Tekst i zdjęcia:  Wojciech Dąbrowski  © - text & photos

Część V B relacji z podróży od krańca do krańca Afryki 

-  Part five B - Chad - around the Lake Chad

 

 

 

       (ciąg dalszy)

 Być w Czadzie i nie widzieć Jeziora Czad?  Wprawdzie podczas trudnego etapu  jazdy od granicy Nigru do Bol jezioro mignęło nam gdzieś w oddali, ale to nie było to...  Tylko gdzie je znaleźć? Północne i wschodnie brzegi bez przerwy zmieniają swój kształt i położenie w wyniku zmian poziomu wody - w zależności od pory roku i ilości opadów... Trochę lepiej jest na południu, gdzie jezioro jest głębsze.

 

Najtaniej do wiosek nad jeziorem dotrzeć można lokalnym bache - takim jak na zdjęciu obok. Ale przy kiepskiej informacji, przy braku rozkładu jazdy czas takiej wyprawy może się przeciągnąć. Agencje turystyczne w Ndjamenie oferują wycieczki nad jezioro połączone z przejażdżką łodzią i występami folklorystycznymi ale ceny są wysokie...  Agencja Tchad Evasion, którą można znaleźć w internecie zaproponowała mi trzydniową wycieczkę nad jezioro (na krócej im się nie opłaca) za 80 euro dziennie na osobę przy minimum 3 osób... Trzeba było szukać tańszego rozwiązania...
Przed eleganckim hotelem Novotel w stolicy znalazłem właściciela landcruisera który gotów był pojechać nad jezioro...  Spisaliśmy kontrakt. Przezornie umieściłem w nim klauzulę, że koszt paliwa oraz wszelkie dodatkowe opłaty  i podatki pokrywa właściciel wozu, co okazało się później bardzo istotne...  Połowa należności miała być wpłacona w momencie odjazdu, a druga - po powrocie. Ruszyliśmy rano, mijając kobiety na osłach, stada bydła pędzone wzdłuż szosy i na pozór bezpańskie wielbłądy skubiące kolczaste, suche drzewa. Niesamowity skwar, tumany pyłu, płowy krajobraz - jakże to wszystko dalekie od wyobrażeń przeciętnego Polaka o tropiku!

 

Uzgodnionym celem wyjazdu miała być rybacka wioska Karal na brzegu Jeziora Czad. Wyjechaliśmy z Ndjameny główną drogą na wschód. W dużej osadzie Djermaya skręciliśmy w lewo - w kierunku jeziora. Tu jeszcze był asfalt, ale już znacznie gorszej jakości. Po drodze do Karalu miały być jeszcze Tom Maretin, Douguia i Mom. Nasz kierowca niestety słabo znał francuski, powtarzałem mu więc te nazwy i miałem nadzieję, że wie dokąd jedzie...     Stan drogi był mimo dziur  zadowalający. Wiedziałem, że w okresie od kwietnia do września trwa tu pora deszczowa - wtedy wiele dróg w rejonie Jeziora Czad jest w ogóle nieprzejezdnych...
Kilka razy mijaliśmy wielkie stada bydła pędzonego podobno do bogatej (jak na Afrykę) Nigerii... Czad za to należy do najuboższych krajów Afryki. Jego skromny eksport to głównie bawełna...    Na południu kraju rozpoczęto eksploatację złóż ropy naftowej (na razie wydobycie jest skromne) - to może w przyszłości zmienić poziom życia w tym kraju.  Podobno na północy kraju w górach Tibesti są złoża uranu, ale statystyki jakoś milczą na ten temat. Może nie są eksploatowane ze względu na ciągłe zamieszki w tym rejonie?

W mijanych wioskach na tle chat pod strzechą wyróżniał się zazwyczaj mniejszy lub większy murowany meczet. Ktoś dał pieniądze na jego budowę... Nie tylko w Czadzie, ale we wszystkich krajach Centralnej i Zachodniej Afryki daje się zauważyć silna ekspansja islamu..
Wioski składały się z chat o ścianach ze słomy krytych strzechą. Przy okazji mogliśmy zobaczyć jak powstają ściany takiej chaty: cienkie wiązki słomy  przywiązywane są sznurkiem do konstrukcji z patyków.

 

Gdy skończył się asfalt, a zaczął labirynt szutrowych dróg kilka razy zatrzymywaliśmy się, by pytać miejscowych o drogę. Informacje nie zawsze były ścisłe i trzeba było zawracać. W końcu jednak zauważyłem kępy żywej zieleni - to oznaczało, że jesteśmy już blisko... Przejechaliśmy przez wioskę - za nią była tafla wody - w tym pustynnym niemal krajobrazie rzecz naprawdę niezwykła.

Brzegi jeziora wokół wioski zarośnięte były sitowiem. Do otwartej wody wycięto w nim płytki kanał o szerokości wystarczającej dla wymijania się dwóch łodzi.  Na brzegu wrzała praca: kobiety prały i szorowały naczynia, dzieci chlapały się w wodzie, rybacy czyścili sieci. Nasze przybycie wzbudziło zrozumiałe zainteresowanie. Zacząłem rozpytywać o właścicieli łodzi i możliwość popłynięcia na jezioro... Chętni byli, ale...

... od strony wioski nadbiegł młody Murzyn w berecie - jak się później okazało - miejscowy policjant. Zaczęły się kłopotliwe pytania: kto wy, co tu robicie, czy macie zezwolenie? -Jakie zezwolenie? My turyści!  -Trzeba mieć zezwolenie na przebywanie w wiosce i robienie zdjęć!  Chodźcie ze mną!  Przed jedną z chat powiewała na kiju flaga Czadu. To był posterunek...  Zasiadłem przed biurkiem na którym stały ulubione rekwizyty czadyjskiej policji: różnej wielkości autentyczne pociski - od CKM-u do trzycalowego działa. Paszporty!  Wizy były w porządku. Ale nie macie zezwolenia!   Nasz miejscowy kierowca położył uszy po sobie i milczał... A ja wiedziałem od początku o co chodzi: władza zwietrzyła możliwość wymuszenia łapówki j postanowiła nie wypuścić z ręki takiej okazji!   Tu biali pojawiali się bardzo rzadko...  Każdy pretekst był teraz dobry. Nie chciałem przedłużać szarpaniny, nie wiedząc czym może się skończyć. Zapewniłem o naszej niewiedzy i zapytałem, czy na miejscu może nam wystawić zezwolenie - oczywiście za drobną opłatą.

Propozycja została przyjęta ze zrozumieniem. Pieniądze ( 10 000 CFA) również. O jakimkolwiek pokwitowaniu oczywiście nie było mowy. Odprowadzono nas z powrotem na brzeg jeziora... Podjąłem na nowo przerwane rozmowy na temat wycieczki łodzią...

Do wyboru był dwa warianty jednogodzinnej wycieczki: łodzią z motorem - za 25 000 CFA lub łodzią bez motoru za 10 000.  Wybrałem oczywiście ten tańszy...

 

Szczerze mówiąc, planowałem w Czadzie jeszcze jedną wycieczkę - do odległego ale podobno bardzo ciekawego parku narodowego Zakouma na wschodzie kraju. Na miejscu jednak okazało się, że ze względu na kiepski stan dróg przejazd do parku w każdą stronę zabiera aż dwa pełne dni. Plus co najmniej jeden dzień w parku... Na publiczny transport w tym kraju nie ma co liczyć. Można za to liczyć na biurokrację i częste łapówki. Agencja gotowa była wziąć je na siebie, ale za samo wynajęcie samochodu z kierowcą zażądała 125 euro z każdy dzień. Dodatkowo turysta płaci za paliwo, noclegi, wyżywienie i wstęp do parku. Nic dziwnego że skapitulowałem...

 

 

Dwuosobowa załoga przepchała nas najpierw przez kanał w sitowiu, a potem popłynęliśmy wzdłuż brzegu. Potwierdziły się moje przypuszczenia co do głębokości Jeziora Czad - jest ono bardzo płytkie. Największa głębina to podobno 7 metrów, ale zdarza się w latach wyjątkowo suchych, że zredukowana jest ona do 1,5 metra. Nasi przewoźnicy nie używali wioseł, nie było ich zresztą w łodzi - wystarczyła zwykła bambusowa tyczka...  

Drugi, przeciwległy brzeg jeziora nie był widoczny. Obecną powierzchnię jeziora trudno oszacować - zmienia się ona zależnie od pory roku. Dane z 1960 roku mówiły o 26 tysiącach kilometrów kwadratowych...  

Nadbrzeżne chaszcze i rozlewiska są siedliskiem wielu gatunków ptaków. Na brzegu przechadzały się stadka czarnych bocianów...  
 

Miejscowi pławili stada bydła w jeziorze pędząc je na wyspy, gdzie trawa była bardziej bujna i zielona. Czytałem o krokodylach żyjących w jeziorze. Ale to pewnie nie na tym krańcu, bo by zapewne tym krówkom nie darowały...

Po około godzinnym rejsie łódź zawróciła do Karalu. Pożegnaliśmy ludzi z trzcinowych chat.  Powrotna droga do stolicy minęła bez przygód. Po przybyciu do stolicy wypłaciłem kierowcy umówione 120000 CFA potrącając kwotę łapówki wymuszonej przez policjanta - zgodnie z umową wszelkie dodatkowe podatki i opłaty obciążały przecież przewoźnika... Kierowca przy był świadkiem wymuszonej korupcji i nawet nie próbował nas bronić...

 To był mój ostatni dzień w Czadzie... Więcej informacji o tym zapomnianym kraju (oczywiście po francusku) możecie znaleźć w oficjalnej witrynie rządowej: http://www.primature-tchad.com/pays.php

Z Ndjameny do granicy Kamerunu jest bardzo blisko. Z ronda Rondpoint de Demby na wschodnim krańcu głównej alei za jedne 200 CFA można w ciągu kwadransa dojechać do czadyjskiego posterunku granicznego w Nguele. Ale o tym, jak tym razem poszła odprawa przeczytacie już na kolejnej stronie. 

 

 

    >>>>>Przejście do kolejnej części relacji  

<<<- do poprzednich  części "Transafricany"

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory