czyli  Wyspa Świętego Tomasza

Część III A  relacji z podróży po Afryce Równikowej  -    Part three "A"

Tekst i zdjęcia:  Wojciech Dąbrowski  © - text & photos

To wyspa zapomniana, mało kto potrafi ją wskazać na mapie. Leży na uboczu komunikacyjnych szlaków i pewnie dlatego tak rzadko jest odwiedzana przez turystów. ... Władze tego ubogiego kraju są zainteresowane wzrostem ruchu turystycznego: cudzoziemcy mogą otrzymać wizę nawet już po przylocie na lotnisko za opłatą 50 USD.  Ja dostałem ją na poczekaniu w ambasadzie w Brukseli. Wolałem mieć ją wcześniej w paszporcie aby w razie odmowy udzielenia wizy wjazdowej do Gabonu móc uzasadnić chociaż konieczność tranzytowego przejazdu przez Gabon na Sao Tome...

Z Polski na Sao Tome nie ma drogi na skróty... Jak by nie kombinować, trzeba lecieć najpierw do Lizbony. Stamtąd na Sao Tome latają dwie konkurujące ze sobą linie: zasiedziały portugalski TAP i młodociany Air Luxor, który, jak się wydaje pojawił się tu gdy rozeszły się pogłoski o możliwości rozpoczęcia eksploatacji złóż ropy.   Konkurencja wpłynęła dobrze na poziom taryf: powrotny bilet z Lizbony kosztuje około 760  USD

Na afrykański kontynent wyspiarze z Sao Tome najbliżej mają do stolicy Gabonu - Libreville. Dwa razy w tygodniu - w piątki i niedziele lata na tej trasie boeing Air Gabon, a w pozostałe dni jedyny samolocik Air Sao Tome - 16-miejscowy, ciasny twin otter. Potwierdzenie rezerwacji na loty Air Sao Tome można otrzymać tylko na miejscu ( ich loty nie są wprowadzone do komputerowych systemów rezerwacyjnych).  Ostatnią możliwością  jest samolot angolańskich linii TAAG z Luandy.

Afm.jpg (19280 bytes)

To było tutaj - prawie dokładnie na równiku. 200 kilometrów na zachód od afrykańskiego   kontynentu... 

Na terytorium kraju o nazwie Sao Tomé e Príncipe składają się dwie główne wyspy pochodzenia wulkanicznego odległe o 150 kilometrów i jeszcze kilka maleńkich, nie liczących się "ilheu", które widać na mapie obok.  Cały obszar demokratycznej republiki ma jakieś 1000 kilometrów kwadratowych...

 

 

Zamiar odwiedzenia innych krajów Afryki sprawił, że dla mnie najkorzystniejszym wyborem sposobu dotarcia na wyspy był lot Air Gabon. Nie tylko dlatego, że mogłem wykupić bilet w Polsce, ale także ze względu na najkorzystniejszą taryfę: 145 USD + tax za powrotny bilet przy tygodniowym pobycie. Przy dłuższych pobytach ciekawsza jest taryfa Air Sao Tome: 207 USD + tax. Najtańszym sposobem na dotarcie z Libreville na Sao Tome jest zaopatrzeniowy statek. Jednostki te kursują jednak nieregularnie...

Na senne lotnisko odległe tylko o 2 kilometry od centrum Sao Tome przyleciałem późnym wieczorem z Libreville.  Nauczony doświadczeniem najpierw w stoisku z pamiątkami dowiedziałem się, że miejsce w zbiorowej taksówce do miasta kosztuje pół dolara.  Niestety nie było więcej chętnych...   Taksówkarz zażądał ode mnie 10 USD !    Oni wszędzie na świecie są tacy sami!...     Ale ja już wiedziałem, że nawet płacąc za pozostałe miejsca w wozie nie powinienem zapłacić więcej niż 2 dolary.  Tak sie też stało. Wkrótce mknęliśmy  do miasta.   Od razu mi się spodobało...  
Wypełniona starymi, kolonialnymi domami stolica rozłożyła się wokół zatoki.  Sao Tome jest małe - wszystkie obiekty warte zobaczenia są tu w zasięgu pieszego spaceru.    I wszystko można fotografować, no... może z wyjątkiem różowego pałacu prezydenckiego rozlokowanego pod palmami (w centrum zdjęcia - powyżej).  

Pierwszą noc spędziłem w pozbawionej szyldu, najtańszej noclegowni stolicy - Pensao Carvalho.  Zlokalizowany na piętrze ponad barem pensjonat ten straszy zruinowanymi łazienkami z wielkimi wannami, które przeżywały okres świetności jeszcze w portugalskich czasach.  W "Carvalho" okresami nie było prądu i wtedy skrzypiący wiatrak zamocowany pod sufitem stawał się zupełnie bezużyteczny. Mimo to żądali 15 USD za noc.  Potem przeniosłem się za róg - do Pensao Turismo.  Tu za 20 dolarów miałem do dyspozycji wielki pokój z małżeńskim łożem i wliczone skromne śniadanie serwowane na białym obrusie.   Właścicielka - leciwa seniora o staroświeckich   zasadach  energicznie zawiadywała kucharzem i dwiema czarnymi dziewczynami... Warto polecić to miejsce...    

W mieście znaleźć można wiele malowniczych zakątków: wąskie uliczki, jedną wysadzaną palmami avenidę. Spacerując wśród domów malowanych w pastelowe kolory czasami przystawałem zaskoczony; to co widać na zdjęciu obok z daleka wyglądało na saturator do sprzedaży napojów. Tymczasem okazało się, że pod drzewami, na staromiejskim placyku zlokalizowana jest stacja benzynowa. Pojazdów podjeżdża mało, bo samochodów tu niewiele.  Ludzie przychodzą z kanistrami, ustawiają się w kolejkę by kupić na zapas paliwo do motocylka czy agregatu. Bo jutro może nie być...  A światło wyłączają często...

 

Na północnym krańcu miasteczka, na wysuniętym w morze cyplu Portugalczycy zbudowali małą forteczkę. jej patronem jest święty Sebastian. To najważniejszy obok katedry zabytkowy obiekt miasta i przy okazji siedziba Muzeum Narodowego.

Przed zameczkiem na niewielkich cokołach stoją posągi portugalskich odkrywców. Przetrwały upadek kolonów i czasy rewolucji, tylko jeden z nich w bliżej nie wyjaśnionych okolicznościach postradał nos.  Wyspa została odkryta w dzień świętego Tomasza  1470 roku przez portugalskich  podróżników Pedro Escobara, Joao da Paiva i Joao de Santarem.  To ich kamienne figury stoją dziś pod murami fortalezy. W piętnaście lat po nich pojawili się tu pierwsi portugalscy osadnicy. Zakładali plantacje trzciny cukrowej. Trzcinowy cukier i handel niewolnikami przywiezionymi z Czarnego Kontynentu były podstawą tutejszej gospodarki aż do końca XVIII wieku. 
Po wykupieniu biletu za 23 tysiące dobra (miejscowa waluta o nazwie dobra nie jest wcale taka dobra bo ulega szybkiej inflacji) można obejrzeć zamkowe wnętrza. Dziedziniec forteczki jest niewielki. W jego centralnym punkcie zbudowano otwartą kaplicę z posągiem świętego Sebastiana. Wąskie schody prowadzą stąd na mury.  We wnętrzach eksponowane są pamiątki z okresu kolonialnego, a także fotografie dokumentujące czasy walk o niepodległość kraju. Można też zobaczyć srebrne krzyże, ornaty i naczynia liturgiczne, stare meble i pamiątki po portugalskich gubernatorach. W jednej z sal zorganizowano także ekspozycję etnograficzną. Fotografować i filmować we wnętrzach nie wolno. Dopiero po wyjściu na mury mogę wyciągnąć kamerę...        

Placyk przed fortalezą z malowniczymi palmami to bardzo malowniczy i trochę odludny zakątek. Wieczorami przychodzą tu zakochane pary.  Nadmorski bulwar, niegdyś reprezentacyjny, dziś mocno zaniedbany prowadzi stąd do ruin Club Nautico (gdzie w portugalskich czasach był basen i restauracja), do najlepszego miejscowego hotelu Miramar i współcześnie wzniesionego Palacio dos Congressos.     

 

 

STom2521.jpg (32657 bytes)

Pałac prezydencki stojący w pięknym ogrodzie też mógłby być atrakcją turystyczną, ale jak już wspomniałem nie wolno go nie tylko zwiedzać, ale nawet fotografować... Naprzeciw prezydenckiego pałacu stoi w otoczeniu malowniczych palm skromna, XVI-wieczna katedra. Wieczorami jest ładnie iluminowana...      
To na pewno najciekawszy zaraz po zamku zabytek stolicy. Wyposażenie budowli jest bardzo skromne - nie ma tu nic z przepychu europejskich barokowych kościołów. Ale jest w tym wnętrzu coś, co zasługuje na uwagę: cała wielka płaszczyzna ściany powyżej głównego ołtarza pokryta jest ceramicznymi, biało-błękitnymi  płytkami fajansowymi tzw. azulejos składającymi sie na gigantyczną scenę figuralną.   Widziałem już coś takiego podróżując po Półwyspie Iberyjskim.  W XVII-wiecznej Portugalii całe wnętrza kościołów, od posadzki po sklepienie wykładano takimi kafelkami...  Te azulejos na Sao Tome są oczywiście znacznie skromniejsze, ale też robią wrażenie... 

         

...- tym bardziej, że wokół całego kościoła poprowadzono wykonaną taką samą techniką lamperię, układaną we wzory roślinne i arabeski. 

We wnętrzu pustka, wierni coś nie garną się specjalnie do tego kościoła.  Być może jest to efekt niechętnego stosunku do wiary kolonizatorów i  kościoła w okresie kilkunastu pierwszych lat po uzyskaniu niepodległości kiedy to w kraju propagowano raczej ateizm i idee marksizmu. (To zapewne z tamtych czasów pozostało  wielkie popiersie wujka Lenina które  poniewiera się teraz na tarasie mojego pensjonatu ).

STom2537.jpg (42017 bytes)

Jednym z najładniejszych obiektów kolonialnej architektury jest odnowiony budynek Casa de Cultura. Nazwa mówi o przeznaczeniu budynku, ale nie znalazłem tam żadnych komunikatów o imprezach kulturalnych...            

STom2527.jpg (37493 bytes)

W szerokiej ulicy obok bazarowej hali przez długie godziny stał długi rząd taksówek. Przeważnie kursują one na zasadzie pojazdów zbiorowych (mało kogo stać tu na luksus wynajmowania całego wozu).

Alternatywą dla taksówki jest wynajęcie za 45 dolarów dziennie terenowego "Suzuki". Warto wtedy dopłacić 10 USD za miejscowego kierowcę, który nie tylko zna drogi, ale i bierze na siebie odpowiedzialność za samochód. Na głównych, bardziej uczęszczanych trasach kursują także żółte mikrobusy. Obowiązuje rejonizacja odjazdów - z określonych punktów na ulicach wokół bazaru odjeżdżają publiczne pojazdy w jednym kierunku.   

Przykładowe ceny przejazdów zbiorowym transportem ze stolicy wyspy: Boa Vista - 8000, Trinidade - 5000, Guadalupe - 4000, Porto Allegre - 25 000.  

STom2538.jpg (53189 bytes)

 A to już hala miejscowego bazaru. Z mojego "Pensao" miałem do niej 200 metrów.  W szczelnie wypełnionym wnętrzu handluje się warzywami, owocami i podstawowymi artykułami spożywczymi takimi jak ryż, mąka czy olej. Gdzieś w rogu widziałem też produkowane domowym sposobem napoje alkoholowe. Wagi używa się rzadko - towar sprzedaje się na sztuki, miarki albo na kupki. Przychodząc tu na zakupy warto mieć drobne pieniądze, bo obroty przekupek nie są zbyt duże i banknot o wysokim nominale wprawia je w zakłopotanie...           
Za jednego dolara płacą tu około 9000 dobra.   U ulicznych cinkciarzy urzędujących przed bankiem dostać można do 500 dobra więcej ale dochodzi ryzyko oszukania, otrzymania fałszywych banknotów itp.

Przykładowe ceny: banan - 300, dorodna papaja - 2000, puszka coca-coli - 5000, puszka importowanych parówek - 8000. Zaskakująco drogie są tu jajka - sprzedają je po 1500 dobra za sztukę. Białych na targu nie widać. Europejczyk nawet gdy nosi wytarte dżinsy postrzegany jest jako człowiek zamożny i dlatego powinien się targować...

Pieczywo występuje to prawie wyłącznie w postaci dużych bułek sprzedawanych po 500 dobra... Na śniadanie byłem w stanie zjeść tylko dwie takie buły...

Ludzie - jeśli   odwracają twarz na widok aparatu fotograficznego to raczej wstydząc się swojej domniemanej szpetoty czy ubóstwa niż z niechęci do cudzoziemca.   Ta młoda kobieta nie miała obiekcji, gdy gestami dałem jej do zrozumienia, że chciałbym jej zrobić zdjęcie. Ludzie są bardzo sympatyczni i kontaktowi. Mieszka ich na wyspach około 100 tysięcy. Z tego jedna czwarta w stolicy, a na mniejszej wyspie (Principe) tylko 6 tysięcy. Dla turysty utrudnieniem   w kontaktach z miejscowymi jest jednak bariera językowa. Językiem urzędowym jest portugalski.  Jeżeli otarliście się o hiszpański to sporo będzieie mogli zrozumieć. Gorzej z mówieniem...  Znajomość angielskiego jest tu rzadkością, jeżeli ktoś zna język obcy to jest to raczej francuski (bo blisko stąd do frankofońskiej Afryki). 

STom2727.jpg (47273 bytes)

Oprócz hali "Mercado municipal" jest tu jeszcze "Mercado central" - bazar składający się z drewnianych bud i kramów rozłożonych wprost na chodniku na którym handluje się zwiezioną ze świata tandetą, używaną odzieżą i artykułami codziennego użytku.     Importowanej żywności  wypełniającej półki sklepików w innych afrykańskich krajach widzi się tu niewiele.  Nie bez trudu znalazłem puszkę portugalskich parówek...      

STom2536.jpg (54888 bytes)

Z tyłu, za widocznym na zdjęciu kościołem Concecao znajdziecie tutejszy oddział biura podróży Mistral Voyages z Libreville. To jedyna chyba na Sao Tome agencja sprzedająca bilety lotnicze, organizująca wycieczki po wyspie, oferująca pamiątki i mapy turystyczne. Działają jako generalny agent Air Gabon więc to u nich można rekonfirmować rezerwację na powrotny przelot. Nie mają tu konkurencji, co niestety niekorzystnie wpływa na ceny: półdniowa wycieczka po wyspie kosztuje u nich 45 USD od osoby, a całodniowa na południe wyspy - 70.         W budynku obok poczty jest wprawdzie państwowe biuro informacji turystycznej ale trudno mi było uzyskać jakiekowiek informacje już choćby z tego powodu, że nikt tam nie mówi po angielsku...

W codziennej diecie wyspiarzy bardzo ważną pozycją są ryby. Codziennie rano na plażę w zatoce przypływają rybackie łodzie. Tu czeka już tłumek chętnych - ryby sprzedaje się z łodzi. Cześć z nich jest od razu na miejscu patroszona i smażona na prymitywnych paleniskach - w takiej postaci można je sprzedać przechodniom lub przechować trochę dłużej.       
Tyle miejskich krajobrazów Sao Tome.  O urodzie tego zapomnianego kraju stanowi również przyroda: nieskażone cywilizacją wnętrze wyspy pokryte bujną, tropikalną roślinnością. Ten interior zobaczycie na kolejnych stronach mojej relacji...  Zapraszam...   
                           >>>>>>>>>>>>>>>>>>CIĄG  DALSZY - przejście do drugiej części relacji z Sao Tome
Powrót na początek relacji z tej podróży

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory