cz. II - WSCHÓD          -        Part two - THE  EAST

Tekst i zdjęcia - Wojciech Dąbrowski © - text and photos


In December 2012 I got to the exotic and rarely visited Yemeni island called Socotra.

 

 

W grudniu 2012 roku dotarłem na egzotyczną i rzadko odwiedzaną jemeńską wyspę o nazwie Sokotra. Po zwiedzeniu niewielkiej stolicy wyspy - Hadibu wyruszyliśmy terenowym samochodem do wnętrza wyspy, by poznać jej niezwykłe krajobrazy i unikalną przyrodę, a następnie wspiąć się na najwyższy masyw górski wyspy - Skand.  O tym fragmencie podróży napisałem w pierwszej części relacji.  Po siedmiu godzinach marszu wróciliśmy ze Skandu samochód skierował się na południe.    

After visiting the small island's capital - Hadibu our 4WD car took us into interior of the island to learn about its unique landscapes and nature, and then to climb the highest mountain range on the island - the Scand. About this travel piece I wrote in the first part of the report. After seven hours of walking we returned from Scand to the car and headed to the dry south.

 

 

 

Południowa część wyspy jest sucha i pustynna. Górskie zbocza które oglądałem przez okno samochodu były niemal całkowicie pozbawione roślinności. Tu już nie było egzotycznych smoczych drzew i butelkowców o zabawnych kształtach. 

Dry mountains in the southern side of Socotra:    

 

The sun was sinking behind the horizon, when we got to the Amak Beach on the south coast . There is a primitive camp for tourists, separated only  by a belt of dunes of babbling, warm ocean. At first I thought about swimming, but the waves were high and strong southerly wind was blowing, I was also tired after an exhausting climb. Our guide said that on the south coast of the island the wind and waves are always stronger than in the north - this should be taken into account when planning stay...

 

Słońce już zapadało za horyzont, gdy dotarliśmy do plaży Amak na południowym wybrzeżu. Jest tam prymitywny camp - obozowisko dla turystów, oddzielone jedynie pasem wydm od szumiącego, ciepłego oceanu. Początkowo pomyślałem o kąpieli, ale fale pędzone silnym południowym wiatrem były zbyt wysokie, a ja byłem zmęczony po wyczerpującej wspinaczce.  Przewodnik twierdził, że na południowym wybrzeżu wyspy wiatr i fale zawsze są silniejsze niż na północy - warto wziąć to pod uwagę planując pobyt... 

 

 

 

So called Amak Camp:

 

Popatrzcie na zdjęcie poniżej - na skraju palmiarni jest tam niewielka wiata sklecona z palmowych pni i pokryta palmowymi liśćmi. W niej - by osłonić przed wiatrem - rozbito na piasku nasze namiociki. Potem na macie podali posiłek z herbatą słodką jak ulepek. Potem pośpiewaliśmy po polsku przy diodowej lampie (ku zdumieniu naszych Arabów) i wreszcie położyliśmy się spać. Tuż obok przez całą noc szumiał ocean. W nocy było na tyle ciepło, że nakrywałem się jedynie cienkim prześcieradłem.

 

 

Dzienne światło odsłoniło krajobraz Południowej Sokotry. Tuż za wydmami rozłożyła się duża palmiarnia. Horyzont zamykały nagie góry. A na pierwszym planie zdjęcia po prawej widać kamienny domek z toaletą naszego "campu". Czekaliśmy pół godziny zanim w rurze pojawiła się woda. Nic to, ważne, że w końcu się pojawiła...

 

 

 Mhatta - administrative center of the all South Socotra:

 

Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę, by wkrótce dotrzeć do sporej wioski Mhatta, która jest ośrodkiem administracyjnym dla całej południowej Sokotry. Jest tu nawet szpitalik - to ta biała, piętrowa budowla na zdjęciu poniżej. Poza tym szkoła i posterunek policji. Ale reszta zabudowy to parterowe, prymitywne domki z kamienia:

 

Pick-up car is parking in front of he only shop: 

 

Nikt by się nie domyślił, że te otwarte drzwi to wejście do jedynego sklepiku w tej wsi:

     

Young ladies from Mhatta:

 

Między domami  tumany pyłu... Fotografować ludzi, szczególnie kobiety  jest trudno. Ale widują one aparat tak rzadko, że można robić zdjęcia niby niedbale przekładając aparat z ręki do ręki, bez przykładania go do oka - i w taki sposób powstało to zdjęcie - pokazujące jaką mają urodę i jak się ubierają:

Dogub Cave located near Mhatta:

W górskim zboczu tuż za ostatnimi domkami Mhatty widać duży otwór - i to właśnie jest Jaskinia Dogub, do której zmierzaliśmy:

Dogub Cave located near Mhatta:

 

Kamienista, wąska droga doprowadziła nas do wejścia do jaskini. Jak nigdzie indziej na tej wyspie całe girlandy stalaktytów zwieszają się nad wejściem do Dogub Cave. W środku, w hali stalaktytów jest natomiast niewiele. Przyroda formowała je przez całe wieki i całe szczęście, że nikomu z miejscowych nie przyszło do głowy, aby niszczyć to wspaniałe dzieło natury:

Dogub Cave located near Mhatta:  

 

Wydaje mi się, że dla określenia Dogub Cave odpowiedniejsze jest słowo grota - bo jest tu tylko do oglądania jedna wielka hala otwarta w kierunku oceanu. Hala jest na tyle duża, że samochody wjeżdżają do środka, na piasek wyścielający jej dno, by nie stać na słońcu:

A view from the cave:

 

Oceniam, że hala groty, którą odwiedziliśmy ma około 30 metrów wysokości i głębokość około 50 metrów. Szerokość otworu wejściowego przekracza 100 metrów.

 A tak wygląda fragment "kurtyny" stalaktytów i widok w kierunku odległego południowego wybrzeża.  

     

Dogub Cave:

 

 I jeszcze fotografowana z bliska stalaktytowa "kurtyna".  Pod koniec naszego pobytu mieliśmy odwiedzić jeszcze jedną jaskinię, zlokalizowaną na przeciwległym, północnym wybrzeżu. Nasz przewodnik - Adnan zapewniał, że tamta jest zupełnie inna. Jego słabiutka angielszczyzna nie pozwalała jednak wytłumaczyć na czym polega ta różnica... Musiałem poczekać, aż tam dotrzemy i zobaczę ją na własne oczy.   

Na mapce widać położenie Dagub Cave. Stamtąd, jadąc na zmianę drogą asfaltową i szutrową mieliśmy dotrzeć do diun Hayf leżących we wschodniej części wyspy. 

 

 

 After about an hour of driving we reached our destination - Hayf Dunes. Dunes in this part of the island are not too high. It seems to me that even the highest ones does not exceed 30 meters. But they are spread over a large area.

 

Po około godzinie jazdy dotarliśmy do celu. Diuny w tej części wyspy nie są zbyt wysokie. Wydaje mi się, że wysokość nawet tych najwyższych nie przekracza 30 metrów. Ale za to rozciągają się na znacznym obszarze.

 

When we got to the edge of the great sandbox I remembered the events of 16 years ago. On the Dunes of Wahiba, Oman my Arab driver wanted to show off the ride by similar 4x4 car through the dunes. He showed off .. And buried the car so bad that he had to call on the assistance of people from a nearby village. Our Ahmed did not intend to ride through the dunes. He stood at the edge of the first sand hill, and we walked ahead on foot.

 

 Gdy dojechaliśmy na skraj wielkiej piaskownicy przypomniałem sobie wydarzenie sprzed 16 lat. Mój arabski kierowca popisywał się jazdą takim samym terenowym samochodem po diunach Wahiba w Omanie. Popisywał się i... zakopał się tak, że musiał wzywać na pomoc ludzi z pobliskiej wioski. Nasz Ahmed nie zamierzał jednak jeździć po diunach. Stanął na skraju pierwszej kopy, a my dalej poszliśmy już pieszo.

 

 

 

Hayf Dunes

 

 

Ocean piasku ciągnął się na przestrzeni kilku kilometrów - aż do błękitnego oceanu... Słońce "waliło" po oczach tak, że choć nie lubię słonecznych okularów (bo utrudniają filmowanie) to pospiesznie wyciągnąłem z torby moje bardzo ciemne "lenonki", a na szyi zawiązałem chustkę chroniącą kark przed silnym słońcem.

 

   

Dunes of Southern Socotra: 

 

Chodziliśmy po diunach robiąc zdjęcia. Światło nie było najlepsze. Z moich doświadczeń wynika, że najciekawsze oświetlenie dla zdjęć na pustyni bywa gdzieś na godzinę przed zachodem słońca.

A nasi Arabowie: przewodnik Adnan i kierowca Ahmed siedzieli przez ten czas na piasku:  

 

Then we turned to the Old Road heading north:

Potem skręciliśmy na północ, na tzw. Old Road - starą szutrową drogę łączącą południowe i północne wybrzeże we wschodniej części wyspy jeszcze zanim zbudowano asfaltową szosę w części centralnej. Minęliśmy małą wioskę Azhu, widoczna w dali na zdjęciu poniżej: 

Cucumber trees:

I jak tu nie przystanąć, gdy widzi się takie drzewo -dziwadło? To nie kolejny butelkowiec, ale drzewo ogórkowe - jedna z osobliwości Sokotry.  Sami oceńcie czy przypomina ogórek! Drzewo ogórkowe należy do tej samej rodziny, ale jest z reguły wyższe - ten okaz miał jakieś 3 metry! W oddali widać kolejne takie drzewo. Ale na Sokotrze w sumie nie widziałem ich wiele...

Telepiąc się po wybojach i kamieniach Starej Drogi dotarliśmy w końcu do urokliwego miejsca nazywanego przez miejscowych Wadi Faro. Jest to rodzaj oazy z sadzawką przejrzystej wody, setkami palm i cienistym miejscem na piknik.

Zatrzymaliśmy się tu na nasz skromny lunch. A nasi gospodarze wykorzystali czas nie tylko na to by popływać w bajorku, ale także na to, aby zrobić w nim małe pranie...

 

Oasis of Wadi Faro on the Old Road:

Nie spieszyliśmy się z odjazdem, bo sceneria w tym zakątku była rzeczywiście bajkowa. Wokół strome, kolorowe góry. A niżej zielone korony daktylowych palm przeglądały się w wodzie. W ciągu prawie trzech godzin postoju nikt tędy nie przeszedł ani nie przejechał. I wtedy zacząłem się zastanawiać, iluż to turystów może być w tej chwili na Sokotrze. Zapytałem o zdanie naszego przewodnika. Od powiedział, że może 12, a może 15 - łącznie z nami. 15 turystów na wyspie 130 km długiej i 30 km szerokiej!  Porównajcie to z zatłoczonymi wyspami Europy!

 

 

 

 

The lovely scenery of Wadi Faro.

 

After lunch under the palms, in the afternoon we continued to drive further north - in the direction of the red mountains. Here again it was green - the trees on the photo below are the frankincense trees:

 

Po południu zwinęliśmy rozścielone pod palmami maty i szutrową drogą ruszyliśmy dalej na północ - w kierunku czerwonych gór. Tu znów było zielono - te drzewa na zdjęciu poniżej to drzewa kadzidłowe:

 

 

 

Nasz kierowca - Ahmed znakomicie prowadził samochód na drodze, której fragmenty przebiegały a to kamienistym korytem rzeki, a to wspinały się po głazach na wzniesienia. Gumę złapaliśmy tylko raz - w przeddzień wyjazdu z Sokotry na asfaltowej szosie...

Czasami dochodziło jednak do zabawnych sytuacji. Gdy spotkaliśmy tych pastuchów z niewielkim stadem mizernych krówek kierowca stanął. Co się dzieje?  Nasi gospodarze pogadali po swojemu z pastuchami, a potem ruszyli razem myć nogi w przepływającym obok potoku. Co się dzieje? Ano przyszła pora muzułmańskiej modlitwy, a w grupie zawsze raźniej. Więc stanęli rzędem na bosaka na łące i wybijali te swoje rakaty. Na szczęście niezbyt długo...

 

 

 

Soon we saw again the picturesque bottle trees:

 

We were headind for the overnight to Homhil Protected Area... Homhil is a litte plateau surrounded by hills with many species of the rare trees...

 

Na nocleg zmierzaliśmy w góry - do rezerwatu (PA - Protected Area) o nazwie Homhil. Homlil (zdjęcie poniżej) to mały płaskowyż otoczony wzgórzami, porośnięty okazami rzadkich (dla nas) drzew. 

 

 

 

 

Everbia tree in Homhil: 

 

Na płaskowyżu rosną między innymi ewerbie (tak nazywał je przewodnik) - drzewa podobne do smoczych, ale mające znacznie rzadszą koronę i blado-zielone paluszkowate liście. 

     

The leaves of everbia tree: 

Dziwne liście, prawda? Czy można je nazwać igłami? Jeszcze jeden przyrodniczy dziwoląg rosnący na Sokotrze:

Na płaskowyżu rośnie także kilka tysięcy drzew butelkowych o najróżniejszych kształtach. A że rosną w pewnej odległości od siebie wygląda to wszystko jak ufundowana przez naturę wielka galeria pod gołym niebem, w której podróżnik biega z aparatem od eksponatu do eksponatu fotografując ich wymyślne kształty. tylko ile można fotografować.

 

 

Sophisticated bottle tree.

 

 

 

Na skraju płaskowyżu przysiadła niewielka wioska. Dzieci widząc z daleka spacerujących turystów przybiegają z plecionymi sakiewkami w których mają grudki żywicy kadzidłowca. Z nadzieją patrzą na przybyszów z daleka... Pan kupi?!  To jedyna rzecz, którą mamy na sprzedaż!

 

I nie mogą zrozumieć, że turysta woli fotografować kolejne butelkowe drzewo. Idą za nim...  Trochę to uciążliwe, ale nie zdobyłem się nigdy na to, aby te dzieciaki przepędzić...

 

Picturesque bottle tree:

     

Trudno oderwać wzrok (i kamerę) od tych dziwnych kształtów:

 

 

 

 

Bo każde z tych drzew było inne...

 

 

Za tym grubaśnym butelkowcem ukryta jest kamienna wiata, pod którą rozbito namioty i pod którą już po zachodzie słońca spożywaliśmy nasz ryż z curry i warzywami...

 

 

 Homhil Camp, where we spent the night surrounded by bottle trees: 

 

Rano spadło o dziwo kilka kropel ciepłego deszczu (był to jedyny opad podczas całego naszego pobytu na Sokotrze). A potem pojawił się Ahmed  (na zdjęciu obok) - przewodnik, który miał na sprowadzić w dół - na północne wybrzeże.  Ahmedów na Sokotrze mieszka bardzo wielu - niemal co drugi mężczyzna to Ahmed. Dobrze jest dodawać im jakiś przydomek, aby ich odróżnić... Tego nazwałem Ahmed Brodaty. Co o tym sądzicie?   

Po śniadaniu (zawsze to samo: chlebowe placki, serki, dżem, miód i nutella) Ahmed Brodaty poprowadził nas górską doliną, w której oprócz licznych butelkowców rosły także nieliczne ogórkowce (zdjęcie obok).

Po drodze zobaczyliśmy jak wygląda punkt poboru wody dla położonej niżej wioski: czarny, gumowy wąż zanurzony jest w niewielkim wywierzysku. Woda spływa do wsi sama. Na Sokotrze widzieliśmy takie węże w wielu miejscach - nikt nie trudzi się, by je zakopać. Nikt ich nie niszczy. Bo ta woda z gór to życie...

 

Potem w krajobrazie pojawiły się znane nam dobrze drzewa smoczej krwi, które ja nazywam po prostu drzewami smoczymi:

     

 

Stone bottom of the valley:

 

Opadająca dolina wkrótce zwęziła się do kilkudziesięciu zaledwie metrów, a jej dno przerodziło się w popękany kamienny monolit wyrzeźbiony przez wodę: 

 

Natural pool was completely dry:

 

Nachylenie tego kamiennego koryta było coraz większe. A na samym dole natura przegradzając je stworzyła naturalny basen. Niestety o tej porze roku nie było w nim wody: 

 

 

The view from the dry pool: 

 

 

Za to z grobli tego naturalnego basenu znowu zobaczyliśmy w dole ocean. To była już oczywiście północna strona wyspy. Samotny ogórkowiec dodawał tylko egzotyki temu krajobrazowi:

 

 

 

 

Postcard view of Socotra, isn't it?   Socotra. The beautiful.

Trzeba było wrócić z grobli około 100 m w górę i znaleźć nieoznakowaną ścieżkę, by kontynuować marsz. I takie sytuacje potwierdzają raz jeszcze, że Sokotrę niesłychanie trudno zwiedzać, gdy przyjedzie się tu na własną rękę. Szlaki i ścieżki w interiorze nie są oznakowane ani napisami, ani strzałkami i z  tego powodu nie sposób na własną rękę dotrzeć do wszystkich ciekawych miejsc. 

Ze ścieżki otworzył sie pocztówkowy widok Sokotry. Na takiej pocztówce dopisał bym: "Socotra - the beautiful": 

 

 The path down to the coast is not easy:

 

 

Ten odcinek ścieżki nie był wcale łatwy. Przebiegał tuż pod wysokim zboczem z wieloma skalnymi nawisami: 

 

...but on the trail you will see many strange plants:

   

  ...ale po drodze widzi się wiele ciekawych roślin... 

...ta roślinka obok, mająca końcówki przypominające szczypiorek to podobno kolejna odmiana ewerbii (przewodnik mówił to bez przekonania więc tak do końca to nie jestem pewien)  :)

 

A  to drzewo o powykrzywianych konarach i fioletowo- czarnej korze podobno przywędrowało na Sokotrę z Afryki (ma słowo "africana" w swojej łacińskiej nazwie).

 

Po kolejnych dwóch kwadransach marszu dotarliśmy do małej wioski przy nadbrzeżnej szosie. Czekał tam nasz samochód (pojechał z Homhil okrężną drogą) i... miejscowe dzieci.

 

 

 

Children of Socotra:

 

 Miałem okazję do zrobienia kilku kolejnych, dyskretnych zdjęć. Te dzieci są zresztą bardzo sympatyczne. fakt, że na Sokotrę nie docierają jeszcze tłumy turystów sprawia, że nie są one jeszcze agresywne.

 

 

 

Byliśmy znów nad oceanem. Program tego dnia obejmował  jeszcze snorkeling, czyli pływanie z "fajką" umożliwiające oglądanie podwodnych ogrodów i kolorowych ryb. Podobno najlepszym miejscem dla uprawiania snorkelingu jest Dihamri. Dihamri łatwo z daleka rozpoznać po dwóch czerwonych pagórkach wyrastających u krańca niewielkiego półwyspu:

Dihamri on the north coast - the best snorkeling place:
     

 

 

Dihamri has a stone beach and WC/shower pavilion. In the distance you can see the sands of Deleisha:

 

W Dihamri nie ma piaszczystej plaży - do wody schodzi się po kamykach (warto mieć na tą okazję jakieś stare sandały).

Na brzegu ustawiono tu "bazę turystyczną" w postaci wiaty wyścielonej matami (dla ochrony przed słońcem i spożywania posiłków) i domku z prysznicem i ubikacją. W dali widać piaski plaży Deleisha: 

 

Snorkeling area. You can rent here mask, snorkel and flippers. I enjoyed very much coral gardens and plenty of color fish:

 

Ale prawdziwe piękno tego zakątka kryje się pod powierzchnią wody. Tu właśnie nurkowałem i muszę wam powiedzieć, że jest tam co podziwiać. Są i kolorowe ryby i korale. Maskę i fajkę wypożyczają na miejscu. Można tu także uprawiać diving, ale to bardzo kosztowny sport na który nigdy nie było mnie stać...

Egyptian vultures are there too:

 

 

A gdy po nurkowaniu przygotowali dla nas posiłek, to obok oczywiście pojawiły się znane wam już z poprzedniej części relacji egipskie sępy... Porywały sobie wzajemnie rzucone im  resztki ryby i ości... 

Na Sokotrze wszędzie można spotkać kozy - wszystkojadki. Zjadają one nawet tekturę. Bardzo im smakowały nasze papierowe serwetki...

 

 

Ale to nie był jeszcze koniec atrakcji, które przewidziane były na ten dzień. Wkrótce ruszyliśmy ponownie - w kierunku wschodniego cypla wyspy. Tam góry dochodzą niemal do samej plaży - widać to na zdjęciu poniżej:

Niektóre fragmenty tych nadbrzeżnych skał są niemal  pionowe i przypominają wenezuelskie tepuis Szosa, którą widać na zdjęciu, początkowo asfaltowa przechodzi szybko w piaszczystą drogę...

Arher Dunes:

 

I już widać w oddali potężne pryzmy białego piasku nawiane na strome górskie zbocze. To właśnie kolejna turystyczna atrakcja Sokotry - Diuny Arher:

Arher Dunes:

Trudno to sobie wyobrazić, ale wiejący przez wieki północny wiatr nawiewał i nawiewał piasek z plaży pod górskie zbocze, aż powstały z tego diuny o wysokości przekraczającej 100 metrów. Zupełnie to inny krajobraz niż ten, który można zobaczyć na piaskach na południu wyspy...

Wyobrażam sobie miłośników sandboardingu zjeżdżających na deskach po tym stromym zboczu. Tyle, że najpierw trzeba się wdrapać na górę, a to nie jest wcale łatwe, bo piasek jest sypki...

 

 

Eastern tip of Socotra Island:

Kiedy dotarliśmy pod wieczór do Diun Arher oświetlenie samych diun nie było najlepsze. Za to zachodzące słońce pięknie oświetlało góry na wschodnim krańcu wyspy - co widać na zdjęciu poniżej. Sam wschodni przylądek jest niski i niezbyt ciekawy, ale kolorystyka tych gór w jego sąsiedztwie na pewno robi wrażenie...

In the next morning our car took us to the bottom of the coastal mountain - in such a landscape we started a climb to the Hoq Cave:

Kolejną noc spędziliśmy w pustym obozowisku w Rosh. W Rosh - nad oceanem są podobno dobre warunki do divingu - to kolejny morski rezerwat Sokotry (Protected Area).

Rano podjechaliśmy samochodem kilka kilometrów do podnóża nadmorskiego grzbietu, by rozpocząć 1,5 - godzinną wspinaczkę do wejścia do Jaskini Hoq. Przewodnik - kolejny Ahmed upewnił się przez tłumacza, że zabraliśmy latarki. Nie mówił ani słowa po angielsku... Z dołu otworu jaskini jeszcze nie było widać: 

 

Ścieżka prowadziła wśród buszu porastającego skalne gruzowisko. Była dobrze utrzymana, ale i tak lepiej zabrać na tą wspinaczkę buty osłaniające kostkę. Mijaliśmy wielkie głazy: 

Ascent to Hoq Cave took us 1,5 hours...

 

Na stoku rosły liczne butelkowce, które - przyznaję - trochę nam już spowszedniały oraz te "africany" o ciekawie poskręcanych konarach. W gorę i w górę... A ostre słońce dawało się już solidnie we znaki...

Ale warto było przystanąć, by sfotografować małego butelkowca, który wyrósł w zagłębieniu skały. Za kilka lat jego korzenie rozsadzą tą skałę...

 

 

 

Od czasu do czasu oglądałem się w tył, bo było warto. Tam, całkiem niedaleko pysznił się lazurowy ocean:

Hanging frankincense tree...

Ahmed Jaskiniowy (bo prowadził nas do jaskini) gestami zwrócił naszą uwagę na ciekawe, wiszące drzewo. Było to drzewo kadzidłowe. Uczepiło się rozpaczliwie stromej skały i wbrew rozsądkowi rosło dalej w pozycji idealnie pionowej. I chyba tylko temu, że rośnie osłonięte w mini-wąwozie między dwoma skałami wiatr jeszcze go nie złamał...

Entrance of the Hoq Cave:

W końcu zobaczyliśmy wejście do Jaskini Hoq. Była to wielka grota o wysokości około 20 metrów. Jeszcze tylko 15 minut wspinaczki i mieliśmy schować się w cieniu tej groty. Podejście od szosy z krótkimi przystankami zabrało nam 1,5 godziny: Kie

Hoq Cave

Kiedy staje się u wejścia do tej jaskini, to człowiek nie wie jeszcze co go czeka wewnątrz. Szykujemy latarki. Przewodnik ma ze sobą tylko mała lampkę, którą na dobrą sprawę można świecić tylko pod nogi. W pierwszej olbrzymiej sali jest jeszcze trochę dziennego światła, wydobywającego z mroku gigantyczne filary: 

Hoq Cave

I już wiem: ta jaskinia to gigant. Tu nie trzeba się przeciskać między skałami. Przechodzimy z sali do sali, a każda z nich ma wielkość lotniczego hangaru. Słabe jak na takie pomieszczenia światła naszych latarek wydobywają z ciemności stalaktyty i stalagmity. Całe lasy filarów. Jestem oczarowany... Nie spodziewałem się takich rewelacji...

Hoq Cave

Tylko z fotografowaniem jest problem. Lampa błyskowa aparatu oświetla tylko to, co jest w odległości kilku metrów. A tu do fotografowania są wnętrza wielkości katedry!  Bogactwo kształtów i kolorów... Kosmiczna cisza. Szlak miejscami wyznaczony jest kawałkami porwanego sznurka... Mało kto tu trafia...

Hoq Cave

Kolejnym zaskoczeniem jest to, że w jaskini Hoq nie jest wcale chłodno (bo brak przewiewu) i że jest sucho - dopiero na końcu szlaku zwiedzania zobaczycie płytkie bajorka, z których wyrastają filary podobne do indiańskich totemów. Różnice poziomów poszczególnych sal są minimalne, więc zwiedzanie nie jest związane z żadnym forsownym wysiłkiem.

Zawracamy po około 45 minutach - oceniam, że weszliśmy około 3 km w głąb jaskini - ale jaskinia podobno jest jeszcze dłuższa.

The view from the entrance to Hoq Cave:

W żadnej jaskini świata nie widziałem takich wygiętych stalagmitów. A takich dziwów we wnętrzu Jaskini Hoq jest jeszcze więcej... Kiedy po 1h 20 minutach marszu w egipskich ciemnościach wychodzimy wreszcie na światło dzienne jestem przekonany, że ta jaskinia to jedna z największych atrakcji przyrodniczych wyspy, ba - całego Jemenu! Gdyby jeszcze było tu jakieś światło...

Widok sprzed jaskini na rafy koralowe koło Rosh:

Rosh and Dihamri:

Ale światła długo jeszcze nie będzie. Energia elektryczna na wyspie bywa... W stolicy... Czasami... Kiedy podczas naszej tury trzeba było naładować baterie mojej kamery zajechaliśmy do sporej wioski koło Rosh. Przewodnik poszedł pogadać z wójtem. Gdy wrócił razem z nim do samochodu oznajmił, że wójt ma mały agregat i gotów jest włączyć go wieczorem na 2-3 godziny. Za ile -zapytałem?  Ale honorowy wójt od zagranicznych gości nie wziął ani grosza...

After descent from Hoq Cave to the road (another 1,2 hours) we were driving to the west of the island. I will write about this part of the trip in the third part of the report...

Widok na Rosh (ten bliższy półwysep) i Dihamri (dalszy). Po zejściu z jaskini do samochodu, które zabrało nam kolejne 1,2 godziny pojechaliśmy na zachód wyspy. Ale o tym przeczytacie już w kolejnej części mojej relacji...

 

My hot news from this expedition (in English) you can read in my travel log:  www.globosapiens.net/travellog/wojtekd 

 

 

Notatki robione "na gorąco" na trasie podróży (po angielsku) można przeczytać w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net

To the next part of this report    

 

Przejście do trzeciej części relacji  

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory