons were missed. I was not happy...

Największą atrakcją rejsu miała być dla mnie dwudniowa żegluga przez chilijskie fiordy - to było wydrukowane w programie rejsu. Linia jednak oszukała pasażerów i przez fiordy z niewyjaśnionych do końca, a więc wstydliwych dla linii przyczyn nie popłynęliśmy. Wysłałem do prezydenta linii żeglugowej reklamację - ciekawe jak zareaguje.

 

 

Płynęliśmy za to przez legendarną Cieśninę Magellana, a następnie przez Kanał Beagle, który "odcina" południową część Ziemi Ognistej, oglądając spływające z gór Ziemi Ognistej lodowce:

 

Instead we sailed through the legendary Strait of Magellan   and then through the Beagle Channel, which "cuts" the southern part of Tierra del Fuego, watching the glaciers streaming down from the mountains of Tierra del Fuego :

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Gdy żeglując po silnie wzburzonym oceanie, przy porywistym wietrze dotarliśmy w końcu do Przylądka Horn tonął on we mgle i mimo okrążenia całej wyspy Hornos tylko przez krótkie chwile widać było jej skały. Gdy byłem przy Hornie 16 lat wcześniej miałem więcej szczęścia - świeciło wtedy słońce!

 

When, sailing the highly turbulent ocean, with gusty winds we finally reached Cape Horn it was drowning in the fog. We were sailing around the Hornos Island but the rocks of the cape were visible only during brief moments. When I was at the Horn 16 years before I had more luck - then the sun was shining!

 

 

Mountain scenery of Tierra del Fuego I saw on this trip, was the most impressive:

 

Górskie krajobrazy Ziemi Ognistej zaliczam wciąż do najpiękniejszych widoków, które zobaczyłem podczas tej podróży:

     
     

 

 

W powrotnej drodze na północ - do Buenos Aires miałem jeszcze okazję zobaczyć Półwysep Valdes - rezerwat przyrody umieszczony na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Rezerwat był jednak zamknięty ze względu na zniszczenia dróg spowodowane przez ulewne deszcze, które kilka dni wcześniej przeszły nad okolicą. Zamiast tego wybrałem się do największej podobno w Ameryce kolonii pingwinów Magellana na Punta Tombo.

 

On the way back north - to Buenos Aires, I still had the opportunity to see the Peninsula Valdes - a nature reserve located by UNESCO on World Heritage List. Reserve, however, was closed due to road damage caused by heavy rains, which a few days earlier passed over the area. Instead I visited the Magellanic penguin colony in Punta Tombo.

 

 

Po miesiącu żeglugi pożegnałem statek w Buenos Aires, skąd wróciłem do Gdańska korzystając z bezpłatnego biletu otrzymanego za mile wylatane z sojuszem Star Alliance.     Krótkie wiadomości z trasy tej podróży znajdziecie jak zawsze w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net  Mapkę podróży i więcej zdjęć z tej nietuzinkowej podróży  umieściłem już na osobnej stronie Around Americas.

After a month of sailing aboard the ship I said goodbye to the crew in Buenos Aires. Two days later I returned to Gdansk with free tickets received per miles flown with the alliance Star Alliance. To see more pictures from this voyage click here: Around Americas

I published also short messages from the route, as always, in my travel travel log on globosapiens.net website (in English).

 

More  

 

 

 

 

 

To my "travel snapshots" from the previous years                                            Przejście do migawek z podróży wcześniejszych lat

 

 

Back do the main directory                                                        Powrót do głównego katalogu