cz. III - ZACHÓD          -        Part three - THE  WEST

Tekst i zdjęcia - Wojciech Dąbrowski © - text and photos


In December 2012 I got to the exotic and rarely visited Yemeni island called Socotra. After a short visit of Hadibu - tiny capital of the island I started the exploration of the interior with 4WD car and local guide. Part one of my report is related to the north of the island. Part two describes the east of Socotra: dunes of Hayf and Arher, Homhil Protected Area and great Hoq Cave. Then we turned to the western part of the island...

 

W grudniu 2012 roku dotarłem na egzotyczną i rzadko odwiedzaną jemeńską wyspę o nazwie Sokotra. Agencja turystyczna na Sokotrze załatwiła wizę i była organizatorem całego pobytu na Sokotrze - od wylądowania na wyspie do odlotu. W ramach uzgodnionej kwoty ok. 80 dolarów na każdy dzień pobytu zapewniała noclegi, transport samochodem terenowym, pełne wyżywienie i przewodnika. Po zwiedzeniu niewielkiej stolicy wyspy - Hadibu wyruszyliśmy terenowym samochodem do wnętrza wyspy, by poznać jej niezwykłe krajobrazy i unikalną przyrodę, a następnie wspiąć się na najwyższy masyw górski wyspy - Skand.  O tym fragmencie podróży napisałem w pierwszej części relacji.  W trakcie  następnych dni eksplorowaliśmy wschodnią część wyspy: diuny w Hayf i Arher, rezerwat przyrody w Homhil i wreszcie wielką i piękną jaskinię Hoq. O tej części pobytu napisałem w części drugiej relacji. Po wyjściu z jaskini nie tracąc czasu skierowaliśmy się na zachód wyspy...

Głównym celem była druga co do wielkości osada na wyspie - Qalansiya. Jak widać na mapce poniżej, mieliśmy tego popołudnia do przejechania prawie całą długość Sokotry. Przypomnę, że wymiary wyspy to w przybliżeniu 130 na 30 kilometrów...

 

 

 

Północne wybrzeże Sokotry jest bardzo malownicze. W niewielkich rybackich wioskach wyciągnięte na piasek odpoczywają kolorowe łodzie. Już teraz z tworzywa. Ale kiedyś były drewniane i to dla tych łodzi, aby się nie rozsychały rybacy budowali z kamienia niskie hangary. Te długie i wąskie hangary funkcjonują do dzisiaj. Widać je po lewej stronie zdjęcia:   

Northern coast of Socotra:    

 

Coastal villages are built of local stone:

 

Jadąc wzdłuż wybrzeża w kierunku zachodnim mijaliśmy niewielki wioski zbudowane z kamienia - budulca, który dostępny jest na miejscu i to w nieograniczonej ilości:

 

Russian T-34 tank

 

 

Ale na wybrzeżu zobaczyć można także pozostawione relikty z poprzedniej epoki: radzieckie czołgi T-34.  Zardzewiałe i bezużyteczne, z lufami skierowanymi w ocean.

W czasach, gdy Jemen był podzielony na dwa państwa: północ i południe Jemen Południowy, budujący u siebie socjalizm sympatyzował ze Związkiem Radzieckim. ZSRR miał za przyzwoleniem lokalnego rządu bazę wojskową na strategicznie położonej Sokotrze. Potem Jemen się zjednoczył, ZSRR upadł i Rosjanie z Sokotry wyjechali pozostawiając czołgi. Nie były krzykiem nowoczesności, więc nie opłacało się ich wywozić. Lata mijały, czołgi rdzewiały... Dziś podobnie jak białe meczety w wioskach mogą być atrakcją dla nielicznych turystów.  

Qadama area:

 

Na zdjęciu poniżej pokazałem górzysty krajobraz w okolicy Qadama. To już zachodnia część wyspy. Dobra, asfaltowa szosa wspina się tu na małą przełęcz, z której otwiera się widok na okolicę - aż po ocean.

W tej części wyspy nie ma lasów. Zbocza łagodnych gór porośnięte są trawą, co umożliwia hodowlę kóz i bydła. Od czasu do czasu w krajobrazie pojawiają się małe, samotne zagrody otoczone płotem z kamienia. To tu mieszkają jemeńscy pasterze. 

 

 

Oceniałem według mapy, że do celu dzisiejszej podróży mamy kilkanaście kilometrów - nie więcej niż 20 minut jazdy gdy samochód nagle zjechał z szosy nad niewielki potok. Powód? Przewodnik i kierowca zaplanowali sobie tutaj muzułmańską modlitwę (na zdjęciu obok). Nie mogli poczekać, aż dotrzemy do osady!    My za to musieliśmy cierpliwie poczekać, aż oni skończą....

 

To pasmo wzgórz doprowadzi was do Qalansiya:

This range will lead you to Qalansiya:     

Plantation of the date palms at the entry to Qalansiya:

 

 

Wjeżdżając do Qalansiya najpierw widzi się dużą palmiarnię. To oczywiście palmy daktylowe. Daktyle od najdawniejszych czasów stanowiły ważny element diety Arabów.

Administrative center of the West Socotra does not look very impressive:

 

Drugie miasteczko Sokotry i administracyjne centrum Zachodniej Sokotry nie wygląda zbyt imponująco. Ulice poprowadzone między kamiennymi domami nie mają tu wcale nawierzchni, a każdy przejeżdżający pojazd podnosi tumany pyłu, który osiada na tych pięknych palmach:

Gdy przyjechaliśmy mała Qalansiya wyglądała jak wymarła. Blaszane drzwi domów i nieliczne okna były na głucho zamknięte. Mówiono mi, że mieszka tu niecały tysiąc ludzi...

Próbowałem szukać najważniejszych obiektów w tej osadzie. Znalazłem nowy meczet - przypuszczam, że zbudowany za pieniądze arabskich pobratymców z krajów, które mają ropę i gaz.

A ten nowy budyneczek to siedziba władz w Qalansiya. Sprawiał wrażenie pustego i niezagospodarowanego. Na Sokotrze widziałem wiele takich opuszczonych publicznych budowli, których budowę, czy wykończenie w pewnym momencie przerwano. Zdaje się, że w chwili, gdy w Jemenie zaczęła się ostatnia rewolucja. Wyschły widać źródła finansowania.

Public buildings in Qalannsiya. 

Rusted Soviet tanks in Qalansiya. Since a long time they are out of order byt it is still military area.

Na łagodnym zboczu ponad miasteczkiem jest coś, co miejscowi nazywają military area. Żołnierzy tam nie widziałem, ale fotografowanie w tym miejscu nie jest mile widziane. Wśród naszych arabskich gospodarzy wystąpiła tu ostra różnica zdań. Kierowca nie chciał stanąć, bo nie wolno. Przewodnik widać rozumiał, że okopane, pordzewiałe czołgi to nie jest żadna tajemnica wojskowa. No to szybciutko pstryknąłem kilka fotek mających historyczną wartość. I pojechaliśmy!

View from Qalansiya view point on the little pass above the settlement:.   

W Qalansiya jest piękny punkt widokowy na małej przełęczy którą znajdziecie ponad morzem - na krańcu grzbietu górskiego, który wprowadza do miasta. Otwiera się tu widok w dwie strony - na wschód na lagunę i długą plażę na mierzei tej laguny (macie go na zdjęciu poniżej) oraz na zachód - na rybacką przystań i zachodni przylądek wyspy.

Long Beach:

 

A to zbliżenie na zachwalaną przez przewodników Long Beach. Długa jest na pewno, pustynna - bo nie widać na niej śladu roślinności. Ale kolor tego piasku na zdjęciu nie jest taki dziewiczy - to biel wpadająca w szarość. Trudno ocenić, czy to skutek zanieczyszczeń, czy naturalny kolor. W każdym razie jest to dobre miejsce dla długich spacerów...

     

 

 

Detwah Lagoon at the bottom of the high hill:

 

 

U stóp wysokiej skały rozłożyła się Laguna Detwah - odcięta od morza mierzeją z Long Beach. Ta laguna ma status obszaru chronionego, bo czasem pojawiają się na niej flamingi. Niestety nie było ich tam podczas naszego pobytu.

     

Lagoon of Qalansiya:

We spent a night in the primitive camp on the coast of the Detwah Lagoon:

 

Po zjechaniu z przełęczy do osady skierowaliśmy się już inną drogą nad lagunę. Jest tam małe obozowisko (czytaj: dwie wiaty i w odległości aż 100 m od nich budka z azjatycką ubikacją oraz zbiornik ze słodką wodą). Przy tym zbiorniku można sobie zafundować tzw. "bucket shower" - mycie polegające na polewaniu się wodą z użyciem wody czerpanej z wiaderka przy pomocy kubka. Dobre i to... Tylko ta odległość do toalety! Może być za daleko, gdy kogoś mocno przyciśnie i za późno będzie na 100-metowy sprint przez piasek i krzaczki...

Wziąwszy "prysznic" jeszcze za dnia (elektryczności tu naturalnie nie ma) wybrałem się na spacer wzdłuż laguny, gdzie znaleźć można takie oto muszelki, jak na fotce obok (ich wywóz jest zabroniony). Wdrapałem się też na małe, kamieniste wzgórze, by raz jeszcze sfotografować lagunę. Obozowisko jest schowane po lewej stronie:

 

W nocy źle spałem, bo wiatr miotał namiocikiem. Trzeba było rozstawić go pod wiatą!

Rano mieliśmy wyruszyć łodzią za ten przylądek:  

 

 

 In the next morning we were ready for the boat excursion from Qalansiya to Shouab Beach - see the map below:

 

To miała być kolejna wielka przygoda. Mieliśmy popłynąć rybacką łodzią z Qalansiya na odludną plażę Shouab. Trasa ta na mapie zaznaczona jest przerywaną linią. Tłumaczenie arabskich nazw na angielski nie zawsze jest jednoznaczne, spotkałem różne wersje. Dlatego proszę wybaczyć mi literowe różnice, które tu czasem występują. 

 

 

 

Fishing boats on Qalansiya beach:

 

 

Gdy rankiem pojawiliśmy się w rybackiej przystani czyli na "miejskiej" plaży w  Qalansiya słońce było widać tylko na samych szczytach otaczających gór. Ze dwa tuziny kolorowo malowanych łodzi wyciągniętych było na piasek. 

Ale mimo pozornego bezruchu tętniło już tutaj życie. Rybacy z Qalansiya zastawiają sieci na noc i przed świtem płyną zobaczyć i wyciągnąć zdobycz. Pojawia się ona potem na plaży i póki świeża, jest rozdawana ziomkom i sprzedawana obcym ludziom:

 

Fishermen's Beach in Qalansiya:

Na rybacką plażę w Qalansiya przychodzą też staruszkowie, którzy już sami nie wypływają w morze. Ale jest to dla nich jakieś wydarzenie, urozmaicające monotonię życia. Jest z kim pogadać i pochwalić tych, co wrócili z morza. A efekt połowu tego ranka był niezły. Przydarzył się nawet mały rekinek:

 

   

On the beach we met our skipper - Ahmed: 

 

Nie każdego dnia stan morza pozwala wypłynąć z turystami na wycieczkę. Ale poprzedniego wieczoru  spotkaliśmy naszego szypra, który oświadczył, że nie przewiduje wiatru i zbyt wysokiej fali. Miał na imię Ahmed. Zrobiłem mu zdjęcie - i wyszedł chyba jeden z lepszych portretów przywiezionych z tej podróży. Proszę bardzo: Ahmed Szyper. 

Ahmed's boat:

 

Łódź Ahmeda w porównaniu z innymi jednostkami była okazała. Wsiadaliśmy "na mokro" z podwiniętymi nogawkami. Nasi przewodnicy nie mieli tego problemu: wystarczyło, ze podnieśli nieco swoje spódniczki:

First cap on our route, we met there the dolphins:

 

Ahmed Szyper uruchomił silnik i popłynęliśmy w kierunku skalistego przylądka. Cały rejs miał trwać około 1,5 godziny w każdą stronę.  Gdy osiągnęliśmy przylądek zaczęło trochę bardziej bujać, ale pojawiły się także pływające parami delfiny. Niestety pojawiały się na powierzchni tylko na mgnienie oka i nie udało mi się zrobić im porządnego zdjęcia...

Na pokładzie mieliśmy dodatkowego pasażera. On także miał na imię Ahmed i właśnie skończył 65 lat. Nie wiedziałem jeszcze że Ahmed Stary żyje samotnie przy odległej, rajskiej plaży...

 

Our extra passenger was 65 years old. His name was also Ahmed... I called hid Old Ahmed.

 

Od pierwszego przylądka płynęliśmy bardzo blisko brzegu. Pozwalało to podziwiać formy skalne, zwaliska głazów, groty i miniaturowe plaże. Na jednym z wielkich obłamów skały u stóp wysokiego klifu rosły sobie drzewka (zdjęcie poniżej):

 

 

From the first Cape we sailed very close to the shore. This allowed to admire the rock formations, boulders, caves and miniature beaches

We could also observe waterfowl from a boat: the local gulls, terns and gannets. Birds were not  timid at all, as they see the people and the boats rarely.

 

 

Mogliśmy też obserwować z łodzi wodne ptactwo: tutejsze mewy, rybitwy i głuptaki. Ptaki nie były wcale płochliwe, tak jakby łodzie i ludzi oglądały rzadko:

Black cormorants are also present there:

 

 

Na skalnych ścianach gniazdują tam także duże rodziny czarnych kormoranów: 

 

 

 

Wreszcie zobaczyłem długą i pustą plażę - to była nasza docelowa Shouab Beach! Wylądowaliśmy na jej skraju pod tą różową skałą... Nasi gospodarze popłynęli za przylądek łowić ryby. A my... - Macie 3 godziny czasu na pływanie, plażowanie i zdjęcia...  - powiedział nasz Adnan.

The first thing that caught my eye on a few dozen meters wide clean sand were numerous mounds...

 

 

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy na szerokim na kilkadziesiąt metrów czyściutkim piasku to liczne kopczyki:

 

 

 

Okazało się, że to mieszkanka tutejszych krabów mających jakieś 20-25 cm rozpiętości szczypiec. Rzadko widać te kraby widują ludzi, skoro pozwalają podejść do siebie na kilka metrów i pozują do zdjęcia:

 

Crabs from Shouab Beach:  

 

   

 

 

Jeśli skierować wzrok w głąb lądu to tam, gdzie kończy się piasek można zobaczyć coś w rodzaju niziutkich wydm, pokrytych bladozieloną, pustynną roślinnością:

     

 

The background of Shouab Beach: 

 

A jeszcze dalej, u stóp malowniczych, różowych wzgórz są zielone zarośla i za nimi - jakieś małe, słodkowodne bajorko, które daje im życie...

I saw them from a distance as they walked toward me from the other, three kilometers distant end of the beach. At the end we met  - like the survivors on the isolated, empty beach. They greeted me: Ma'Saalama! They did not speak any English, but I understood what was going on: they saw the boat from the distance and wanted to sail with us back to Qalansiya ... We have hitchhikers! - I thought. And, of course, eagerly nodded: we will take you, we will take!

Widziałem ich z daleka, jak szli w moim kierunku z przeciwległego, odległego o 3 kilometry krańca plaży. W końcu spotkaliśmy się jak rozbitkowie na tej izolowanej, pustej plaży. Pozdrowili mnie: Ma'Saalama!  Nie mówili po angielsku, ale zrozumiem o co chodzi: zobaczyli lodź i chcieli zabrać się z nami z powrotem do Qalansiya... Mamy autostopowiczów! - pomyślałem. I oczywiście skwapliwie przytaknąłem: zabierzemy, zabierzemy!

     

I decided to take a tiring walk to the village of Abdullah and Hamed (see white dot on the picture below):

 

Wioska Abdullaha i Hameda (tak się nazywali) leżała na drugim krańcu tej wspaniałej plaży. Tak daleko, że z nadpływającej łodzi jej nie widziałem... Dopiero gdy spotkałem tych rybaków pokazali mi miejsce i w oddali zobaczyłem tych kilka domków zlewających się barwą z kolorem górskiego zbocza. Zaznaczyłem je białą plamką na zdjęciu poniżej:

     

     
   

 

Gama kolorów wody w zatoce była niesamowita: szmaragd, turkus, lazur. Łagodne fale uderzały o brzeg, a w wodzie nie było widać ani skałek, ani odrobiny kamieni, które tak często są utrapieniem pływaków w tropikalnych krajach. Od południa zatokę zamykał długi, górzysty półwysep. Jego koniec wyznaczał południowo-zachodni przylądek wyspy. To był najdalej wysunięty na zachód fragment Sokotry:

     

     

 

 

 

Po około 45 minutach marszu w uciążliwym słońcu doszedłem do rybackich łodzi wyciągniętych na biały piasek.  Wśród nich musiały być łodzie moich "autostopowiczów" ...

     

 

 

Shouab Village - just 6 stone houses: 

 

Wioseczka, która przycupnęła na krańcu plaży u stóp wzgórza liczyła zaledwie 6 kamiennych domków. Zajrzałem do środka. Maty wyścielały podłogę. Jedyne sprzęty to wbite w ścianę wieszaki, na których powieszono odzież. Z każdego kata wyglądała bieda... 

Pokazali się ludzie. Najpierw krzykliwe dzieciaki, potem dorośli. Poczęstowali mnie szklaneczką strasznie słodkiej herbaty. Ten młody mężczyzna, choć nie potrafił nic powiedzieć po angielsku z duma zademonstrował, że na strzępie papieru potrafi napisać swoje nazwisko i to w łacińskim alfabecie!...

Kobiety, nawet tu, na odludziu nie odsłoniły twarzy. Niesłychanie silna ta tradycja! Myślę, że wśród tych niewykształconych ludzi nawet silniejsza, niż u tych, którzy ukończyli szkoły...

 

 

W cieniu przy łodzi siedział brodaty staruszek. Miał w rękach rodzaj sztyletu siedzącego w ozdobnej pochwie i małą drewnianą laseczkę. Domyśliłem się, że to insygnia lokalnej władzy - to był wójt!  Wójt chciał mi sprzedać muszle, ale wiedziałem, że nie wolno ich wywozić....

 

 

 

Shouab - wioska w raju! - pomyślałem sobie. Popatrzcie na tą czystą plażę, na lazur wody. Czy oni doceniają to, że żyją w takim rajskim zakątku? Nie byłem pewien... Cudna ta sceneria, ale tym ludziom trudno się tu żyje... Choć tak naprawdę to zależy jakie kto ma aspiracje...

     

 

I climbed few dozen meters above the village, and thus did another picture of Shouab Beach. I know that the editors of various major magazines arrange and publish a list of the 10 most beautiful beaches in the world. Almost all of these beaches I saw during my travels around the world. Now I  think that the Beach Shouab should be placed in the top ten. Is not that right?

 

Wspiąłem się kilkadziesiąt metrów na górę ponad wioską i stąd zrobiłem jeszcze jedno zdjęcie plaży Shouab. Wiem, że redaktorzy różnych poważnych magazynów układają i publikują listy 10 najpiękniejszych plaż świata. Niemal wszystkie te plaże, które wymieniają widziałem  podczas moich podróży po świecie. I od teraz uważam, że Plaży Shouab należy się miejsce w pierwszej dziesiątce. Czyż nie mam racji?   

 

From the same place on the slope I had a nice view towards the western cape of Socotra:

 

 

Z tego samego miejsca na zboczu miałem ładny widok w kierunku zachodniego przylądka Sokotry:

Fishing boats on the beach viewed from above look like toys:

 

 

Łodzie rybackie na plaży oglądane z góry wyglądały jak zabawki:  

 

 

Old Ahmed's house:

 

Pora była schodzić w dół i wracać do łodzi. Szedłem prawie godzinę, nim dotarłem do zaniepokojonych towarzyszy rejsu. Siedzieli w cieniu w chacie Ahmeda Starego - który, jak się okazało pędził tu życie pustelnika. Tak wyglądał jego dom pod skałami, na skraju rajskiej plaży:

     

 

 

 

 

 

Im się nie chciało wędrował wzdłuż plaży...  - Dotarłeś aż do wioski? Jak ona wygląda? Wyglądało na to, że nigdy jeszcze tam nie byli... No to opowiedziałem. A potem popłynęliśmy wzdłuż tego samego, ale nasłonecznionego już wybrzeża. Słońce powędrowało już daleko i teraz były na tej trasie znacznie lepsze warunki do zdjęć. Mijaliśmy  blisko wysokie skały:

Our return sail:
     

Caves on the sea coast:

 

 

Mijaliśmy małe groty, wypłukane przez morskie fale: 

     

 

...i skaliste, małe wysepki, które zdawały się pływać w turkusowej wodzie: 

And there is also some parts of the high coastal cliffs which are almost vertical and remind me Venezuelan tepuis:

 

 I tutaj również niektóre fragmenty wysokich nadbrzeżnych skał są niemal  pionowe i przypominają wenezuelskie tepuis

When we passed around the last cape wind blew and rocked so strongly that I had to hide the camera deep in a bag  to protect them from salty sea water. We had an experienced skipper, but we reached Qalansiya in soaked clothes - so strong was the splash! But still it was a great trip!

Za ostatnim przylądkiem powiało i zakołysało tak, że musiałem pospiesznie schować kamery głęboko do torby, aby nie zostały pochlapane słoną morską wodą. Mieliśmy doświadczonego szypra, ale i tak do Qalansiya dotarliśmy w przemoczonych ubraniach - tak zacinały bryzgi wody! Ale mimo to była to wspaniała wycieczka! 

For the last night we were driving to Hadibu - the capital of the island...

Miałem wykupiony bilet na czwartkowy lot Yemenii do Sany. Ale po przyjeździe na wyspę okazało się, że Yemenia odwołała swoje czwartkowe loty nie zawiadamiając pasażerów. Nie jest to linia godna zaufania! Musiałem skrócić o jeden dzień swój pobyt na wyspie i wylecieć w środę Felixem. Ale i tak udało się zrealizować założony program!

 Chcieliśmy spędzić ostatnią noc na wyspie w stolicy wyspy, więc jeszcze tego samego popołudnia wyruszyliśmy do Hadibu...

W wielu miejscach Sokotry widziałem takie flagi wymalowane na przydrożnych kamieniach i powiewające nad budynkami... To nie flagi Jemenu. To flagi Jemenu Południowego. A ich obecności jest chyba dowodem na to, że w społeczeństwie pojawiły się tendencje separatystyczne...

 

 

Rano miałem kilka godzin na spacer po mieście Hadibu i zdjęcia. Na głównej ulicy wciąż wałęsały się kozy:

Hadibu shops:

 

Wejścia do sklepów ozdobione tu są arabskimi napisami. Wnętrza ciemne, bo w ciągu dnia nie ma dopływu energii elektrycznej. Trudno sobie wyobrazić takie sklepy w Europie!

Hadibu shops:  

Ale półki tych sklepów nie świecą wcale pustkami. Podstawowe towary są osiągalne. Luksusowych nie ma po co sprowadzać, bo społeczność jest uboga.

Hadibu shops:

Najbardziej kolorowy wydał mi się sklep z przyprawami, przypuszczam, że większość z nich sprowadza się z niedalekich przecież Indii:

 

Na niewielkim bazarze ostrzygł mnie miejscowy fryzjer (za 500 riali - 50% pierwotnej ceny, bo przekonałem go, że przy mojej mocno przerzedzonej czuprynie nie będzie miał dużo roboty). Potem znalazłem uliczny warsztat szewski:

 

Była okazja, aby podglądać zwykłe życie. Tu na przykład na ulicy grają w domino. I od razu gromadzi się wokół grupka kibiców.

 

Wczesnym rankiem warto odwiedzić bazar rybny Hadibu mieszczący się w tej niepozornej wiacie na brzegu morza...

Fish Market in Hadibu operates early in the morning:

 

Na bazarze rybnym nie ma straganów - towar rozkłada się na ziemi. O warunkach higienicznych lepiej nie opowiadać... Ale jest to bez wątpienia bardzo kolorowe miejsce.

Wizyta na tym bazarze jest jednocześnie okazją do fotografowania różnych ludzkich typów i zachowań.

Tyle tylko, że spotyka się tu tylko mężczyzn...

 

 

Aaale ryba! Tylko kto tu kupi taaaką rybę? Nie ma prądu. Lodówki nie działają, więc jak ja przechować?

 

 

 

Prowadzone w kucki negocjacje trwają nieraz bardzo długo:

Szczelnie ubrane kobiety przemykają ulicami. 
A to Pani przedszkolanka prowadzi swoich podopiecznych. Z tego, jak starannie ubrane są te dzieci można wnioskować, że pochodzą z zamożnych rodzin.

W Hadibu jest kilka agencji turystycznych. Ja korzystałem ze sprawdzonej "Socotra Eco-Tours", której młody szef - Abduljameel dobrze mówi i pisze po angielsku. Co do innych agencji, to nie mam doświadczeń. Wszystkich ich można znaleźć w internecie...

Tym z was, którzy mimo wszystko chcą spróbować zwiedzania Sokotry na własna rękę wypada przekazać, że między najważniejszymi osiedlami i Hadibu kursują nieregularnie takie oto mikrobusy zbiorowej komunikacji. Mikrobus odjeżdża gdy się zapełni, wg uznania kierowcy... 

Na pożegnalny lunch agencja zaprosiła nas do najlepszej miejscowej restauracji "Taj Socotra". Zasiedliśmy na "tarasie" przed budynkiem i obserwowaliśmy, jak sąsiedzi (miejscowa elita) palcami zajada ze wspólnych talerzy ryż i rybę:

Nam jednak ze zrozumieniem podano osobne talerze, a nawet łyżki i widelce!

 

Jak to na Sokotrze wokół kręciły się kozy. Jedna wlazła pod stół sąsiadów. Druga czatowała obok stolika i nikomu to w zasadzie nie przeszkadzało.

 

A gdy sąsiedzi skończyli swoją biesiadę kozy zgrabnie wskoczyły przednimi nogami na ich stół i z apetytem zaczęły zajadać resztki z talerzy. I też nikomu to nie przeszkadzało (jak widać na zdjęciu poniżej)

Po lunchu w towarzystwie kóz nasi gospodarze odwieźli nas na lotnisko. Samolot Felixa przyleciał z małym opóźnieniem. Odlatywaliśmy z Sokotry pełni wrażeń i szczęśliwi, że oto udało się nam zobaczyć jeszcze jeden mało znany, a piękny i niezwykły przez swoją przyrodę kawałek świata...

Ludzie mieszkający na Sokotrze okazali się bardzo życzliwi i pozbawieni agresji. Okazało się, że "rewolucja" trwająca w kontynentalnej części Jemenu na izolowaną Sokotrę wcale nie dotarła i że wyspa jest absolutnie bezpieczna dla turystów. A fakt, że w grudniu 2012 roku tak niewielu turystów przyjechało na Sokotrę sprawił, że opłaty za pobyt były bardzo przystępne biorąc pod uwagę zakres świadczonych usług...

Czy wiecie, że Jemeńczycy tak jak Eskimosi witają się wylewnie dotykając się nosami?  Niech ten zabawny obrazek kończący moją relację będzie jeszcze jednym argumentem na to, że warto odwiedzić Sokotrę!

 

After Jedźcie zanim pojawią się tam tłumy turystów!

Wojtek Dąbrowski

 

My hot news from this expedition (in English) you can read in my travel log:  www.globosapiens.net/travellog/wojtekd 

 

 

Notatki robione "na gorąco" na trasie podróży (po angielsku) można przeczytać w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net

     
To my "Islands of the world" site    

 

Przejście do mojej strony o wyspach świata  

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory